[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powie, że z nim wszystko w porządku!
- Nie wiem - odparła bezradnie Sara. Czuła suchość w
gardle. - Musimy czekać, aż wróci doktor Mason.
Nie mogli uczynić nic więcej. Bezradnie obserwowali, jak
Alex wspina się po murze i ponownie znika im z oczu.
- Zawsze się bijemy i kłócimy - powiedział nagle Grant -
ale nie chcę, żeby małemu coś się stało.
- Wszystko będzie w porządku - zapewniła Sara. - Doktor
Mason zrobi, co może, żeby twój brat wyszedł z tego cało.
Czekanie dłużyło się niemiłosiernie. Alex nie dawał znaku
życia. Prawdopodobnie siedział w kominie i zajmował się
rannym chłopcem. Grant odwrócił głowę i powiedział:
- Słyszy pani?
Z oddali dobiegało wycie policyjnych syren. Minutę
pózniej radiowóz i ekipa ratunkowa z rykiem silników
wjechali na dziedziniec. Ptaki wystraszone nagłym hałasem
poderwały się do lotu.
- Co się tu dzieje? - zapytał policjant, podchodząc do Sary
i Granta.
- Jestem doktor Denton - przedstawiła się Sara. - Mój
kolega, doktor Mason, jest wewnątrz komina i stara się
udzielić pomocy rannemu chłopcu. Musiał się tam opuścić, bo
okna są zamurowane.
- Jak mały się tam dostał? - spytał policjant, zerkając na
Granta.
- Bawił się na dachu - tłumaczyła Sara. - Spadł, gdy
załamała się pod nim konstrukcja.
- W takim razie powinniśmy zacząć od przebicia
łatwiejszej drogi do rannego - oznajmił oficer.
Policjanci zabrali się do pracy. Po dziesięciu minutach
udało im się otworzyć nowe przejście. Komin był ciemny i
duszny; wszędzie widzieli mnóstwo kurzu, odpadków i gruzu.
Czuło się zapach stęchlizny.
- Jest tutaj - usłyszeli stłumiony głos Alexa. - Leży w
kolanku przewodu kominowego.
Wkrótce zobaczyli małego pacjenta i lekarza, który
podpełzł w ich stronę.
- %7łyje? - zapytała Sara i poczuła ulgę, że Alexowi nic się
nie stało.
- Tak. - Alex skinął głową i poprowadził ich do miejsca,
w którym ułożył Liama. Komin był szeroki na tyle, że mogły
się nim czołgać dwie osoby naraz. - Stracił przytomność po
upadku - wyjaśnił. - Teraz powoli wraca do siebie.
Chłopiec leżał spokojnie, choć oddychał nierówno. Alex
przykrył go swoją kurtką. Na twarzy rannego widać było
zaschniętą krew.
- Zrobiłem mu zastrzyk. Dostał środki przeciwbólowe -
powiedział Alex, przyklękając obok chłopca.
- Co mu jest? - zapytała Sara.
- Ma złamaną nogę i liczne zadrapania. Najgorsze jest to,
że są zapewne obrażenia wewnętrzne. Unieruchomiłem go,
nim zaczął się ruszać. Myślę, że to może być uraz kręgosłupa.
- Karetka już jedzie - oznajmił skulony za nimi policjant.
- Dostarczą panu odpowiednie leki.
- Dzień dobry pani - usłyszeli ochrypły głos. Liam z
trudem otworzył opuchnięte oko. - Co pani tu robi?
- Witaj, Liam - odparła uspokajająco. - Miałeś wypadek.
- Skąd pani wie?
- Grant nam powiedział - wyjaśniła, ocierając chłopcu pot
z czoła.
- Czy jest tu mama? - spytał łamiącym się głosem.
- Nie, ale niedługo przyjedzie karetka. Pojedziemy do
szpitala, a pan Mason i Grant zawiadomią twoją mamę.
Zadowolony z odpowiedzi chłopiec przymknął oczy.
Nieco pózniej usłyszeli przeciągłe wycie syreny. Alex
zszedł na dół, by zabrać potrzebny sprzęt. Sara siedziała obok
chłopca. Oddech miał nierówny, a puls słaby.
Pielęgniarze i Alex unieruchomili gorsetem szyję małego
pacjenta i podłączyli go do kroplówki. Nogi ujęli w łupki i
podali kolejną dawkę środków przeciwbólowych. Potem
najdelikatniej, jak potrafili, wynieśli go z komina.
Sara szukała Granta, Znalazła go w policyjnym
radiowozie. Oczy miał zaczerwienione od płaczu. Siedząca
obok policjantka wytarła mu nos.
- Co z Liamem? - zapytał. Jego oczy znów lśniły od łez.
- Wyjdzie z tego - zapewniła go Sara. - Podaj mi numer
telefonu do domu. Muszę zawiadomić twoją mamę.
Chłopiec pobladł i z trudem wybełkotał cyfry. Z początku
nikt nie podnosił słuchawki. Po dwunastym sygnale odezwał
się zaspany głos.
- Pani Turvey? - spytała Sara.
- Tak. Kto mówi?
- Doktor Denton - przedstawiła się.
- O co chodzi? - Kobieta przeczuwała, że nie usłyszy
dobrych wieści.
- Proszę się nie denerwować - rzekła Sara. - Liam miał
wypadek.
- Co się stało? - krzyknęła Linda. - Jest cały? Co z
Grantem? Czy on też?
- Jeszcze nie wiemy, jakich obrażeń doznał Liam -
wyjaśniła Sara. Nienawidziła takich sytuacji. - Zabieramy go
do szpitala. Grant wyszedł z tego bez szwanku.
- Gdzie jesteście? Co się stało?
- Na starej farmie Morrisa, gdzie... - zaczęła Sara.
- Co? - ryknęła Linda.
Sara aż podskoczyła. Krzyk rozwścieczonej kobiety
słyszała również policjantka. Chłopiec zbladł jeszcze bardziej.
- Mówiłam im, żeby tam nie chodzili! To niebezpieczne
miejsce! Co się stało? - pytała zrozpaczona matka.
- Chłopiec spadł z dachu - wyjaśniła Sara.
- Ja mu dam łażenie po dachach! Pożałuje, że się w ogóle
urodził! Niech go tylko dorwę... Gdzie jest Grant?
- Siedzi obok mnie - odpowiedziała Sara.
- Chcę z nim rozmawiać!
Sara spojrzała na chłopca. W jego oczach malowało się
przerażenie.
- Niestety, w obecnej chwili to niemożliwe. Proponuję,
żeby udała się pani do szpitala. Tam spokojnie
porozmawiamy.
Pożegnała się i wyłączyła telefon. Chłopiec odetchnął z
ulgą.
- Pojadę z Liamem - rzekła Sara. - Ty i doktor Mason
zabierzecie się samochodem.
Podeszła do karetki. Nosze z chłopcem zostały już
umieszczone w aucie.
- Jego stan się ustabilizował - oznajmił Alex, patrząc na
chłopca. - Spotkamy się w szpitalu.
Sara wsiadła do karetki. Chwyciła klamkę, by zamknąć
drzwi, i w tym momencie napotkała spojrzenie Alexa. W jego
oczach ujrzała niepewność i zdziwienie. W dalszym ciągu nie
mógł pojąć nagłej zmiany jej nastroju. Nie wiedział, skąd ta
obojętność i chłód.
Zatrzasnęła drzwi ambulansu.
Przez następną godzinę wiele się zdarzyło. Karetka z
rannym chłopcem przyjechała do szpitala. Liama zabrano na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl