[ Pobierz całość w formacie PDF ]
otaczające restaurację, tak to sobie wyobraziłem. Mojej
wspólniczce takie rozwiązanie też odpowiadało.
- Wyczuwam tu coś z klimatu Azji... Kilka razy byłam
z matką w Bangkoku. Znam Pukhet, Hongkong, Singa
pur. Mylę się?
-Azja to kolebka ludzkości. Bardzo lubię azjatycką
sztukę, architekturę, kuchnię. Macie u siebie w Wildze
dużo wschodnich mebli i dzieł sztuki. Duże wazy na we
randzie, których Gilly używa do wyrzucania skórek od
bananów, są bardzo cenne. Pochodzą, jak sądzę, z XVIII
wieku. Byłoby dobrze, gdybyś zechciała przestawić je
w bezpieczne miejsce.
Wyrwałeś je z cementu, żeby obejrzeć oznaczenia?
-Nie było takiej potrzeby. Mam dobre oko. - Przy
stanął u szczytu schodów. - Poznasz moją wspólniczkę,
Christine Ching Yee. Prowadzi restaurację i myślę, że ci
się spodoba. Jest bardzo kulturalna, zna kilka języków
i zna się świetnie na chińskiej kuchni. Dzieciństwo spę
dziła głównie w Tajlandii, u rodziny matki. Wyszła za mąż
za dziennikarza, korespondenta z tego regionu. Został za
bity w tragicznych okolicznościach, więc jest teraz samot
na. .. Wchodzimy?
Tajlandzki klimat wyczuwało się już w holu. Restau
racja nazywała się Wanda", od nazwy błękitnej archi-
RS
dei, której ojczyzną była Tajlandia. Orchidee te były
wplecione w oszałamiająco piękną kompozycję kwia
tową stojącą w dużym niebieskim wazonie w foyer.
Wśród rozmaitychi gatunków lilii i storczyków był też
fajus, największa z australijskich orchidei oraz masa
pachnących drobnych wyczyńców w rozmaitych odcie
niach kości słoniowej i różu. Bronte podeszła bliżej.
W przecudnej aranżacji kwiatowej spostrzegła gatunki
kwiatów, których nie znała. Należały chyba do rodziny
ananasowców.
Kiedy się odwróciła, zobaczyła drobną szczupłą ko
bietę idącą w ich kierunku. Była to zapewne Christine,
wspólniczka Stevena.
- Steven - powiedziała delikatnym, śpiewnym głosem.
Pochylił się i ucałował ją w oba policzki. Ubrana była
w tajlandzką jedwabną spódnicę do pół łydki, małą do
pasowaną, bardzo szykowną bluzeczkę wyciętą przy ra
mionach i odsłaniającą brzuch oraz w żółte sandałki na
wysokim obcasie.
Steven przedstawił je sobie nawzajem. Christine po
dała Bronte rękę, skłoniła lekko głowę i uśmiechnęła się
łagodnie.
- Witaj, Bronte. Tak się cieszę, że możemy się poznać.
Kiedy będziesz tu następnym razem, przywiez koniecz
nie swoją ciotkę, pannę McAllister. Steven tyle mi o niej
opowiadał. Bardzo chciałabym ją poznać. Jest podobno
uzdrowicielką i ma ogromną wiedzę na temat leśnych ro
ślin i ziół.
- Zajmuje się tym przez całe życie... Ta kwiatowa kom-
RS
pozycja jest tak piękna, że aż brak mi słów. Czy to twoje
dzieło?
Christine skinęła głową.
- Uwielbiam układać kwiaty. Znajduję w tym ukojenie.
Chodzmy. Zaprowadzę was do waszego stolika. W dzi
siejszym menu są specjalne przysmaki. Tak bym chciała,
żeby ten wieczór sprawił ci przyjemność.
- Dziękuję, bardzo mi się podoba. - Rozejrzała się
z prawdziwym zachwytem po wielkiej sali. Restauracja
była pełna gości, ale nie panował w niej hałas. W stłumio
nym gwarze pobrzmiewały różne języki: japoński, chiński,
francuski, niemiecki, angielski. Stoły nakryte były żółty
mi obrusami i serwetkami niemal w tym samym odcieniu
co ubiór Christine. Prawdopodobnie kolor zmieniał się
co wieczór. Tekowe i bambusowe krzesła były eleganckie
i wygodne. Długą ścianę zdobił wschodni, bardzo pięk
ny parawan. Na przeciwległej ścianie, w szklanej gablocie
w hebanowych ramach wystawiono kolekcję jedwabnych
wachlarzy i lakierowanych pałeczek. Niektóre miały apli
kacje z kości słoniowej i żywe kolory.
- Ale piękne! - zachwyciła się Bronte. - Ile jest tych
wachlarzy?
- Szesnaście - odpowiedział Steven. - Całą tę kolekcję,
a także ścienny parawan Christine odziedziczyła po swo
jej babce Chince. W jej posiadaniu znajdują się również
zbiory ceramiki i malowanych butelek. Na pewno chęt
nie ci je pokaże.
- Dziękuję, ale kompletnie się na tym nie znam - od
parła lekko Bronte. - Christine jest naprawdę wspania-
RS
łomyślna, pozwalając gościom restauracji podziwiać ro
dzinne skarby. Nie boi się, że ktoś coś ukradnie?
- Mamy tu znakomity system alarmowy, a Christine lu
bi sprawiać ludziom przyjemność. - Zerknął na kolekcję.
Wachlarz jest chińskim wynalazkiem, wiesz?
- Naprawdę? Gdyby mnie spytano, powiedziałabym, że
pochodzi z Europy. Z Francji, Hiszpanii.
-Nie ty jedna tak myślisz. Mylą się nawet fachowcy.
Najwcześniejszy znany wachlarz odnaleziono w prowin
cji Junan. Pochodzi z II wieku przed naszą erą, a może
z jeszcze dawniejszych czasów. Wskazywałby na to jego
niezwykły wzór.
Ale obryty! - pomyślała Bronte. I diabelnie zdolny.
- Nic dziwnego, że wymyślono tam wachlarz. W gorą
cym klimacie trudno się bez niego obyć. Starsze kobiety
używają ich po dziś dzień. Gilly ma ich w domu mnó
stwo. Oczywiście nie takich jak te tutaj. Są przeważnie
bardzo zwyczajne i funkcjonalne, chociaż... tak, teraz
sobie przypominam, widziałam kilka w oprawie z kości
słoniowej.
- Dom Gilly to prawdziwy skarbiec.
Skarbiec, powtórzyła w myślach Bronte. I nie możesz
się już doczekać, kiedy się do niego dorwiesz.
- Eksponaty z kolekcji Christine to raczej dzieła sztu
ki niż przedmioty codziennego użytku. Eksport wachla
rzy z Chin na Zachód zaczął się w XVII wieku. Christine
mogłaby ci o tym opowiedzieć dużo więcej, A ja... Wiesz,
widzę cię z jednym z tych wachlarzy w ręce. Oczywiście,
posługujesz się nim, żeby usidlić mężczyznę.
RS
- Twojej przyjaciółce przyszłoby to o wiele łatwiej.
- Nie wiem. Chyba bardzo niewielu mężczyzn umia
łoby się oprzeć twoim wdziękom. Który wachlarz byś
wybrała? Tak, żeby pasował do tej sukienki? - Zerknął
na nią. Miała na sobie sukienkę w prześlicznym fiołko
wym odcieniu. Wyglądała w niej niesłychanie seksownie,
a zarazem niewinnie. Była to przedziwna mieszanka, coś,
z czym nigdy dotąd się nie spotkał. Bronte w ogóle budzi
ła w nim niezwykłe odczucia.
- Ten błękitny - odpowiedziała Bronte, czując, że się
rumieni.
- Pochodzi z Makao. Też bym go dla ciebie wybrał.
Stąd tego nie widać, ale wymalowane są na nim scenki
z życia dworu. Christine ucieszy się, że podoba ci się jej
kolekcja.
Bronte dotknęła polakierowahym na różowo paznok
ciem płatka irysa, zdobiącego stół.
- Christine. Taka piękna kobieta... Z pewnością wyj
dzie kiedyś ponownie za mąż. Gdzie teraz mieszka, jeśli
wolno spytać?
- Nie ze mną - odparł rozbawiony.
- Nie to miałam na myśli. - Oblała się gorącym ru
mieńcem.
- Owszem, to. Wyjaśnijmy więc sobie otwarcie, Christi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]