[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wagen starego typu.
Dziwna kobieta, pełna sprzeczności.
Księżycowa orchidea 67
Musi się niezwłocznie przekonać, czy to jednak
nie ona. Podszedł do telefonu i wybrał wewnętrzne
połączenie z oborą. Czekał niecierpliwie, aż Sam
podniesie słuchawkę. Usłyszawszy głos zarządcy,
wziął dla uspokojenia głęboki wdech. Nie chciał
zdradzić, jak bardzo jest zdenerwowany.
 Słuchaj, Sam, poproś panią doktor, żeby chwilę
zaczekała i przyjdz do domu.
 Tak jest, szefie. Masz do mnie jakÄ…Å› sprawÄ™?
 Tak, doszedłem do wniosku, że muszę ją
osobiście obwiezć po ranczu.
 Zobaczyłeś panią doktor przez okno?  domyś-
lił się Sam, ściszając głos.  Wcale ci się nie dziwię,
chociaż nie jest chyba w twoim typie.
 Nie, nie wyglądałem przez okno  bezczelnie
wyparł się Mitch.  Po prostu zmieniłem zdanie.
Muszę przede wszystkim zadbać o bydło. A co, jest
taka Å‚adna?
 Wystrzałowa. Ale co będzie z aukcją? Chcesz,
żeby sprzątnęli ci buhaja sprzed nosa?
 Nie, i dlatego pojedziesz na licytacjÄ™ zamiast
mnie, więc wracaj do domu na jednej nodze. Po-
wiem ci szybko, ile mniej więcej możemy zapłacić
za byka, i zaraz ciÄ™ zastÄ…piÄ™. Zgoda?
 Jak każesz, szefie. Już idę.
ROZDZIAA ÓSMY
Rosie dłużyło się czekanie. Stała w drzwiach
obory, gdzie zostawił ją zarządca Sam, spoglądając
nerwowo na zegarek i zastanawiajÄ…c siÄ™, czy przed
powrotem do domu zdąży wpaść do sklepu i doko-
nać sekretnych zakupów, nie spózniając się na
koszmarną proszoną kolację, w której wbrew swojej
woli musiała wziąć udział.
 Witam paniÄ….
Głos zabrzmiał dziwnie znajomo. Obejrzawszy
się, ujrzała przed sobą wysokiego, przystojnego
mężczyznę, który nie był zarządcą.
 Dzień dobry panu.
 Jestem Mitch Conrad. To ja rozmawiałem
z panią przez telefon  przedstawił się mężczyzna,
wyciągając rękę.
Rosie na moment odjęło mowę. Ma na imię
Mitch, jego głos przypomina...
Nie, to niemożliwe, żeby był mężczyzną, którego
spotkała przedwczorajszej nocy. Tamten należał do
służby, mógł być kelnerem albo jakimś innym
Księżycowa orchidea 69
wynajętym pracownikiem. Zciskając podaną dłoń,
Rosie spojrzała mu uważnie w oczy, próbując z nich
wyczytać, czy przypadkiem jej nie rozpoznaje.
Jednakże spojrzenie jego niebieskich oczu było
nieprzeniknione, choć czuła, że przypatruje się jej
nie mniej uważnie niż ona jemu.
 Nie spodziewałam się... Sądziłam, że ma pan
zajęte dzisiejsze popołudnie  wybąkała Rosie, od-
zyskując głos.
 To prawda, miałem wyjechać, ale uznałem, że
w tej chwili muszę przede wszystkim zadbać
o zdrowie bydła. Stan niektórych sztuk jest napraw-
dę poważny.
Rosie ze zrozumieniem pokiwała głową. Musiał
czuć się podobnie jak ona w zeszłym tygodniu,
kiedy na jej oczach więdły i marniały rzadkie
tropikalne rośliny.
 Wcale się panu nie dziwię  odrzekła.
 Chce je pani obejrzeć?
 Nie jestem weterynarzem, ale nie zaszkodzi
zobaczyć.
Ująwszy Rosie za łokieć, poprowadził ją w głąb
obory, gdzie w osobnych boksach stały najciężej
chore krowy. Wnętrze budynku było jasno oświet-
lone i dobrze wentylowane. Przez otwarte okna
napływało świeże powietrze, a umieszczone na
ścianach łopatkowe wentylatory zapewniały prze-
wiew. W pomieszczeniu panował przyjemny chłód,
pachniało sianem i zwierzęcym potem.
 To Daisy, moja najlepsza rozpłodowa sztuka
 powiedział mężczyzna, zatrzymując się przy
pierwszym boksie.
70 Maggie Shayne
Krowa leżała na boku, ciężko oddychając, ale na
dzwięk ludzkich kroków uniosła obciążony długimi
rogami łeb. Z jej wielkich oczu wyzierało nieme
błaganie o pomoc.
Rosie nie uważała dotąd, by krowy odznaczały
się szczególną urodą, lecz to leżące zwierzę wydało
jej się uderzająco piękne. Piękne i udręczone.
 Czym objawia się ich choroba?  zapytała.
Zadając to pytanie, podniosła wzrok i w oczach
mężczyzny dostrzegła wyraz udręki bliski temu,
jakie malowało się w spojrzeniu chorego zwierzęcia.
 Nie chcą jeść. I są tak słabe, że nie mogą ustać
na nogach. Co parę godzin musimy je podnosić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl