[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dlaczego nie mo\emy? - zapytał bardzo rozczarowany Kot.
- Bo nie wolno i ju\.
Powoli, niechętnie Kot zawrócił. Ogrodnik stał u stóp schodów i pilnował, czy
Kot naprawdę odszedł.
- Psiakość! - burknął Kot.
- Mam ju\ powy\ej uszu tych zakazów Chrestomanciego -oświadczyła
Gwendolina..- Najwy\szy czas, \eby ktoś dał mu nauczkę.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytał Kot.
- Zaczekaj, to zobaczysz - obiecała Gwendolina i gniewnie zacisnęła usta.
ROZDZIA A 5
Gwendolina nie chciała powiedzieć bratu, co zamierza. Na skutek tego Kot
prze\ywał dość melancholijne chwile. Po po\ywnym obiedzie z brukwi i gotowanej
baraniny znowu mieli lekcje. Potem Gwendolina odeszła z pośpiechem i nie
pozwoliła bratu z sobą pójść. Kot nie wiedział, co robić.
- Chcesz się pobawić na dworze? - zapytał Roger. Kot wiedział, \e Roger pyta
tylko przez uprzejmość.
- Nie, dziękuję - odmówił grzecznie.
Musiał zwiedzać ogrody na własną rękę. Ni\ej był las pełen kasztanowców, ale
kasztany wcale jeszcze nie dojrzały. Kot bez większej nadziei wypatrywał ich wśród
gałęzi, kiedy dostrzegł domek na drzewie, mniej więcej w połowie wysokości. To ju\
było coś! Zamierzał się tam wdrapać, ale usłyszał głosy i zobaczył spódnicę Julii
trzepoczącą wśród liści. Więc nic z tego. To był prywatny domek Julii i Rogera, w tej
chwili zajęty.
Kot powędrował dalej. Dotarł do trawnika i zobaczył Gwendolinę przykucniętą
pod jednym z cedrów i pochłoniętą wykopywaniem małej dziury.
- Co ty robisz? - zapytał Kot.
- Odejd z - burknęła.
Odszedł. Nie wątpił, \e Gwendolina robiła coś związanego z czarami i z
nauczką dla Chrestomąnciego, ale wypytywanie jej nie miało sensu, kiedy była taka
tajemnicza. Musiał zaczekać. Wytrzymał przez następną przera\ającą kolację, a
potem przez długi, długi wieczór. Gwendolina po kolacji zamknęła się na klucz w
swoim pokoju i kazała mu odejść, kiedy zapukał.
Następnego ranka zbudził się wcześnie i przez okno zobaczył, co zrobiła
Gwendolina. Trawnik był w opłakanym stanie. Nie wyglądał ju\ jak gładka płachta
zielonego aksamitu. Pokrywały go kretowiska. Wszędzie, jak okiem sięgnąć,
sterczały małe zielone wzgórki, kopczyki świe\ej ziemi, długie ziemne nasypy i
długie zielone bruzdy poruszonej trawy. Najwyrazniej liczna armia kre-tów pracowała
przez całą noc. Kilkunastu ogrodników stało z ponurymi minami, drapiąc się po
głowach.
Kot narzucił ubranie i zbiegł po schodach.
Gwendolina wychylała się z okna swojej sypialni w falbania-stej koszuli nocnej,
promieniejąc z dumy.
- Tylko popatrz! - zawołała do Kota. - Czy to nie wspaniałe? Wczoraj
wieczorem poświęciłam kilka godzin, \eby na pewno wszystko zniszczyć. Teraz
Chrestomanci pójdzie po rozum do głowy!
Kot w to nie wątpił. Nie wiedział, ile będzie kosztowała wymiana takiej ilości
darni, ale podejrzewał, \e całkiem sporo. Obawiał się, \e Gwendolinę czekają
powa\ne kłopoty.
Ku jego zdumieniu nikt nawet nie wspomniał o trawniku. W chwilę pózniej
weszła Eufemia i powiedziała tylko:
- Znowu się spóznicie na śniadanie.
Roger i Julia w ogóle nic nie mówili. W milczeniu przyjęli marmoladę i nó\ podane
przez Kota, i tylko Julia odezwała się jeden jedyny raz, kiedy upuściła nó\ Kota i
podniosła go zmieszana.  Psiakość!" - powiedziała. A kiedy pan Saunders zawołał ich
na lekcje, mówił tylko o matematyce i historii. Kot doszedł do wniosku, \e nikt nie
podejrzewa Gwendoliny w sprawie kretowisk. Nie zdawali sobie sprawy, jaka z niej
potę\na czarownica.
Tego dnia po obiedzie nie było lekcji. Pan Saunders wyjaśnił, \e zawsze mają
wolne w środy po południu. Po obiedzie wszystkie kretowiska znikły. Kiedy wyjrzeli
z okna pokoju zabaw, trawnik znowu wyglądał jak płachta aksamitu.
- Nie wierzę! - szepnęła Gwendolina do Kota. - To na pewno iluzja. Próbują
mnie poni\yć.
Wyszli na dwór, \eby się rozejrzeć. Musieli zachować ostro\ność, poniewa\
pan Saunders spędzał wolne popołudnie na le\aku pod cedrem, czytając \ółtą ksią\kę
w miękkiej oprawie, która widocznie bardzo go bawiła. Gwendolina przespacerowała
się po trawniku i udawała, \e podziwia zamek. Na niby zawiązując sznurowadło,
szturchnęła trawę palcem.
- Nie rozumiem! - wyznała. Jako czarownica wiedziała, \e równa, gładka darń
nie jest iluzją. - Naprawdę to naprawili! Jak?
- Widocznie uło\yli nową darń, kiedy mieliśmy lekcje - zasugerował Kot.
- Nie bądz głupi! - ofuknęła go. - Nowa darń byłaby jeszcze w kwadratach, nie
jak ta!
Pan Saunders ich zawołał.
Przez sekundę Gwendolina wyglądała na przestraszoną, ale ukryła to całkiem
niezle i swobodnym krokiem podeszła do le\aka. Kot zobaczył, \e \ółta ksią\ka była
po francusku. To ci dopiero, \eby śmiać się z francuskiego tekstu! Widocznie pan
Saunders był nie tylko silnym magiem, ale równie\ wykształconym.
Pan Saunders odło\ył ksią\kę grzbietem do góry na znowu piękną trawę i
uśmiechnął się do dzieci.
- Wyszliście tak szybko, \e nie zdą\yłem wam wręczyć kieszonkowego.
Proszę.
Podał obojgu po du\ej srebrnej monecie. Kot zagapił się na swój pieniądz. To była
korona - całe pięć szylingów. Nigdy w \yciu nie miał tyle pieniędzy. Pan Saunders
wprawił go w jeszcze większe zdumienie, mówiąc:
- Dostaniecie tyle co środę. Nie wiem, czy wolicie wydawać, czy oszczędzać.
Julia i Roger zwykle idą do wioski i przepuszczają wszystko na słodycze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl