[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ratunek. Przyznaję, mój koń mógł mnie zrzucić.
Jechali jedno za drugim wąską ścieżką, nie mogli więc przez jakiś czas rozmawiać. Eve, która
była z przodu, wpadła w marzycielski nastrój. Wydawało jej się, że czas zwolnił swój bieg, a
wszystko wokół drzemie w upale. Wysokie trawy i paprocie porastały pobocza ścieżki, a błogą
ciszę zakłócały jedynie wesołe ćwierkania ptaków, brzęczenie pszczół i parskanie koni.
Gdy ścieżka stała się szersza i znalezli się obok siebie, Marcus spojrzał na Eve z podziwem.
- Wie pani, naprawdę nie powinna pani jezdzić sama. W tych lasach kręcą się różni ludzie.
Eve spojrzała na niego z ukosa i stwierdziła, że mówi poważnie.
- Panie Fitzalan, pan mnie zdumiewa. Czy towarzyszy mi pan dlatego, że chce mnie pan
ochronić?
-Tak.
- Jakież to rycerskie. - Uśmiechnęła się lekko. Odpowiedział szerokim uśmiechem.
- Widzi więc pani, że nie jestem tak całkiem zły. Czy to poprawia mój wizerunek w pani oczach?
- Jeszcze za wcześnie, by wyrokować w tej sprawie. Nie wiem o panu zbyt wiele, sądzę jednak,
że jest pan oportunistą.
- Jeżeli ma pani na myśli to, że chwytam wszystko, co mi się nawinie pod rękę, to ma pani rację,
ale nie jestem aż tak przekupny, żeby to czynić, nie zważając na zasady i konsekwencje.
- A Kopalnia Atwoodzką? Czy znaczy dla pana więcej niż osobiste związki z ludzmi?
- Gdyby mnie pani o to zapytała przed śmiercią sir Johna, odpowiedziałbym twierdząco. Zawsze
wierzyłem, że romantyczne związki są dobre dla głupców i marzycieli.
- A teraz? Co się zmieniło?
- Pojawiła się pani.
Eve uśmiechnęła się ironicznie.
- Powiedziałam już panu, żeby nie posługiwał się pan wobec mnie fałszywym pochlebstwem.
Nie jestem idiotką, nie dam się oszukać. Dobrze znam wartość tej kopalni. No, proszę się
przyznać: pragnie jej pan tak bardzo, że jest pan gotów mnie uwieść i skłonić do małżeństwa.
Marcus zmarszczył gniewnie brwi.
- Jeżeli chce pani znać prawdę, to zaczynam tę okropną kopalnię przeklinać. Bez względu na
moje uczucia wobec pani, zawsze będzie miała pani powód, by wątpić w moje prawdziwe
intencje. O ileż byłoby lepiej, gdybym mógł się do pani zalecać, nie narażając się na oskarżenie
o podstępne działania i interesowność.
Eve wpatrywała się w niego zdumiona. Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć.
- Mam nadzieję, że pani... zastanawiała się już nad sprawą, która jest dla nas obojga tak ważna? -
przerwał wreszcie zapadłą ciszę Marcus.
- Tak, ale sądzę, że sprawa, o której pan mówi, dużo więcej znaczy dla pana niż dla mnie. -
Oczywiście, skłamała, jednak nie zamierzała dać mu satysfakcji, zdradzając, jak bardzo
Kopalnia Atwoodzką jest dla niej cenna.
- Być może... - Lecz Marcus pamiętał wyraz jej oczu podczas czytania testamentu i dobrze
wiedział, że Eve z całych sił pragnie zachować kopalnię.
- Musi pan zrozumieć, że wszystko to jest dla mnie bardzo trudne.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale wcześniej czy pózniej będzie musiała pani się z tym zmierzyć.
Nie ma, oczywiście, sensu udawać, że nie mam żadnego interesu w tym, żeby zyskać kopalnię.
- Wiem. Podobnie jak ja. Widzi pan, uważałam za rzecz oczywistą, że większość majątku ojca,
w tym Kopalnia Atwoodzką, pozostanie w moich rękach.
Nie dostrzegłszy ironii zawartej w jej słowach, sentencjonalnie skomentował z uśmiechem:
- Już dawno się nauczyłem, że niczego nie warto uważać za oczywiste.
- W rzeczy samej... - Zaczynała czuć się nieswojo, zirytowało ją także to, że Marcus tak uważnie
jej się przygląda.
- A jakie jest naprawdę pani samopoczucie? - zapytał ze zdumiewająco szczerą troską.
Poraziło ją to i przez ułamek sekundy nie była w stanie się poruszyć. Patrzyła na niego jak
zahipnotyzowana. Proste pytanie, a raczej ton, w jakim zostało wypowiedziane, poruszyło w niej
dziwną tęsknotę. Nagle Marcus objawił się jej... no właśnie, jakim? Jego oczy, cała postać, i to
coś, czym emanował...
Wzdrygnęła się i odwróciła wzrok.
- Czuję się tak doskonale, jak tylko to jest w tych smutnych okolicznościach możliwe. I jestem
pewna, że świetnie sobie ze wszystkim poradzę - odrzekła z udawaną niefrasobliwością.
%7łałoba, smutek, to oczywiste, Marcus podejrzewał jednak, że trapi ją coś jeszcze.
- Jestem pewien, że będzie pani bardzo trudno opuścić Burntwood Hall. Ta posiadłość musi
wiele dla pani znaczyć.
Na jej twarzy pojawił się wyraz bezradności, który wzruszył Marcusa. Eve przez chwilę
przestała się pilnować, a on po raz pierwszy dostrzegł w niej zagubione dziecko, które
dotychczas ukrywało się pod maską dorosłej kobiety. Zcisnęło mu się serce.
- Tak, panie Fitzalan. Będzie mi bardzo trudno opuścić mój rodzinny dom. Teraz, gdy mam go
stracić, boleśnie zrozumiałam, jak wiele dla mnie znaczy, a na myśl, że Gerald go nie doceni,
robi mi się bardzo smutno. - Nagle przeszła na rzeczowy ton. - Panu również niełatwo przyjdzie
pogodzić się z powtórną stratą Kopalni Atwoodzkiej.
- Stanie się tak tylko wtedy, gdy nie zechce pani zostać moją żoną.
Na te słowa serce Eve się ścisnęło, wywnioskowała z nich bowiem, że Marcus już podjął
decyzję.
- Ależ, panie Fitzalan, przecież dobrze pamiętam, jak powiedział pan, że niepotrzebna panu
żona, tak samo jak mnie niepotrzebny jest mąż. A teraz tak pan nalega? Gotowa jestem
pomyśleć, że nie może mi się pan oprzeć i nie potrafi żyć beze mnie. Tymczasem może ja nie
chcę rywalki w postaci kopalni węgla?
- Ja także, panno Somerville. - Wprawdzie uśmiechem próbował unieważnić jej sarkazm, jednak
w jego oczach zapłonęło niebezpieczne światełko. - Biorąc pod uwagę fakt, że będziemy
równymi sobie wspólnikami, też mógłbym być zazdrosny o kopalnię.
- Mimo to musi pan bardzo pragnąć tej kopalni. Tak bardzo, że gotów jest pan związać się z
kobietą niemal zupełnie sobie obcą. Proszę mi powiedzieć, dlaczego Kopalnia
Atwoodzka ma dla pana takie znaczenie. Przecież posiada pan kilka innych, ma pan także
udziały w różnych przedsięwzięciach i dużo inwestuje. I może pan żyć jak książę do końca
swoich dni.
- To prawda, ale Kopalnia Atwoodzka ma dla mnie również znaczenie sentymentalne, bo
należała do mojej rodziny od początku. Rozpatrując sprawę od strony dochodów, już dzisiaj
przynosi największe zyski w całym zagłębiu, a jej potencjał jest ogromny, bo złoża węgla są
bardzo zasobne. - Zamilkł na chwilę. - Panno Somerville... Eve... prawda jest taka, że ta kopalnia
znaczy dla mnie więcej niż sto największych kopalni na świecie.
- Och... - %7łar i nostalgia w jego głosie spowodowały, że Eve zaczynała się domyślać, jakim
Marcus jest naprawdę człowiekiem.
- Kopalnię Atwoodzką zbudował mój dziadek, a mój ojciec zmarł na jej terenie. Byłem wtedy w
szkole i nie miałem pojęcia, że matka, która nienawidziła wszystkiego, co wiązało się z węglem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]