[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ależ, Kenzie, jeszcze nawet nie zacząłem się z tobą zabawiać!
Uważam - rzekł, poważniejąc - że naprawdę musimy porozmawiać o
tym, co mi dasz w zamian za ten weekend.
- Co ci dam? - powtórzyła ostro.
- Co mi dasz - potwierdził i pogłaskał jej zmarszczone czoło. -
Uważaj, będziesz miała zmarszczki. Co na to Carlton Cosmetics, a
zwłaszcza Jerome Carlton? - Wypowiedział to nazwisko przez
zaciśnięte wargi.
Guzik ją obchodziło, co ktoś powie na jej zmarszczki. Nie mogła
przestać myśleć, czego zechce od niej Dominik, czego zażąda w
zamian za spędzony z nią weekend.
Czuła, że skóra na czole łaskocze ją w miejscu, gdzie jej dotknął.
- Dobrze - warknęła, zabierając mu torbę. - Więc chodz i
rozmawiaj!
59
RS
Dominik obserwował ją uważnie, ciesząc oko widokiem jej
rozkołysanych bioder w obcisłych dżinsach i kaskady lśniących
włosów na plecach.
Należała do niego.
Każda zmysłowa cząstka jej ciała, którym tak lubił się
delektować, będzie znowu jego. Choć ona jeszcze o tym nie wie.
Uśmiechał się, wsiadając do windy. Wyczuł, że z każdym
piętrem jej irytacja rośnie. To dobrze, znacznie łatwiej było mu znieść
rozgniewaną niż chłodno zdystansowaną Kenzie.
- Wejdz - zaprosiła, otworzywszy drzwi. Rzuciła torbę na
krzesło.
Dominik rozejrzał się z zainteresowaniem. Apartament zdobiły
kolory jesieni, gdzieniegdzie przełamane szmaragdem i
śródziemnomorskim błękitem. Wiszące na ścianach grafiki
przedstawiały dziewiętnastowieczne kobiety w powłóczystych
sukniach i kapeluszach oraz mężczyzn we frakach.
Z kolei apartament, w którym zamieszkali po ślubie, był bardzo
nowoczesny, było tam dużo szkła i chromu, skórzane meble, a na
ścianach oryginały jeszcze nieznanych malarzy współczesnych.
Dotąd nie wiedział, że ich gusty aż tak się różniły.
Wychowana w wiejskim domu z ogrodem Kenzie w duszy
pozostała wieśniaczką.
- Aadnie tu.
Kenzie była spięta, jakby wbrew jego złożonej na dole obietnicy
spodziewała się w każdej chwili ataku.
60
RS
Miał zamiar to odwlec i cieszyć się każdą chwilą oczekiwania.
Chciał, żeby cierpiała, tak jak on cierpiał, wyobrażając ją sobie w
ramionach Carl-tona!
Potrząsnęła głową ze zniecierpliwieniem; nie interesowało jej
jego zdanie na temat mieszkania.
- Powiedz, co masz do powiedzenia, i idz. Dominik opadł
swobodnie na szeroki wyściełany fotel koloru terakoty.
- Nie jesteś zbyt uprzejma, Kenzie - rzekł przeciągle. -
Mówiłem, że chętnie napiję się kawy.
- Trzeba było poprosić!
- Czarna będzie w sam raz, dziękuję. - Obserwował ją z
rozbawieniem.
- Masz kaca, prawda? - warknęła, marszcząc brwi. Jak tak dalej
pójdzie, naprawdę dostanie zmarszczek!
- Mylisz się, moja droga. Na przyjęciu wypiłem tylko kieliszek
szampana, a z doświadczenia wiem, że po tym kaca nie miewam -
odparł, nie przejmując się jej brakiem humoru.
Chętnie zrobi mu kawę, dzięki temu będzie mogła zniknąć w
kuchni. Niestety, potem trzeba będzie jeszcze poczekać, aż Dominik
ją wypije.
Dotąd nie wyjawił, czego od niej chce; z pewnością nie wyjdzie,
dopóki jej tego nie powie.
Jego mina nie pozostawiała wątpliwości, że cała sytuacja
sprawia mu przyjemność.
Do diabła z nim.
61
RS
Kenzie wyszła do kuchni, a Dominik wyciągnął się wygodnie w
fotelu. Wczorajszej nocy udawał, że śpi; usnął długo po tym, jak
Kenzie wreszcie zasnęła.
Knuł. Planował. Smakował zemstę.
Nie zamierzał przyspieszać biegu wydarzeń, skoro myślenie o
nich sprawiało mu taką przyjemność.
- Proszę - rzuciła, podając mu filiżankę kawy.
- Dziękuję ci - odparł z przesadną grzecznością. - Nie napijesz
się ze mną?
- Powiedz mi, czego ode mnie chcesz - warknęła. - I porzuć te
gierki!
- Jakoś nie widzę wdzięczności za dotrzymanie mojej części
umowy? - zadrwił.
Otworzyła usta, żeby mu się odgryzć, po czym je zamknęła.
Zrozumiała, że Dominik ma rację.
Ale to on zaczął nazywać to umową, zresztą dopiero wtedy, gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]