[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Właściwie nie mam tak wiele do opowiadania.
Miałam normalne, szczęśliwe dzieciństwo, nieźle mi
szło w szkole, a potem zrobiłam dobry dyplom. – Zmusi-
ła się do uśmiechu. – Naprawdę nudne.
– Wręcz przeciwnie, szczęśliwe dzieciństwo to dar
od bogów.
– Ty chyba nie mogłeś narzekać?
– Materialnie nie, jak się domyślasz, ale w innych
kwestiach... – Przerwał zamyślony. – W przeciwień-
stwie do ciebie rzadko widywałem swoich rodziców.
Ojciec był wciąż zajęty, nigdy nie siedział w tym samym
miejscu dłużej niż kilka dni. A moja matka rzadko kiedy
dobrze się czuła. Przeważnie była w jakichś szpitalach
WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
85
i klinikach albo szukała nowych metod leczenia w Euro-
pie czy Ameryce.
– Współczuję. – Zoe się zawahała. – Co jej było?
– Chyba nigdy nie była zbyt silna. – Usłyszała smu-
tek w jego głosie. – Ciąża i urodzenie mnie było dla niej
wielkim wysiłkiem. Od tego czasu często cierpiała na
depresje, doszły też objawy fizyczne. Nieustanne bada-
nia niczego nie wykazywały. – Skrzywił się. – Myślę, że
była po prostu uczulona na małżeństwo, zwłaszcza
z takim silnym, wymagającym mężczyzną jak mój oj-
ciec. Chciał, żeby kobieta była przy nim i zapełniła mu
pokój dziecięcy licznym potomstwem. – Westchnął.
– Wiesz, czasem się zastanawiam, które z nich było
bardziej nieszczęśliwe. Jak widzisz, miałem wszystko,
czego mogłem zapragnąć, oprócz tego, co naprawdę
chciałem.
Zoe spojrzała teraz na niego jak na małego chłopca,
żyjącego w uczuciowej próżni, i odruchowo wymówiła
jego imię. Dotknęła ręki Andreasa, a on schwycił jej
palce, dotknął najpierw do swego policzka, a potem do
ust. Popatrzyła na śniade palce, ściskające jej dłoń,
i wyobraziła je sobie na piersiach, a potem wędrujące po
udach. Jego usta na swoich. Ciała zwarte we wzajem-
nym oddaniu. Zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco.
Zdjęła staniczek bikini. Tak bardzo pragnęła znaleźć się
w jego ramionach, poczuć jego ręce, jego usta.
Usłyszała westchnienie, gdy Andreas na nią spojrzał,
i zobaczyła błysk w czarnych oczach. Natychmiast
puścił jej rękę i odwrócił się.
86
SARA CRAVEN
– Co się stało? – spytała, zaskoczona, dziwnym
głosem. – Czy nie... nie chcesz mnie?
– Jesteś chodzącą pokusą, ale to nie czas i miejsce.
Bądź tak miła i okryj się.
Zoe poczuła ẃsciekłość i upokorzenie. Odrzuciła
nieszczęsny kawałek kostiumu na piasek, udając od-
ważną.
– Nie czas już, panie Dragos, znaleźć się w XXI
wieku? Widziałam na plaży wiele dziewczyn opalają-
cych się topless. Nie przesadzasz przypadkiem?
– To jest ich wybór. – Andreas w dalszym ciągu na
nią nie patrzył. – Ale nie są ze mną na wyspie.
– Na swoje szczęście. – Zoe wstała, wzięła swoją
torbę i ręcznik. – Skoro musimy tu być razem, przynaj-
mniej usunę się z twojego sąsiedztwa.
Z podniesioną głową odeszła na skałę Odyseusza.
Czuła się okropnie głupio, bo nigdy nie opalała się
topless i dotąd wstydziła się swej nagości.
Wiedziała, że mimo kremu z filtrem, nie może pozo-
stać w pełnym słońcu, a nie było tu odrobiny cienia.
Poczuła łzy pod powiekami i stwierdziła, że tylko szyb-
ka kąpiel może ją uspokoić. Podbiegła na skraj skały,
przystanęła i skoczyła. Wydawało jej się, gdy wchodziła
pod wodę, że słyszy głos Andreasa. Jeżeli to prze-
prosiny, to już za późno.
Woda wydawała się bardzo zimna na rozgrzanej
skórze i było tu rzeczywiście głęboko. Odczuła ulgę,
gdy wynurzyła się wreszcie na powierzchnię i natych-
miast spokojnym kraulem ruszyła przez zatoczkę. Była
WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
87
dobrą pływaczką, ale niezbyt silną. Wkrótce okazało się,
że Morze Jońskie to nie basen kąpielowy i pokonanie
tutaj jednej długości basenu nie wystarczy. Poczuła się
nieswojo i zawróciła, jednak dotarcie do skały albo
chociaż w kierunku brzegu okazało się trudniejsze, niż
się spodziewała. Jakiś silny prąd nie dawał jej posuwać
się do przodu mimo dużego wysiłku. Zaczynało jej
brakować sił, a położenie się na wznak, żeby odpocząć,
przysporzyłoby jej problemów. Zachłysnęła się słoną
wodą i teraz zaczęła się bać. Nagle poczuła, że trzymają
ją czyjeś silne ręce, i usłyszała głos Andreasa:
– Mam cię. Rozluźnij się i nie przeszkadzaj.
Chciała mu z godnością odpowiedzieć, że doskonale
wie, jak się zachować, kiedy ktoś ratuje życie, ale znów
zachłysnęła się wodą.
– Jesteśmy przy skale – usłyszała w końcu jego
zdyszany głos. – Obróć się i trzymaj dwiema rękami, a ja
cię wciągnę.
Sam sprawnie się wydostał, uchwycił ją mocno pod
pachami i położył na skale. Nie wiedziała, czy bardziej
chce się jej wymiotować, czy płakać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]