[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wychodzące z wnętrza dodatkowe promienie dosięgnęły schwytany statek i zaczęły
wprowadzać go do obszernej śluzy. Dokładnie w chwili zetknięcia się obu jednostek
zniknęło pole siłowe. Kasdeya przyglądał się w skupieniu układowi sterowania
zespołem silników.
- Eksplodowanie ich nic nie da - zauważył stojący z tyłu Penemue. - W ten
sposób zniszczymy tylko samych siebie.
Wszyscy popatrzyli na prowadzące do wnętrza statku drzwi. W końcu
otworzyły się i wyszła z nich grupka osób w mundurach.
- Komitet powitalny czy pluton egzekucyjny? - spytał Asbeel.
- Ekipa śledcza - odparł Kasdeya zdradzającym napięcie głosem. - Gdyby
mieli zamiar nas zniszczyć, mogli to zrobić jeszcze tam.
Do zewnętrznej strony kadłuba przytwierdzono coś, co wydało głośny,
metaliczny brzęk. Przez kadłub przeniknął czyjś głos. Mówił językiem, którego
Wildheit nie znał.
- Każą nam wyjść nago i bez broni - przetłumaczył Kasdeya. - Mamy dwie
minuty. Potem zamierzają wypełnić wnętrze gazem paraliżującym system nerwowy.
Każdy, kto pozostanie w środku, skona w straszliwych męczarniach.
- Sympatycznie ludzie - skomentował Wildheit.
- Jak na Ra, to zachowanie bardzo powściągliwe. Zazwyczaj najpierw
rozpylają gaz, a dopiero potem ostrzegają. Dzięki temu jeńcy biegną do nich ochoczo.
Mają olbrzymi dar perswazji.
- Może wobec tego lepiej zejdźmy do nich - stwierdził Wildheit. - To
nieuprzejme kazać czekać gościnnym gospodarzom.
Wszyscy rozebrali się do naga. Różdżka bardzo niechętnie, ustępując jednak
na widok srogiej miny Wildheita. Kiedy wyłonili się z włazu, Kasdeya okazał
właściwą dla poddających się postawę, idąc z podniesionymi rękoma i szeroko
rozcapierzonymi palcami, żeby nie było żadnych podejrzeń, iż ukrył w dłoniach jakąś
broń. Kiedy doszedł do oczekującego oddziału, na szyję i na ramiona zarzucono mu
masywne, białe jarzmo przytwierdzając do niego przeguby, łokcie i ramiona.
Wszyscy, łącznie z Różdżką, zostali skrępowani w ten sam sposób.
Wydano rozkazy, które Kasdeya natychmiast przetłumaczył.
- Teraz maszerujemy. Każdy, kto okaże się nie dość posłuszny i uległy
oberwie lancą.
- Co?
- Myślę, inspektorze, że można to nazwać złośliwą akupunkturą,
wykonywaną za pomocą podskórnych strzał. Są w tym bardzo dobrzy. Okrucieństwo
polega na odmawianiu śmierci, o którą błagasz.
Kasdeya, wypełniając rozkaz, jako pierwszy przeszedł przez śluzę do wnętrza
położonej w głębi metalowej komory.
Wildheit zastanawiał się przez chwilę, dlaczego jeńców uwięziono w
jarzmach, zamiast po prostu związać im ręce i nogi albo zakuć w kajdany. Teraz
zrozumiał. Zakończenia jarzma umocowane zostały do metalowej ramy, którą
podniesiono w górę tak, iż wszyscy zawiśli na ramionach z głowami na tej samej
wysokości. Po dokonaniu tego, oprawcy wyszli z komory. Po chwili ze wszystkich
ścian, z pokładu i z sufitu zaczęły tryskać gorące strumienie jakiegoś płynu. Ich
uderzenia sprawiły, że nieszczęśnicy kołysali się jak kukły.
- Cóż to jest, do diabła? - Wildheit przekrzykiwał przeraźliwy gwizd
rozpylanej cieczy.
- Połączenie upodlenia z odkażaniem i identyfikacją - Kasdeya z trudem
odkrzyknął odpowiedź. - Zaraz będzie jeszcze ciekawiej.
- Gdy rozpylacze przestały działać, komorę zaczął wypełniać jasny,
słomkowy płyn. Jego poziom szybko się podnosił, a temperatura stawała się nie do
zniesienia. Ciecz wydzielała organiczny, silny zapach, który drapał ich w gardle,
utrudniając oddychanie. Pompowano go pod takim ciśnieniem, że od ścian komory
odbijały się wysokie, rozkołysane fale. Jeńcom zaczęło grozić utopienie, gdyż poziom
cieczy podniósł się aż do gardeł.
Wskutek kolejnego, potężnego przypływu pompowanej cieczy, poziom jej
wzrósł tak gwałtownie, że zakryła im głowy. Trwało to przez chwilę i byli już
przeświadczeni, że się utopią, lecz ciecz równie szybko ustąpiła i nadeszła pora na
wspomniany prze Kasdeyę proces identyfikacji. Wildheitowi udało się przetrzeć
piekące oczy, spojrzał i aż dech. mu zaparło ze zdumienia - on i jego
współtowarzysze ufarbowani zostali na świecący, żółtozłoty kolor. Wisieli teraz jak
pozłacane posążki.
To jeszcze nie był koniec. Wildheit wciąż uwięziony w jarzmie, został
ustawiony na kole obrotowym, w świetle całej baterii reflektorów i poddany działaniu
wielu urządzeń, które uznał za sprzęt do diagnostyki medycznej. Zespół ludzi badał
wszystkich za pomocą sprawiającej szalony ból sondy, na którą reagował dosłownie
każdy mięsień ciała. Wildheit, mimo iż oddzielony od reszty, chwilami mógł dojrzeć
pozostałych, których poddawano identycznym zabiegom. Odczuwał szczególne
współczucie dla Różdżki, gdyż i ona poddana była tej ciężkiej próbie.
Wreszcie całą procedurę zakończono. Odprowadzono nad-inspektora do
niedużej celi. Dano mu skąpe żółte ubranie, a jarzmo przytwierdzono do ściany,
używając specjalnego uchwytu. Znajdował się on na takiej wysokości, że uwięziony,
chcąc odciążyć ręce, musiał stać w niewygodnej pozycji na czubkach palców.
Kasdeya i Penemue, pozłoceni i śmiertelnie przerażeni, poddawani byli tym
samym katuszom, co Wildheit. Asbeela i Jequna umieszczono tu wkrótce potem, a
Różdżkę wprowadzono trochę później. Z nich wszystkich tylko ona zachowywała
równowagę i pewność siebie. Zawisła przed nimi jak złota nimfa, swoim
opanowaniem wprowadzając spokój, łagodząc strach.
- Dlaczego pomalowali nas na złoto? - spytał Wildheit Kasdeyę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]