[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzydzieściorgu dzieciom o szeroko otwartych oczach jak to jest, gdy pracuje się
jako piosenkarka w kabarecie. Dabney, siedzący w pierwszym rzędzie, pękał z
dumy.
Na koniec Annie odpowiadała na pytania. Wreszcie panna Ettington, rudowłosa
i piegowata kobieta mniej więcej w wieku Annie, zachęciła uczniów do owacji.
Annie usłyszała głośne brawa. śaden dziewięciolatek nie zdobyłby się na taki
aplauz. Zaskoczona, zwróciła się w stronę drzwi.
Stał tam Jake, uśmiechając się z aprobatą. Wtedy akurat zadzwonił dzwonek.
Ja te\ znam Dabneya zwrócił się do zaskoczonych uczniów. Przyszedłem
zabrać jego i uroczą wykładowczynię, jeśli to ju\ koniec lekcji na dzisiaj.
Skąd wiedziałeś, gdzie nas znajdziesz? spytała Annie kilka minut pózniej,
gdy szli w stronę rzeki, \eby kupić Dabneyowi obiecane lody.
Jeden z kierowców, Joe, widział was razem. Splótł palce z jej palcami,
kiedy Dabney pobiegł przodem. To miłe, co zrobiłaś dla chłopca powiedział
ciepło. śe poszłaś z nim do szkoły.
Annie, skrępowana, wzruszyła ramionami.
To był drobiazg powiedziała.
Ale nie ka\dy by tak postąpił. Kiedy zobaczyłem cię przed klasą, mogłem
wyobrazić sobie ciebie jako nauczycielkę.
Nie odpowiedziała. To ju\ jest przeszłość, pomyślała.
Pomaga mi to te\ wyobrazić sobie ciebie w innej roli ciągnął.
Zatrzymali się na rogu Royal Street.
Nie zapytasz, co mam na myśli? spytał.
Tak go kocham, myślała Annie, patrząc w jego oczy okolone ciemnymi
rzęsami. Jego mocne dłonie sprawiały, \e czuła się bezpieczna i kochana. Dzięki
niemu mój świat jest piękniejszy, przyznała. Jego towarzystwo i uwaga, jaką mi
poświęca, sprawia, \e cieszę się, \e \yję. Mimo to nie była pewna, czy chce
usłyszeć, co Jake m& na myśli.
Mogę wyobrazić sobie ciebie z dzieckiem ciągnął, potwierdzając jej obawy.
Kochającą dziecko. I nie chodzi mi o bezradnego niemowlaka. Raczej o
dzieciaka w wieku Dabneya.
Albo Jamie'ego, dodała w myślach. Tych dwoje było przyjaciółmi i bawiło się
razem. Gdyby twój syn \ył, a ty wywalczyłbyś prawo do opieki nad nim,
prawdopodobnie byłby dziś w klasie Dabneya. Nic nie mo\esz na to poradzić,
ciągle o tym myślisz.
Nigdy nie myślałam o posiadaniu dzieci rzuciła, wiedząc, i\ nie zabrzmiało
to miło. Musiał być przekonany, \e powiedziała prawdę.
Ja te\ nie, dopóki mnie to nie spotkało odpowiedział, gdy przechodzili przez
ulicę. Ale teraz myślę, \e w odpowiednich warunkach zapragnąłbym pojawienia
się mego spadkobiercy.
Dabney podskakiwał koło wózka z lodami, czekając na nich. Jego paplanina i
zachwalanie smaku czekolady, pralinek i rodzynek z rumem dały Annie czas na
opanowanie się.
Mo\e była głupia, ale słowa Jake'a o celowym zaplanowaniu dziecka sprawiły,
\e prawie osłabła z tęsknoty. Zobaczyła oczyma wyobrazni ich dwójkę, jak się
kochają, myśląc o dziecku. Wyobraziła sobie siebie z obrączką na palcu, noszącą
pod sercem dziecko Jake'a. Wyobraziła sobie, jak bardzo Jake kochałby synka lub
córeczkę, dziecko, które ukoiłoby ból po stracie Jamie'ego, , Jakie chcesz lody,
kochanie?
Annie zauwa\yła, \e Jake zadał to pytanie z pobła\liwym rozbawieniem, jakby
dobrze znał odpowiedz.
Och... chyba cytrynowe.
Przeklinała siebie za to, \e tak dr\ał jej głos. Będę zgubiona, jeśli szybko nie
zmienimy tematu, pomyślała. Moje emocje i instynkt macierzyński zdradzą mnie.
Ale jeśli się poddam, choćby w marzeniach, to będzie to błąd. Ostatecznie jestem
córką mojej matki, a nie aniołem, w co on wierzy.
Z lodami w rękach przeszli obok artystów prezentujących prace na metalowym
płocie wokół Jackson Square. Minęli furtkę, podziwiając pomnik bohatera Nowego
Orleanu, nadal, po tylu latach, dumnie chroniącego miasto przed Brytyjczykami.
Na scenie pod drzewami grał zespół jazzowy i przyciągnął zaciekawiony tłum.
Gołębie latały nisko, mając nadzieję na okruchy chleba. Po drugiej stronie parku
zebrał się zespół perkusyjny. W powietrzu rozległ się gwizd parowca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]