[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uśmiechnął się do chłopca swoim przepięknym uśmiechem. - Kiedy
wrócisz, będziesz miał gotowych kilka świetnych imion do
wypróbowania na zrebaku. Może przyjdą nam do głowy, kiedy
będziemy patrzyli w gwiazdy
- W nocy?!
- Pewnie. A widziałeś kiedyś gwiazdy w dzień? -Jefferson śmiał
się. - No, to pocałuj swoją mamusię. Ja też ci obiecuję, Linsey, że
będziemy się nim dobrze opiekować. Cade - siedzisz na miejscu dla
strzelca, więc miej oczy otwarte! - Zachichotał. Cade także śmiał się,
szczęśliwy. Podczas gdy Merrie mówiła coś do Linsey, Jefferson
przybił w powietrzu  piątkę" bratu i powiedział: - Linsey i Cade są
wspaniali.
- Wiem. Wiem to od dawna - zapewnił Lincoln. Jefferson
spojrzał na niego poważnie i oznajmił:
- Najwyższy czas.
105
RS
- Na co? %7łeby ogłosić światu, że oboje są moi?
- Jeśli tylko masz w sobie odrobinę rozsądku...
- To nie takie proste, Jeffie. - Lincoln posmutniał. - W grę
wchodzą różne rzeczy, nie tylko to, co czuję i czego chcę.
- Możesz być spokojnym samotnikiem albo szalonym
kochankiem. Ale po pewnym czasie to za mało. Nawet w odniesieniu
do ciebie. Każdy głupi widzi, że nadeszła odpowiednia pora. -
Jefferson ruszył i zawołał na odjezdnym: - Teraz, bracie!
- O czym rozmawialiście? - zainteresowała się Linsey. - To było
coś poważnego.
- Jeffie dał mi pewną radę.
- Nie wiedziałam, że Jeffiemu zdarza się mówić innym, co mają
robić.
- Zazwyczaj mu się nie zdarza. Chyba że widzi, że ktoś
postępuje jak kompletny idiota.
- Nie zauważyłam, żebyś był kompletnym idiotą. - Linsey
roześmiała się.
- Ale Jeffie ma rację. Ostatnio byłem... aż do tej chwili - ciągnął
poważnie Lincoln. - Ale już nie będę. Pomyślimy o tym wkrótce. A na
razie mam dla ciebie plan. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Jaki to plan?
- Spędzenie nocy gdzie indziej niż na twojej farmie. Jefferson
wie, że zawsze noszę pager i w razie czego na pewno się odezwie. A
co najważniejsze, Cade pojechał na najfajniejszy weekend swojego
życia. Jeśli masz jakieś jeszcze inne  ale", jestem w stanie odeprzeć je
silnymi argumentami.
106
RS
- Hm. W takim razie nie zamierzam przedstawiać ci żadnych
 ale".
- Co za bystra dziewczyna. - Uśmiechał się. - Muszę najpierw
wpaść do Belle Reveé, rzucić okiem na Gusa i sprawdzić, co u
Jessego. Ale za godzinę będę już z powrotem. Zdążysz się
przygotować?
- Jeśli nie powiesz mi, dokąd jedziemy, nie będę wiedziała, jak
się ubrać.
- To niespodzianka. Ubierz się tak, jaki masz akurat nastrój! -
Teraz Lincoln uśmiechnął się kusząco.  To będzie specjalna noc. Noc
spełniania twoich życzeń. Kieruj się nimi.
- Wrócisz za godzinę...? - upewniła się Linsey, drżąc z
ekscytacji.
- Najdalej. - Lincoln pocałował ją i poszedł.
- Cudnie tu! - Linsey obchodziła otoczony murem ogródek,
przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ z podziwem latarniom gazowym i widocznym w ich
migotliwym świetle pięknym krzewom i egzotycznym kwiatom. - To
zupełnie niezwykłe miejsce! Nikt, kto nie zna Belle Terre, nie
zgadłby, że za tym starym murem znajduje się mały raj.
- Z tym rajem to przesada - odparł Lincoln ze śmiechem. - Ale to
mój dom - kiedy tylko mam czas w nim mieszkać.
- Ostatnio miałeś bardzo mało czasu. Przepraszam...
- Nie przepraszaj. - Patrzył na Linsey, ubraną w starą, kremową
suknię z delikatnej tkaniny. Należała niegdyś do Frannie Stuart;
pochodziła jeszcze z czasów jej młodości. - Spędzałem czas tak, jak
107
RS
chciałem. - Zerwał kwiat gardenii i zatknął go Linsey za dekolt. - To
mały dodatek do sukni pięknej pani.
- Dziękuję! - Dotknęła delikatnych płatków, a on ujął jej dłoń.
- Nie masz żadnych  ale"?
- Sprawiasz, że zaczynam wierzyć w przyszłość, Lincolnie -
odparła.
W odpowiedzi zbliżył jej dłoń do swoich ust i zaczął całować ją
delikatnie, palec po palcu.
- Przed końcem tej nocy będziesz wierzyć mocniej niż do tej
pory, kochanie.
108
RS
ROZDZIAA JEDENASTY
Nazywał ją już  kochanie", ale jeszcze nigdy nie wypowiedział
tego słowa z taką mocą i czułością. Wziął ją za rękę i poprowadził
przez czarowny ogród za stary krzak mirtu, którego poskręcane
gałęzie wznosiły się niezwykłym ornamentem ku rozgwieżdżonemu
niebu. W ciemności za krzakiem, złamanej jedynie białym światłem
księżyca, oczom Linsey ukazały się spiralne schody prowadzące do
sypialni domku Lincolna.
Zakątek koło schodów był najwspanialszym miejscem ogrodu.
Zasłonięty przed światłem gazowych latarni, pełen oszałamiającej
roślinności, był wprost wyśnionym miejscem dla kochanków.
- Tu jest po prostu idealnie... - szepnęła Linsey. - Bajkowe
miejsce, poza czasem i przestrzeniÄ…!
- To jeszcze nie wszystko. - Lincoln poprowadził ją w górę po
kręconych schodach. - Patrz - powiedział, wykonując szeroki gest
ręką.
Znalezli się na balkonie, z którego ukazał się widok na całe
Belle Terre i migoczącą za nim odbiciami świateł rzekę. Wprost
magiczny. Ogród, rozpościerający się w dole, wydawał się
zaczarowany, jak ze snu.
- Tu właśnie przychodzisz do domu po pracowitym dniu? -
spytała.
- Kiedy tylko mogÄ™.
109
RS
Odwróciła się od widoku na miasto, od ogrodu - ku Lincolnowi,
który był jej snem, jej marzeniem i jej rzeczywistością.
- Pięknie tu - powtórzyła.
- Tak - zgodził się. - Ale i tak ty jesteś piękniejsza od tego
wszystkiego.
Nie protestowała już. Pociągnął ją delikatnie i zaprowadził ku
ławeczce; usiadł naprzeciw Linsey i popatrzył na nią z dołu.
To była szczególna chwila. Lincoln złamał zasadę, której
hołdował; siedział, podczas gdy kobieta stała. Przekrzywił głowę i
patrzył. Jego włosy błyszczały w świetle księżyca jak heban.
Podniosła rękę i pogłaskała go po głowie, a on złapał ją, opuścił jej
dłoń po swoim policzku i zaczął ją całować.
Zadrżała, czując ciepły dotyk jego języka. Puścił ją i przyciągnął
za biodra do siebie. Zaczęło ich ogarniać narastające pożądanie.
- Pokażę ci, jaka jesteś piękna.
Zaczął pieścić ją przez jedwabną suknię; nie miała nic pod
spodem i on wiedział o tym. Dotykając jej, czuł, że żadna kobieta
nigdy tak go nie pociągała.
- Przygotowałaś się - skomentował z uśmiechem.
- Miałam nadzieję, że tak będzie... Wyczytałam to z twoich oczu
- odparła.
- Wiedziałaś. Od pierwszego dnia wiedziałaś, co będzie między
nami. Zawsze wiedziałaś.
- Tak... - szepnęła, a Lincoln objął ją i pieścił dalej, językiem. -
Wiedziałam - wydobyła z siebie. - Tylko bałam się.
110
RS
Pieszczoty Lincolna z intensywnych, gorących, stały się naraz
delikatne i powolne. Kiedy była już bardzo podniecona, zaczął
mówić:
- Chciałem to zrobić w noc burzy, kiedy przyniosłem ci wino do
kąpieli. Byłaś cała w pianie i ledwie się powstrzymałem... - Nie
przerywając pocałunków, podnosił teraz powoli jej sukienkę. -
Zrzucamy to!
Nie wahała się. Wybrała tę piękną suknię na tę właśnie chwilę,
którą zapamięta do końca życia; po to, aby jedwab spłynął do jej stóp i
leżał, odrzucony. Nagie ciało Linsey było najświetniejszą ucztą dla
oczu Lincolna.
- Mówiłem, że jesteś piękna - szepnął, kontrolując pożądanie -
ale tak pięknej jak teraz nie widziałem cię jeszcze nigdy w życiu. --
Przyciągnął powoli do siebie jej dłonie. - Teraz ty - powiedział.
Nie dawała się długo prosić. Zaczęła pieścić go, niespiesznie,
stopniowo. Ona z kolei chciała udowodnić mu, że nie ma na świecie
lepszej kobiety dla niego. Tylko ona! Rozbierała powoli Lincolna.
Najpierw odrzuciła zegarek.
- Czas nie ma dla nas znaczenia - oznajmiła. Rozpięła mu
koszulę i głaskała go po brzuchu, piersi, plecach. Wciągnął powietrze,
gdy zniżyła dłoń do jego pasa. Roześmiała siei uniosła ją znowu...
Napięte, muskularne ciało Lincolna drżało. Pocił się.
W końcu oboje nie byli już w stanie znieść napięcia. Linsey [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl