[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czerwone spodenki, rozdarł je na pół i rzucił na podłogę, by je opluć i podeptać
w szalonym tańcu, dając mi pewnie w ten sposób do zrozumienia, że zamiast
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 88
podartego ubranka, mógłbym ja tam leżeć, gdybym nie był dość ostrożny.
Jego matka wykonała zwrot i przyłożyła mu wiosłem jeszcze raz.
- Zachowuj się! - wrzasnęła z całej siły, a twarz miała czerwoną jak
pomidor. Szaleniec przegalopował przez pokój i w końcu usiadł łypiąc na mnie
spode łba.
- A więc gdzie? - zapytała ponownie kobieta. - Tylko innych sztuczek -
dodała.
- W  Jabłku i Koronie - oznajmiłem. - W moim pokoju.
- W twoim pokoju, powiadasz? - Przyjrzała mi się badawczo.
- Właśnie tam. Mogę zaraz panią tam zaprowadzić.
- Nigdzie nas nie będziesz prowadził, sami trafimy. Ty ostaniesz tutaj.
Na tym piętrze poza nami nie ma żywego ducha, nie Jak-ci-tam. A piętro niżej
wszyscy już zostali poinformowani, że spędzi tu noc pewien wariat, który
miewa ataki szału. Nie próbuj więc nawet pisnąć, a jeśli wrócimy z notatkami,
to noże nie zrobimy ci krzywdy.
Willis przez ten czas kiwał z zadowoleniem głową.
- Mamusia mówi, że będę mógł wypruć ci flaki i nakarmić nimi te
nietoperze.
- Te nietoperze... - powtórzyłem, zastanawiając się, o które nietoperze
mu chodzi. Przynajmniej schował do kieszeni brzytwę.
A więc chodziło o te notatki... Oboje zarzucili sobie cieniutkie szale na
ramiona; wyglądali teraz jak dobrana para pomyleńców. Wychodząc, kobieta
cały czas trzymała mnie na muszce. W końcu zatrzasnęła drzwi i klucz
zgrzytnął w zamku.
Podniosłem się i rozejrzałem w poszukiwaniu okna, klucza, jakiegoś
wentylacyjnego przewodu, czegokolwiek. Jednak pokój przylegał do korytarza
i nie miał w ogóle okien. I chociaż oboje byli niespełna rozumu, starczyło im
sprytu, by nie zostawiać mi zapasowych kluczy.  Korona znajdowała się
niecałe pięć minut marszu stąd, do tego należy dodać drugie pięć minut na
przetrząśnięcie mojego pokoju. Niebawem będą tu z powrotem, by, jak wyraził
się młody Pule, wypruć mi flaki. Pistolet pistoletem, ale muszę przygotować
im jakąś niespodziankę, kiedy wpadną tutaj. Ona na pewno przepuści syna
przed sobą, by przyjął na siebie pierwszy cios... - obmyślałem gorączkowo
plan działania.
W pomieszczeniu nie było nic, co nadawałoby się do obrony. Nawet
wiosło zabrała ze sobą. Może te dwa krzesła przydałyby się na coś, ale
potrzebowałem raczej czegoś solidniejszego. Sam już teraz byłem żądny krwi i
planowałem mordercze posunięcia. Krzesła były na to zbyt rachityczne i
nieporęczne.
Całą złość wyładowałem na ramie łóżka - tak rozklekotanej, że
niewątpliwie przydałoby się jej trochę kleju. Dziką satysfakcję sprawił mi
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 89
łomot spadających na podłogę bocznych listew i materaca, gdy wyłamałem
drewniany zagłówek. Ci na dole już wiedzieli, że pomylony gość przystąpił do
dzieła. Następnie naparłem z całych sił na sam zagłówek, szarpiąc go na
wszystkie strony, by oderwać pionowe słupki od całej reszty. Deski
trzeszczały, łączące kołki zaczęły puszczać i po kilku solidnych uderzeniach o
podłogę trzymałem wygięty drąg. Zważyłem go w ręku. Wolałbym, żeby był
trochę krótszy, ale i tak powinien się nadać.
Akurat wtedy szczęknęła klamka. Rzeczywiście szybko się uwinęli. A
może to właścicielka uważając, że szaleniec trochę przesadził, przyszła
sprawdzić, co się dzieje? Ulokowałem się obok drzwi, myśląc, że jeśli to
rzeczywiście ona, to nie zdzielę jej moją maczugą, tylko po prostu wyślizgnę
się na schody. Ale jeśli będzie to mężczyzna...
Ktokolwiek to był, strasznie się guzdrał z zamkiem. Metaliczny chrzęst
wydawał się trwać wieki całe, zanim w końcu drzwi się otworzyły. Napiąłem
wszystkie mięśnie trzymając drąg nad głową. Z ciemnego korytarza wychynęła
męska twarz, a po chwili ujrzałem całą głowę. Zamknąłem oczy, zrobiłem krok
od ściany i z całej siły uderzyłem go w potylicę; wiedziałem już, że nie był to
Willis Pule, ale ktoś znacznie bardziej krwiożerczy. Był to Higgins, akademik-
odszczepieniec, wciąż ściskający wytrych w prawej ręce.
Po moim ciosie osunął się na podłogę i zwijał się teraz z bólu. Zrobiłem
krok i wykonałem zamach jak do krykieta - chciałem poprawić prosto w
czaszkę. Ale cóż, przecież i tak już leżał, nie mogłem więc przemóc się, by
dokończyć dzieła. Dzisiaj nie żałuję tego, ale wtedy przeklinałem swój
cywilizowany instynkt.
Drzwi stały przede mną otworem i szybko z tego skorzystałem. Pędząc
ku schodom upuściłem kij na podłogę w korytarzu. Zastanawiałem się, czego
Higgins właściwie szukał. Z pewnością nikt go tutaj nie oczekiwał.
Prawdopodobnie widział, jak tamtych dwoje wychodzi i wtedy zakradł się tu,
najwyrazniej w poszukiwaniu notatników. Tych samych, dla których tamci
przetrząsali teraz mój pokój. Wyglądało więc na to, że bynajmniej nie byli
sprzymierzeńcami, ale raczej zaciekłymi wrogami. Już pani Pule wraz z synem
zajmą się nim, kiedy natkną się na niego na podłodze swego pokoju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl