[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej znane, inne nie. Przy wszystkich widniał napis nie \yje . - Nie udało się, bo nastąpił przeciek. Ktoś,
kto zdobył dane o tajnej operacji, przekazał informacje drugiej stronie. Montega czekał na nas i
wiedział, \e jesteśmy z policji. - Powiało chłodem, choć powiedział to spokojnie. - Musiał być tak\e
dokładnie poinformowany, jak byliśmy rozstawieni tej nocy, co do jednego człowieka. W przeciwnym
wypadku nie zdołałby się wymknąć z okrą\enia.
- Któryś z policjantów?
- Jest taka mo\liwość. Mieliśmy dziesięciu starannie dobranych ludzi tamtej nocy. Sprawdziłem
ka\dego z nich, ich konta bankowe, przebieg słu\by, styl \ycia. I jak dotąd, niczego nie znalazłem.
- Kto jeszcze wiedział?
- Mój kapitan, komisarz i burmistrz. - Wzruszył niecierpliwie ramionami. - Mo\e ktoś jeszcze.
Byliśmy tylko gliniarzami. Nie mówili nam wszystkiego.
- Co będzie, kiedy wreszcie trafisz na właściwy trop?
- Będę czekał, obserwował i śledził. Człowiek z pieniędzmi zaprowadzi mnie do człowieka na
górze. A o to mi chodzi.
Wzdrygnęła się mimowolnie i przyrzekła sobie w duchu, \e spróbuje przekonać w jakiś sposób Ga-
ge'a, by przekazał sprawę policji, gdy tylko zgromadzą wystarczająco du\o informacji.
- Kiedy ty będziesz tym zajęty, ja chciałabym skoncentrować się na nazwiskach, czyli nadal szukać
wspólnego wątku.
- W porządku. - Pogłaskał ją po głowie, a potem jego ręka spoczęła na jej ramieniu. - Ta maszyna
jest podobna do tej, której u\ywasz w biurze. Ma kilka dodatkowych...
- Skąd wiesz? - przerwała mu.
- Ale co?
- Jakiej maszyny u\ywam w biurze?
- Deborah... - Pochylił się z uśmiechem, by ją pocałować. - Nie ma takiej rzeczy, której bym o
tobie nie wiedział.
Zaskoczona, odsunęła się, a potem wstała.
- Czy znajdę tutaj zaprogramowane moje nazwisko?
- Tak. - Patrząc na nią, pomyślał, \e będzie musiał postępować bardzo dyplomatycznie. - Mówiłem
sobie, \e to rutyna, ale prawda wyglądała tak, \e byłem w tobie zakochany i ciekaw nawet
najdrobniejszych szczegółów. Wiem, kiedy się urodziłaś, co do minuty, a tak\e gdzie. Wiem, \e
77
złamałaś rękę w nadgarstku, kiedy spadłaś z roweru. Miałaś wtedy pięć lat. Wiem, \e po śmierci
rodziców zamieszkałaś z siostrą i jej mę\em, a po ich rozwodzie wyjechałaś z siostrą. Mieszkałaś w
Richmond, w Chicago, w Dallas. Wreszcie w Denver, zaliczyłaś college w trzy lata, i podjęłaś studia
prawnicze, które ukończyłaś z jednym z najlepszych wyników na roku. Egzamin adwokacki zdałaś ju\
za pierwszym podejściem. Byłaś na tyle dobra, \e mogłaś liczyć na propozycje od największych
kancelarii prawniczych w naszym kraju. Ale ty wolałaś przyjechać tutaj i podjąć pracę w prokuraturze
okręgowej.
Otarła dłonie o spodnie.
- To takie dziwne uczucie, wysłuchać w skrócie swojego \yciorysu.
- Pewnych informacji nie mogłem zdobyć z pomocą komputera. - Wa\nych, pomyślał. Wręcz
podstawowych. - Jak pachną twoje włosy. śe twoje oczy przybierają barwę indygo, kiedy jesteś zła lub
podniecona. Co poczuję, kiedy będziesz mnie dotykać. Nie zaprzeczę, \e naruszyłem twoją prywatność,
ale nie zamierzam za to przepraszać.
- Wiem. - Westchnęła. - I nie mogę poczuć się jakoś szczególnie dotknięta, bo i ja cię sprawdziłam.
Gage uśmiechnął się.
- Wiem.
Roześmiała się, potrząsając głową.
- Bierzmy się do pracy.
Ledwie usiedli, jeden z telefonów zaczął dzwonić. Deborah nawet się nie obejrzała, gdy Gage
podnosił słuchawkę.
- Guthrie.
- Gage, tu Frank. Jestem w mieszkaniu Deborah. Lepiej, \ebyście tu zaraz przyjechali.
ROZDZIAA JEDENASTY
Z łomoczącym sercem Deborah szybko wyskoczyła z windy i pobiegła korytarzem, wyprzedzając o
krok Gage'a. Telefon Franka sprawił, \e przemknęli przez miasto sportowym wozem Gage'a w
rekordowym tempie.
Drzwi do mieszkania były otwarte. Na widok zniszczeń Deborah zastygła w progu i oddech uwiązł
jej w piersi. Poobrywane zasłony, potłuczone pamiątki, stoły i krzesła złośliwie połamane i rozrzucone
po podłodze. Jęknęła, a potem zobaczyła Lil Greenbaum, bladą jak śmierć, skuloną na szczątkach
połamanej, podartej sofy.
- O Bo\e! - Kopnęła na bok śmieci, podbiegła do Lil i osunęła się na kolana. - Pani Greenbaum! -
Zamknęła w ręce jej drobną dłoń.
Cienkie powieki Lii zatrzepotały, a jej krótkowzroczne oczy spróbowały dojrzeć coś bez dobro-
czynnych okularów.
- Deborah. - Głos miała słaby, zdołało się jednak uśmiechnąć. - Nigdy by im się to nie udało, gdyby
mnie nie zaskoczyli.
- Jest pani ranna? - Spojrzała na Franka, który wyłonił się z sypialni z poduszką. - Dzwoniłeś po
karetkę?
- Nie pozwoliła mi. - Frank ostro\nie wsunął Lil poduszkę pod głowę.
- Nie potrzebuję karetki. Nienawidzę szpitali. To tylko guz na głowie - powiedziała pani
Greenbaum, ściskając Deborah za rękę. - Miewałam je wcześniej.
- Mam się zamartwić na śmierć? - Mówiąc to, Deborah zsunęła palce w dół, by zbadać jej puls
- Twoje mieszkanie jest w gorszym stanie ni\ ja.
- Rzeczy łatwo zastąpić innymi. Ale kto mógłby mi zastąpić panią? - Deborah ucałowała zaciśniętą
dłoń Lil. - Proszę zrobić to dla mnie.
- Dobrze. - Lil westchnęła z rezygnacją.- Niech mnie obejrzą. Ale nie zostanę w szpitalu.
- Zgoda. - Odwróciła się, a Gage ju\ podnosił słuchawkę.
- Telefon jest głuchy - powiedział.
- Mieszkanie pani Greenbaum znajduje się dokładnie naprzeciwko.
Gage dał Frankowi znak głową.
- Klucze... - zaczęła Deborah.
- Frank nie potrzebuje kluczy. - Podszedł i przykucnął obok Deborah. - Pani Greenbaum, mo\e nam
pani powiedzieć, jak to się stało?
Przyjrzała mu się, mru\ąc oczy, póki nie znalazł się w niewyraznym polu widzenia.
78
- Ja skądś pana znam. To pan wstąpił po Deborah ubiegłej nocy, w eleganckim smokingu. Pan to
potrafi całować.
Odpowiedział uśmiechem, lecz i jego ręka dotknęła jej nadgarstka, by zbadać puls.
- Dziękuję.
- To pan siedzi na worach złota?
Mo\e i ma guza na głowie, pomyślał Gage, ale jej mózg pracuje sprawnie.
- Tak jest.
- Deborah podobały się te ró\e. Była wniebowzięta.
- Pani Greenbaum! - Deborah przysiadła na piętach. - Nie musi pani zabawiać się w swatkę, bo
poradziliśmy sobie sami. Proszę nam lepiej opowiedzieć, co tu się stało.
- Miło mi to słyszeć. Młodym ludziom w dzisiejszych czasach zajmuje to nieraz całe lata.
- Pani Greenbaum.
- Dobrze ju\, dobrze. No więc wzięłam listę rzeczy, o które prosiłaś, i poszłam do sypialni, \eby
wyjąć je z szafy. Tak na marginesie, ma w niej idealny porządek - zwróciła się do Gage'a. - Straszna
porządnicka.
- A to mi ul\yło.
- Właśnie wyjmowałam granatowy kostium w prą\ki, kiedy usłyszałam za sobą jakiś szelest.-
Skrzywiła się, bardziej za\enowana ni\ poruszona. - Słyszałam go ju\ wcześniej, ale po przyjściu do
twojego mieszkania nastawiłam radio, \eby posłuchać listy przebojów. Ju\ miałam się odwrócić, a
wtedy ktoś wyłączył światło.
Deborah nachyliła się nad Lil, targana uczuciami wściekłości, strachu, a tak\e poczuciem winy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]