[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uczulona. Chociaż z drugiej strony, komu w ogóle przyszłoby do głowy, że ma
alergię na szałwię? I że coś takiego mają w dziale z kwiatami?
Przejechał na czerwonym świetle i zerknął na nią ukradkiem. Cholera. Na jej
jasnej cerze wykwitły czerwone plamy, widoczne nawet w mdłym świetle wieczoru.
Nie miał pewności, ale zapuchły jej chyba też oczy. Zacisnął dłonie na kierownicy,
chcąc za wszelką cenę naprawić to, co sknocił.
Drogę zajechał mu wiekowy żółty volkswagen. Musiał zwolnić, i to przed
ostentacyjnie zielonym światłem. Mamrotał pod nosem, obrzucał kierowcę stekiem
przekleństw. Oby sam zjechał mu z drogi, zanim go do tego zmusi.
 Wiesz, poczułabym się lepiej, gdybym miała pewność, że nie wylądujemy
w rowie.
 Cóż, będzie ci to obojętne, kiedy spuchnie ci gardło i umrzesz w
samochodzie.  Tak się może skończyć reakcja alergiczna. Widział to na Discovery.
Roześmiała się.
 Słuchaj, ja nie umieram, tylko zle się czuję.
Teraz jej się tak wydaje, ale możliwe, że to dopiero początek, że będzie coraz
gorzej, póki nie zażyje lekarstwa.
Zmełł w ustach kolejne przekleństwo, włączył kierunkowskaz, przeciął dwa
pasy, co Elle wynagrodziła cichym przekleństwem. Wjechali na parking i zatrzymali
się blisko drzwi wejściowych.
 To miejsce dla niepełnosprawnych.
 No to dostanę mandat.  Gabe wysiadł, obiegł samochód, przytrzymał jej
drzwiczki.  Pomogę ci.
 Nic mi nie jest.  Odepchnęła go i ruszyła do sklepu.  Zachowujesz się
jak wariat.
 A ty nawet nie patrzysz na boki. A jeśli ktoś cię potrąci?  Jezu, gdacze
jak kwoka.
Najwyrazniej Elle doszła do tego samego wniosku.
 Dzięki, mamo, ale jestem dorosła. Nie zamierzam rzucać się pod
samochód.  Weszła do sklepu, ale Gabe dałby sobie rękę uciąć, że słyszał, jak
mamrocze pod nosem:  Ale zrobię to, jeśli nie dasz mi spokoju.
Rozglądał się w poszukiwaniu działu medycznego, ale Elle najwyrazniej nie
po raz pierwszy odbywała taką wyprawę, bo kiedy w końcu trafił w odpowiednią
alejkę, już tam była.
Sięgnęła po lekarstwo o podobnym składzie, ale wyrwał jej opakowanie.
 Wez benadryl.
 Przecież to to samo.
 Nie.  Poruszała się zbyt wolno, więc wyjął jej opakowanie z ręki i
odstawił na półkę. Oryginalne lekarstwo było o dwa dolary droższe, ale to
niewygórowana cena za zdrowie Elle.  Zażyj od razu.
Odskoczyła, jakby pomachał jej przed nosem zdechłym szczurem.
 Nie rozpakuję tego tutaj. To wbrew zasadom.
Aypnął na nią groznie.
 Wiesz, jak jest. Albo sama zażyjesz, albo wleję ci to siłą do gardła.
 Ty to umiesz zabawić dziewczynę.  Ale zamiast odwrócić się na pięcie i
odejść, patrzyła, jak odkręca butelkę i nalewa porcję paskudnego różowego płynu.
Wypiła jednym haustem.  Już?
O, nie.
 Potrzebne nam jeszcze...  Wsadził butelkę z powrotem do pudełka i
zamyślił się. Co właściwie będzie jej jeszcze potrzebne? Cholera, nie miał o tym
najmniejszego pojęcia. Ten kretyński program na Discovery koncentrował się
głównie na umieraniu, mniej na ratowaniu.
 Dobrze, zastanów się, a ja tymczasem pójdę. O, tutaj.
Ruszył za nią i jednocześnie przesuwał wzrokiem po kolejnych mijanych
regałach. Czekoladki... Czekoladki się nadają. Dziewczyny wcinają słodycze, kiedy
zle się czują.
Skręcił między półki i już sięgał po bombonierkę, kiedy uderzyła go nowa
myśl. A jeśli Elle jest uczulona na orzechy czy na coś tam jeszcze?
Przestudiował uważnie skład kilku tabliczek i zdecydował się w końcu na
zwykłą czekoladę mleczną i gorzką. Po namyśle dodał jeszcze białą. Nie sposób
przewidzieć, co Elle smakuje, ale udowodniła już, że ma dziwaczny gust.
Ruszył mniej więcej w tę samą stronę co ona, ale zatrzymał się przy regale z
zupami. Czy alergia to choroba? Może powinien wziąć jej trochę rosołu, żeby... Tak,
to dobry pomysł. Kiedy byli mali, karmił Nathana zupą cambella. Nie namyślał się
dłużej, zdjął z półki dwie puszki.
Pod wpływem impulsu zatrzymał się też w dziale kosmetycznym i wziął kilka
różnych rodzajów płynu do kąpieli. Osobiście nie przepadał za pianą w wannie, ale
wydawało mu się, że Elle lubi coś takiego, zresztą coś mu światło w głowie, że
podczas ospy trzeba się kąpać. Może podczas alergii tak samo.
Właściwie przydałby mu się wózek, ale teraz już na to za pózno. Poprzekładał
swoje skarby tak, że ogarniał mniej więcej wszystko. Mijał kolejne regały,
rozglądając się za nią. Ani śladu. Chyba nie wyszłaby bez niego, prawda?
Oczywiście, że tak.
Gabe odwrócił się na pięcie, gotów cisnąć wszystko na ziemię i pobiec za nią,
ale wtedy zobaczył ją po drugiej stronie sklepu. Przykładała coś do twarzy. Kiedy
podszedł bliżej, zorientował się, że to mrożony groszek.
 Tu jesteś.
 Tu jestem.  Z westchnieniem wzięła paczkę do ręki i zmarszczyła brwi.
 Co to jest?
 No...  Głupio mu się zrobiło, gdy tak stał przed nią z naręczem
produktów. Może rzeczywiście trzeba było dać sobie spokój i iść z nią do mrożonek.
 Pomyślałem, że może coś z tego ci się przyda.
Przysunęła się bliżej i mało brakowało, a oberwałby torebką mrożonego
groszku.
 Czekolada, płyn do kąpieli i rosół?
 Nie wiedziałem, co ci pomoże, więc wziąłem wszystko.
 Rozumiem.  Niebieskie oczy wpatrywały się w niego i nagle poczuł się
jak wtedy, gdy jako dziesięciolatek powiesił brudne majtki Joeya Pandiniego na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl