[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Byli bardzo tajemniczy. Usiłowali mnie zbyć zwykłymi
śpiewkami, \e o takie sprawy się nie pyta. Niemniej jednak
zwróciłem im uwagę na ilość i ró\norodność rzekomych
prezentów.
- I co? Westchnął.
- Powiedzieli, \ebym pilnował swoich interesów.
Zauwa\yłem, \e ich sytuacja finansowa jest moim interesem.
Kiedy wreszcie ustaliliśmy, \e stać ich na te niewielkie
szaleństwa, wyrwali mi pilota i wyrzucili z pokoju.
Rusty wybuchnęła śmiechem. Obraz trzech starszych
panów walczących z silnym siostrzeńcem o pilota był
nieodparcie komiczny.
- Cieszę się, \e cię to bawi. Powstrzymując nieco
rozbawienie, spytała:
- A rzeczywiście stać ich na to wszystko? Trent pokiwał
głową.
- Rusty?
- Słucham? Widać było, \e szuka właściwych słów.
- Jako osoba z zewnątrz... czy... nie zauwa\yłaś, \e z nimi
jest coś nie w porządku?
Najwyrazniej był naprawdę zaniepokojony.
- Nie - odpowiedziała powa\nie. - Wiesz, Harvey jest
raczej nietuzinkowy...
- Właśnie.
- Babcia by mi powiedziała, gdyby było w tym coś złego.
Przed przejściem na emeryturę zajmowała się handlem
nieruchomościami i nauczyła się szybko oceniać ludzi.
- Muszę wierzyć, \e magazynują te wszystkie rzeczy z
jakichś rozsądnych powodów.
To jego zatroskanie zapisywało się znowu zdecydowanym
plusem na jego koncie. Zresztą ostatnio takich plusów dałoby
się zebrać więcej. Prawie wystarczająco du\o, \eby
zneutralizować minusy. Jak to się stało?
Gorączkowo szukała nowego wątku.
- To są te oferty? - Wskazała prospekty rozrzucone na
łó\ku.
- Tak. - Chyba był zadowolony ze zmiany tematu. -
Spodziewam się jeszcze więcej, ale pomyślałem, \e nale\y ju\
rozpocząć porównywanie i niektóre wyeliminować.
- Hej. - Rusty poznała znak firmowy na jednej z nich.
- Znam tę firmę. - Nie zwa\ając, \e mo\e Trent wolałby,
aby nie zaglądała do jego materiałów, wzięła w rękę jeden z
folderów odło\onych na bok.
- Spółka Budowlana Lanca. - Potrząsnęła głową. - Nie do
wiary, \e jeszcze utrzymali się na rynku.
- Znasz ich? - spytał, patrząc na nią bacznie.
Skinęła głową. Uznała, \e właściwie nie będzie miało
znaczenia, je\eli powie Trentowi o swej pracy. I tak się pewno
zastanawiał, dlaczego odbiera w nocy faksy.
- Pracuję dla Agencji Reklamowej Dearsinga w Chicago.
- Wskazała kciukiem do tyłu. - Właśnie stamtąd jest ten
faks.
- Nie musisz się tłumaczyć. - Trent uniósł dłoń w
powstrzymującym geście.
Nie, pomyślała, ale sądziłam, \e cię to zainteresuje. Mo\e
to i dobrze, \e nie.
- W ka\dym razie, kiedy byłam jeszcze zupełnie zielona,
spółka Lanca wystąpiła do naszej agencji o obsługę
reklamową. Mówili o takich sumach, \e mogło zakręcić się w
głowie. - Wzruszyła ramionami. - Oczywiście myślałam jak i
wszyscy inni, \e spróbuję. A oni usiedli, obejrzeli nasze
projekty, pokiwali głowami i zaproponowali nam kontrakt na
ułamek sumy, o której mówili. Agencja nie byłaby w stanie
przeprowadzić za taką kwotę kampanii reklamowej według
projektów, które wybrali. Do zawarcia umowy nie doszło, a
spółka Lanca wykorzystała nasze pomysły.
- Nie \ądaliście odszkodowania?
- Wszystko sprytnie pozmieniali, \eby nie mo\na im było
wytoczyć procesu. Agencja dokładnie rozwa\yła, czy mo\e
ich skutecznie zaskar\yć. - Wskazała znak firmowy na
prospekcie. - Widzisz tego rycerza na koniu z lancą? To był
mój pomysł. Wprawdzie \adnej zasługi nie będę mogła sobie
przypisać, ale zawsze.
- Dlaczego? Przecie\ twój pomysł został wykorzystany.
- Nie zrobiłam tego w ramach obowiązków. Byłam wtedy
tylko asystentką głównego projektanta - taką wychwalaną siłą
pomocniczą. Podczas kolejnej burzy mózgów pokazałam mu
swój szkic.
- I on go ukradł?
Trent najwyrazniej był oburzony, więc pospieszyła z
wyjaśnieniem:
- Nie, byłam uszczęśliwiona, \e go wykorzystał,
poniewa\ miałam nadzieję na odpowiedniejszą pracę, je\eli on
otrzyma zlecenie. W taki sposób ludzie pną się do góry w
Agencji Dearsinga.
- Musiałaś najpierw się wkupić?
- Właśnie. Mówiliśmy o spółce Lanca. Najpierw
marchewka, potem kijek - to jest ich sposób działania. Podali
podejrzanie niskie ceny w ofercie, prawda?
Trent pokiwał głową.
- Dostają zadanie i w połowie roboty potrzebują
większych pieniędzy. Wiem, \e mieli wybudować kilka
rządowych gmachów w Chicago i sytuacja była tak zła, \e
rozpisywano się o tym tygodniami w gazetach. Musiałeś o
tym słyszeć.
- Jesteś pewna, \e to ta sama spółka?
- Z siedzibą w jakimś małym mieście w stanie Illinois?
- Tak.
- Więc raczej nie ma wątpliwości. - Podeszła do
komputera, który nadal odbierał faks. Alisa musiała natrafić
na kilogramy zdjęć. Wróciwszy na skrzynię, zauwa\yła, \e
Trent wpatruje się w zamyśleniu w prospekt. To był bardzo
efektowny folder. Poza "jej" rycerzem przywłaszczyli sobie
te\ dobór kolorów - czarny i srebrno - błękitny, co było z kolei
pomysłem George'a Kaylee. Mo\e ostatni dobry tego autora,
pomyślała złośliwie. On wtedy kierował pracami i oczekiwała,
\e ją wybierze na wykonawcę projektu. Tymczasem George
umiał jedynie dobrze wykorzystywać najlepsze cudze
pomysły. Niestety nie potrafił właściwie opracowywać
kampanii i po kilku miesiącach Rusty była zadowolona, \e się
na niej nie poznał.
To były czasy. Ciekawe, z czyich pomysłów teraz
korzysta George przy tworzeniu swego projektu  B1isko
natury".
- Rusty? - Głos Trenta wyrwał ją z zamyślenia. Znowu
wło\ył okulary. Ten człowiek wyglądał jak model. I jego
tors...
- Nie słyszałem nic niepochlebnego o tej spółce i brałem
powa\nie pod rozwagę jej ofertę.
- Sądziłam, \e skoro ja o nich wiedziałam, to tym bardziej
wszyscy w przemyśle budowlanym. - Usiłowała przypomnieć
sobie, kiedy pojawiły się wiadomości o tej wielkiej klapie
przy budowie rządowych budynków. - Sprawdz chicagowskie
gazety sprzed czterech lub pięciu lat. Nie pamiętam dokładnie,
kiedy to było, ale nie zapomnę, jak się rozkoszowałam tymi
wiadomościami - Uśmiechnęła się.
- Poproszę asystentkę, \eby to sprawdziła. - Zacisnął
wargi. - Sama powinna to zrobić, zanim przysłała do mnie ich
ofertę. - Cisnął prospekt o. ścianę. - Dzięki za cenną
wskazówkę. Zaoszczędziłaś mi sporo czasu.
Machnęła lekcewa\ąco ręką, choć ten komplement sprawił
jej przyjemność.
- Nie zawarłbyś z nimi umowy bez dobrego rozeznania.
- Tak, ale po stwierdzeniu, \e nie są odpowiednią firmą,
mógłbym ju\ nie mieć czasu na sprawdzenie innych. Jestem
twoim dłu\nikiem.
Tak więc jej dłu\nikiem został niewiarygodnie przystojny
mę\czyzna o wspaniałym torsie i pięknej szyi. Gdy Trent
zbierał z łó\ka ró\ne dokumenty i skoroszyty, ona z du\ą
przyjemnością oddała się fantazjowaniu na temat sposobów, w
jakich mógłby spłacić ten dług.
Uło\ył wszystkie dokumenty na podłodze i wyciągnął się
na łó\ku ze splecionymi na brzuchu dłońmi. W tej pozie tors
prezentował się jeszcze lepiej.
- Wiesz, jesteś zupełnie inną osobą, ni\ oczekiwałem. -
Zmierzył ją wzrokiem, a Rusty uświadomiła sobie boleśnie, \e
jest nie umalowana i ma na sobie ten fatalny szlafrok.
Powinna słuchać rad babci.
- A kogo oczekiwałeś? - spytała ostro\nie.
- Kogoś bardziej... - zrobił nieokreślony ruch ręką - ..
.kogoś z większym zapałem do prac domowych.
- Kto by z zapałem zdzielił cię wałkiem do ciasta po
głowie? Ju\ to rozwa\ałam raz czy dwa.
Trent ze śmiechem odło\ył okulary na nocny stolik.
Poprawił poduszki i rzekł:
- Oboje nie postawiliśmy we właściwym czasie jasno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl