[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moment głębokiego wzruszenia.
No, dobra. W każdym razie przynajmniej dla MNIE.
Sobota, 1 listopada, 2.00
Wieczór nie okazał się totalną katastrofą.
Całkiem sporo osób zdawało się bardzo dobrze bawić. Na przykład Hank. Pokazał się
właściwie dokładnie w porę na kolację - w tym zawsze był dobry - i w smokingu od
Armaniego wyglądał naprawdę świetnie.
Babcia i dziadek bardzo siÄ™ ucieszyli na jego widok. Pani Gianini, matka pana
Gianiniego, też go sobie wyraznie upodobała. To na pewno przez te jego wyszukane dobre
maniery. Nie zapomniał ani jednej z lekcji wymowy u Lilly i tylko raz zrobił uwagę, że w
weekendy bardzo lubi  barÅ‚ożyć . A potem, kiedy zaczęły siÄ™ taÅ„ce, poprosiÅ‚ Grandmère do
drugiego walca - pierwszego dostał tata - i raz na zawsze wrył się w jej pamięć jako idealny
kandydat na mojego księcia małżonka.
Dzięki Bogu, że w Genowii w 1907 roku ustawowo zabroniono zawierania małżeństw
między kuzynami w pierwszej linii.
Ale najszczęśliwsza para, z którą rozmawiałam tego wieczoru, była nieobecna na
przyjęciu. Gdzieś tak koło dziesiątej wieczorem Lars podał mi swoją komórkę, a kiedy
powiedziałam:
- Halo? - zastanawiając się, kto to może być, usłyszałem głos mojej mamy, brzmiący
bardzo odlegle i niewyrazny:
- Mia?
Nie chciałam mówić słowa  mamo zbyt głośno, bo wiedziałam, że w pobliżu kręci
siÄ™ Grandmère. I wydaje mi siÄ™ maÅ‚o prawdopodobne, żeby Grandmère miaÅ‚a w możliwej do
przewidzenia przyszłości wybaczyć moim rodzicom numer, jaki jej wycięli. Zanurkowałam
za jakąś kolumnę i szepnęłam:
- Hej, mamo! Pan Gianini zrobił już z ciebie uczciwą kobietę?
No cóż, zrobił. Stało się (nieco po fakcie, jeśli mnie spytacie o zdanie, ale
przynajmniej dzieciak nie będzie nosił piętna nieślubnego dziecka przez całe życie, jak ja).
Tam u nich była zaledwie jakaś szósta po południu; siedzieli sobie gdzieś na plaży i popijali
(bezalkoholowÄ…) piña colada. ZmusiÅ‚am mamÄ™, żeby mi przyrzekÅ‚a, że nie bÄ™dzie tego już
więcej piła, bo w tamtych okolicach lód też bywa podejrzany.
- Pasożyty potrafią przeżyć w lodzie - poinformowałam mamę. - Są takie robaki, które
żyją w lodowcach na Antarktydzie, wiesz? Uczyłam się o nich na biologii. One tam są od ty-
sięcy lat. Więc nawet kiedy woda jest zamrożona i tak można od niej zachorować.
Zdecydowanie powinnaś używać wyłącznie lodu zrobionego z butelkowanej wody. Hej, daj
mi do telefonu pana Gianiniego. Ja mu wyjaśnię dokładnie, co ma robić...
Mama mi przerwała.
- Mia - powiedziała - Jak... - odchrząknęła. - Jak przyjęła to moja mama?
- Babcia? - Spojrzałam w stronę babci.
Prawdę mówiąc, babcia bawiła się jak jeszcze nigdy w życiu. Cudownie się czuła w
swojej roli matki panny młodej. Jak do tej pory, zatańczyła już z księciem Albertem, który
reprezentował na przyjęciu książęcą rodzinę z Monako, i księciem Andrzejem, który moim
zdaniem zupełnie nie tęsknił za Fergie.
- Hm - powiedziałam. - Babcia jest... jest naprawdę wściekła na ciebie.
Kłamałam, oczywiście, ale wiedziałam, że tym kłamstwem mamę uszczęśliwię.
Jednym z jej ulubionych zajęć było doprowadzanie własnych rodziców do szału.
- Naprawdę, Mia? - zapytała z zapartym tchem.
- Uhum... - powiedziałam, patrząc jak dziadek okręca babcię w piruetach, tańcząc
wkoło fontanny. - Chyba nigdy się już do ciebie nie odezwą.
- Och - westchnęła mama radośnie. - To straszna szkoda.
Czasami naturalne uzdolnienia do łgania potrafią się przydać.
Niestety, jednak, w tej właśnie chwili przerwało nam połączenie. No cóż,
przynajmniej mama usłyszała moje ostrzeżenie przed pasożytami w lodzie, zanim nas
rozłączyło.
Jeśli chodzi o mnie, no cóż, nie mogę uczciwie stwierdzić, że bawiłam się jak nigdy w
życiu - to znaczy, jedyną osobą mniej więcej w moim wieku był Hank, a on tak bardzo zajął
się tańcem z Gisele, że nie miał czasu ze mną nawet porozmawiać.
Na szczęście koło jedenastej tata zagaił do mnie:
- Hm, Mia, dzisiaj jest chyba Halloween?
- Tak, tato - odparłam.
- Nie wolałabyś bawić się gdzie indziej?
Wiecie, wcale nie zapomniałam o tym całym Rocky Horror, ale stwierdziłam, że
Grandmère bÄ™dzie mnie potrzebowaÅ‚a. Czasami sprawy rodzinne sÄ… znacznie ważniejsze niż
te związane z przyjaciółmi - a nawet niż te romansowe.
Ale jak tylko usłyszałam słowa taty, powiedziałam:
- Hm, owszem.
Film zaczynał się o północy w Village Cinema w śródmieściu - około pięćdziesięciu
przecznic stąd. Jeślibym się pospieszyła, mogłabym jeszcze zdążyć. To znaczy zdążylibyśmy
z Larsem.
Był tylko jeden problem. Nie mieliśmy przebrania. A w Halloween nie wpuszczają cię
do kina, jeżeli przyjdziesz w normalnym ubraniu.
- Jak to, nie macie kostiumów? - Martha Stewart podsłuchała naszą rozmowę.
Rozpostarłam spódnicę swojej sukienki.
- No cóż - powiedziałam z wahaniem. - Może mogłabym udać, że jestem Glindą,
Dobrą Czarownicą. Tylko nie mam różdżki. Ani korony.
Nie wiem, czy Martha wypiła o parę koktajli z szampanem za wiele, czy po prostu
taka już jest, ale zanim się zorientowałam, zrobiła dla mnie różdżkę z garści kryształowych
mieszadełek do drinków związanych jakimś pędem dzikiego wina, który wyjęła z bukietu
stojącego na samym środku stołu. A potem zrobiła mi dużą koronę z kilku egzemplarzy
menu, sklejonych klejem w sztyfcie, który wyjęła z torebki.
I wiecie co? Wyglądałam świetnie, zupełnie jak tamta czarownica z Czarnoksiężnika z
krainy Oz! (Martha wywróciła te menu tekstem do wewnątrz).
- Proszę - powiedziała, kiedy skończyła. - Glindo, Dobra Czarownico. - Popatrzyła na
Larsa. - Ty jesteś łatwy do przebrania. Będziesz Jamesem Bondem.
Lars zrobił zadowoloną minę. Widać było, że od zawsze marzył, by zostać tajnym
agentem.
Jednak nikt nie był bardziej zadowolony ode mnie. Marzyłam o tym, żeby Michael
mógł mnie zobaczyć w tej świetnej sukience, i proszę, zaraz się spełni.
Co więcej, ten strój mógł dodawał mi pewności siebie, a potrzebowałam jej, żeby
skonfrontować się z nim w sprawie Jo - Si - Roksa.
Tak wiec, dostawszy błogosławieństwo mojego ojca - chciałam się jeszcze pożegnać z
Grandmère, ale ona i Gerald Ford taÅ„czyli wÅ‚aÅ›nie tango na parkiecie (tak, mówiÄ™ serio) - wy-
strzeliłam stamtąd jak z procy...
I trafiłam prosto w tłum reporterów.
- Księżniczko Mio! - wrzeszczeli. - Księżniczko Mio, jak się czujesz w związku z
ucieczką twojej matki sprzed ołtarza?
Miałam zamiar pozwolić Larsowi wsadzić mnie do limuzyny i nie mówić reporterom
ani słowa. Potem jednak wpadłam na pewien pomysł. Złapałam najbliższy mikrofon i
powiedziałam:
- Chcę tylko przekazać wszystkim widzom, że Liceum imienia Alberta Einsteina jest
najlepszą szkołą na Manhattanie, a może nawet w całej Ameryce Północnej, że mamy tam
najlepsze grono pedagogiczne i najlepszych uczniów na świecie, i jeśli ktoś tego nie chce
widzieć, po prostu oszukuje sam siebie, panie Taylor.
(Pan Taylor to ojciec Shameeki).
A potem oddałam mikrofon i wskoczyłam do limuzyny.
Ledwie zdążyliśmy Najpierw dlatego, że ze względu na paradę ruch uliczny w
centrum był koszmarny. Po drugie, wokół wejścia do Village Cinema wiła się kolejka, która [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl