[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko szybciej, bez wstępów, bez oporów. Pocałunek zdawał się trwać wieki, gdy nagle znów
usłyszeli warkot zbliżającego się samochodu. Leo z trudem oderwał wargi od nienasyconych
ust Janie i spojrzał na drogę. Tym razem nadjeżdżała półciężarówka Freda.
Leo zaklął pod nosem. Chyba wszyscy się zmówili, by pilnować ich cnoty! Odsunął
się gwałtownie i przyczesał palcami zwichrzone włosy.
Janie drżała.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
- Boże, jak ja się czuję! - jęknął Leo. - Szkoda, że tego nie rozumiesz.
- Chyba rozumiem - odparła szczerze, rumieniąc się lekko. - Wszystko mnie boli.
Leo uśmiechnął się do niej. Nie był w stanie oderwać od niej wzroku. Jeszcze nigdy
żadna kobieta nie zachwyciła go tak bardzo.
- Chciałabym się z tobą kochać - wyznała nagle Janie, sama zdumiona swoimi
słowami. Leo poczuł się tak, jakby przeszył go prąd. Niemal zapomniał o tym, że z naprze-
ciwka nadjeżdża Fred. Z osłupienia wyrwał go dźwięk hamującego samochodu. Fred opuścił
szybę.
- Właśnie jadę do Eda Scotta, żeby prosić o wsparcie w naszej akcji... - urwał.
Odchrząknął. - Przestało padać - dodał bez związku. Unikał oczu Leo i próbował omijać
wzrokiem córkę. Bez trudu odgadł, co tu się działo przed chwilą. - No, to jadę. Do zobaczenia
w domu, kochanie! - zawołał, wciąż nie patrząc na Janie.
- Do zobaczenia, tatku - odpowiedziała lekko drżącym głosem.
Pokiwał głową, wyszczerzył zęby i odjechał tak szybko, jakby grunt palił się mu pod
kołami, i po krótkiej chwili zniknął za zakrętem.
Leo czuł, że serce wali mu w piersi jak młot. Wpatrując się przed siebie, powiedział:
- Miłość jest jak narkotyk, Janie. Jeden raz to tylko początek, jakby się brało
lekarstwo, ale potem nie możesz przestać. Rozumiesz? Uzależniasz się.
Janie bez słowa kiwnęła głową. Teraz, gdy emocje trochę opadły, poczuła się nagle
zażenowana swoim spontanicznym wyznaniem.
Leo ujął jej chłodną dłoń.
- Nawet nie wiesz, jaki czuję się zaszczycony - powiedział cicho.
Janie z trudem przełknęła ślinę.
- Proszę, nie mówmy już o tym. Leo mocniej uścisnął jej dłoń.
- Teraz zawiozę cię do domu. Jeśli nie pracujesz w następną sobotę, moglibyśmy pójść
do kina i na kolację.
Serce zabiło jej szybciej.
- Poszedłbyś ze mną? - spytała z niedowierzaniem. Jej zdziwienie zabolało go.
- To byłby dla mnie zaszczyt. - Spojrzał na nią zaborczo. - Ubrałabyś się w tę
jedwabną suknię bez pleców? Podoba mi się twoje ciało. Masz piękną skórę i piersi - szepnął.
- Panie Hart! - zawołała Janie.
A on, ignorując jej oburzenie, pochylił się i pocałował ją namiętnie.
Włączył silnik i ruszył z wolna.
- Wiem, że nieopatrznie powiedziałam... - zaczęła Janie z rosnącym zakłopotaniem.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
- Nie martw się - przerwał jej Leo. - Przecież znamy się od lat. Czy według ciebie
należę do mężczyzn, którzy wykorzystują niewinne dziewczyny? - spytał.
- Nnie - zająknęła się Janie.
- No właśnie. Widzisz, Janie, właściwie, to byłaś dla mnie skarbem, jeszcze zanim cię
pocałowałem wtedy w kuchni. Ale teraz sprawy posunęły się o wiele dalej. Ja też chcę się z
tobą kochać. Jestem od ciebie uzależniony.
- Zerknął na nią. Zarumieniła się. - Ale już dość tego. Na razie nie będziemy więcej o
tym rozmawiać. Masz do spełnienia misję specjalną - nagle zmienił temat. - Pamiętaj, musisz
być ostrożna. Obserwuj Clarka bardzo dyskretnie.
- Nie martw się, będę uważać - obiecała Janie.
- Jeśli ten cham cię dotknie, zabiję drania! - zawołał Leo ochrypłym głosem. Jego oczy
zalśniły dziko. Janie zadrżała.
- Należysz do mnie. Słyszysz? - Spojrzał na nią wzrokiem pełnym zaborczej czułości.
Miękko pogłaskał ją po policzku, po czym jego dłoń poszukała jej dłoni.
Janie nie wiedziała o tym, że w ciągu tych paru ostatnich minut Leo Hart podjął
życiową decyzję. Już nie było dla nich odwrotu.
Jack Clark rzeczywiście pojawił się w barze w następny piątek. Janie nikomu nie
zwierzyła się ze swojej misji. Teraz przyglądała się mu dyskretnie zza baru.
Clark był wielkim, masywnym mężczyzną, dość niechlujnie ubranym, nieogolonym i
niedomytym. Siedział sam przy stole w rogu, nerwowo rozglądając się wkoło, jakby nie mógł
doczekać się jakiejś awantury. W barze było dość tłoczno i gwarno.
Ned, zaprzyjaźniony kowboj, wszedł do knajpy i usiadł przy barze, szerokim
uśmiechem witając Janie.
- Dzień dobry, Janie. Spotkałem po drodze Harleya. Powiedział, że lada moment was
tu odwiedzi.
- To miło, Ned. Już podaję ci piwo.
- Gdzie jest moja cholerna whisky! - wrzasnął nagle Clark. - Czekam już pięć minut!
Nick, który w gorączce przygotowywał pół tuzina pizz, wychylił się z kuchni
bezradnie. Janie nie miała wyboru, musiała obsłużyć Clarka. Rozejrzała się w poszukiwaniu
ochroniarza, lecz Mały pewnie wyszedł na papierosa.
Lekko drżącą ręką nalała whisky i zaniosła do stolika.
- Proszę bardzo. Przepraszam, że musiał pan czekać - powiedziała grzecznie, z
wymuszonym uśmiechem.
Clark spojrzał na nią zimnymi, bladoniebieskimi oczami.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
- Żeby mi się to nie powtórzyło - warknął.
Już miała się odwrócić, gdy chwycił ją za sznurek fartuszka i przyciągnął ku sobie.
Janie zrobiło się słabo.
- Jesteś dość milutka. Może usiądziesz mi na kolanach i pomożesz mi wypić to
paskudztwo?
Janie wyczuła, że Clark jest już mocno wstawiony. Gdyby Mały był w pobliżu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]