[ Pobierz całość w formacie PDF ]
e
wozów, zerwali płócienn okrycia. Na obu wozach stały skrzynie z butelkami i małe drewniane baryłki z
alkoholem. Oczy czerwonoskórych pożądliwie spoglądały na to płynne bogactwo, ale nikt nie ośmielił
się sięgnąć po ognistą wodę bladych twarzy.
· Wylejemy to Å›wiÅ„stwo do rzeki powiedziaÅ‚ Bystre Oko. Tak postÄ…piÅ‚by wielki sachem,
Tecumseh.
· SÅ‚usznie! rzuciÅ‚ jeden z wojowników Dakotów.
· Do wozów i nad rzekÄ™!
Kilku Indian skoczyło na siedzenia i chwyciło lejce.
Wtem rozstąpiły się szeregi i chwiejnym krokiem wkroczył na plac Elskwatawa. Z ubrania spływały
strugi wody. Wojownicy z szacunkiem ustÄ…pili mu miejsca. W ciszy czekali na decyzjÄ™ Wielkiego
Proroka. A Elskwatawa patrzył rozszerzonymi oczyma na pękate beczułki. Potem wybuchnął radosnym
śmiechem.
Czarny Jastrząb krakał mi coś o bladych twarzach, a białych tu nie ma. Za to Kanaha przysłał
Elskwatawie i jego wojownikom wodę życia. Ha! ha! ha!... Sięgnął po butelkę, wyjął z niej korek i
począł pić na oczach zgromadzonych.
To wystarczyło. Za przykładem Wielkiego Proroka poszli wojownicy i liczni wodzowie. Jedynie
Keokuk, Czarny Jastrząb, Lotny Płomień, Skrzydlaty Cień i paru innych rozważniejszych wodzów
podjęło próbę opanowania sytuacji. Dopiero pod wieczór,, przy pomocy zdyscyplinowanych Dakotów,
Sauków i Lisów udało się im zniszczyć część alkoholu. Przeszukiwali wigwamy i rozbijali znalezione
baryłki i flaszki. W wielu miejscach dochodziło do starć i awantur. Niektórzy wojownicy, pijani do
nieprzytomności, leżeli pod chatami lub w ich wnętrzu.
Czarny Jastrząb zebrał wodzów na pośpieszną naradę. Rozważywszy sytuację doszli do wniosku, że
obozowi Indian grozi ze strony białych żołnierzy niebezpieczeństwo. Elskwatawa zupełnie nieprzytomny
spał w swoim wigwamie. Część wojowników również z powodu opilstwa nie była zdolna do podjęcia
walki.
Wieczór zaciągnął nad Tippecanoe swoje ciemne sieci. Nad bagnami poczęła podnosić się mgła. Do
wigwamu obradujących wodzów wpadł zziajany wojownik Osedżów.
Długie Noże otaczają miasto zameldował.
Keokuk powstał.
· PójdÄ™ wzmocnić straże i popatrzÄ™ dokoÅ‚a rzekÅ‚ i wyszedÅ‚ razem z wojownikiem Osedżów.
· CiężkÄ… bÄ™dziemy mieli przeprawÄ™ powiedziaÅ‚ Skrzydlaty CieÅ„. Najlepsi wojownicy wyruszyli
na łowy do Kraju Zielonej Trzciny. Elskwatawa złamał przysięgę i leży pijany. Tecumseha i Czerwonego
Serca nie ma w Tippecanoe. Do walki jest zdolnych około ośmiuset wojowników, a białych przybyło
ponad tysiąc. Proponuję wykorzystać noc i mgłę i opuścić miasto. Tecumseh zabronił podejmowania
walki bez jego zgody. Rankiem Długie Noże prawdopodobnie zaatakują miasto, wówczas znajdą je
puste.
· MÄ…dra jest mowa Skrzydlatego Cienia powiedziaÅ‚ Czarny JastrzÄ…b Wojowników
łatwo przeprowadzić przez bagniste trzęsawisko. Ale jak zabrać zgromadzoną broń muszkiety, kule,
beczki z prochem... Nie damy rady przenieść całego magazynu przez bagna, a w ręce białych nie może
się dostać.
· Wezmiemy tyle, ile uniosÄ… nasze ramiona. ResztÄ™ wysadzimy w powietrze w momencie, gdy
Długie Noże wtargną do Tippecanoe.
· Albo spróbujmy nocÄ… ukryć broÅ„ wÅ›ród szuwarów.
· Może uda siÄ™ podjąć rozmowy z bladymi twarzami zaproponowaÅ‚ sÄ™dziwy BiaÅ‚y WÅ‚os.
Może odejdą. Tecumseh powinien niedługo wrócić...
· Cokolwiek uczynimy, trzeba natychmiast wysÅ‚ać goÅ„ców do Tecumseha i Czerwonego Serca.
Uzgodnili jeszcze szereg spraw. Podzielili pomiędzy siebie zadania i rozeszli się, by je wykonywać.
Wzmocnione straże czuwały wokół osady. Specjalne grupy wojowników wynosiły zmagazynowaną
broń w głąb rozległego bagna. Wykorzystano do tego celu również dwa wozy ofiarowane przez białych,
którymi podwożono broń na skraj trzęsawiska. W trudno dostępnym miejscu wyłożono długimi drągami
rozmiękłą i wilgotną ziemię i na nich składano broń. Praca była ciężka. Wiele skrzyń ołowiu i beczek z
prochem wpadło w lepką maz, wielu wojowników utonęło w bagnie. Nie mogli nawet wzywać pomocy,
aby nie zdradzić całego przedsięwzięcia białym, czatującym gdzieś w mrokach nocy.
Minęła już północ, gdy magazyn został opróżniony. Wodzowa poczęli przygotowywać pierwsze
grupy wojowników do przejścia przez trzęsawisko. Miasto Wielkiego Ducha od północnego zachodu
szerokim łukiem sięgało swymi zabudowaniami po same mokradła. Indianie z dwóch stron rozstawili
gęstą sieć straży co uniemożliwiało białym żołnierzom zamknięcie pierścienia wokół osady. Czynione
przez Harrisona próby wejście na bagnisko kończyły się niepowodzeniem. Uznano więc, że tędy
czerwonoskórzy nie przejdą. Tymczasem pierwsze grupy wojowników zachowując całkowitą ciszę,
prowadzone przez Miamisów i Wyaridotów, którzy doskonale znali tutejsze przejścia wśród bagnistych
rozlewisk, ruszyły w głąb trzęsawiska. Wodzowie co pewien czas dawali znak odmarszu następnej
grupie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]