[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powoli! Wstrzymał się w porę, gdyż wyczuł woń wiązów, które rosły wprost
na jego drodze i mierzyły ze trzydzieści stóp. Zza nich dobiegał go aromat tra-
wy i ziemi. Zawrócił nad brzegiem ponad drzewami i ponownie znalazł się nad
rzeką. . .
Płasko wpadł do wody, czyniąc przy tym straszliwy plusk. Woda przy brzegu
sięgała mu jedynie do łopatek, nie było głębiej niż na wysokość człowieka. Stał
przez chwilę w nurcie rzeki, a chłodna ciecz obmywała mu ciało i przywracała
miłe poczucie bezpieczeństwa.
Po krótkim czasie serce przestało mu gwałtownie bić. Zawrócił i wyszedł
z wody na brzeg, oszołomiony swoim sukcesem.
Na pozór wydawało się, że i na brzegu mógłby bezpiecznie wylądować, ale
odrzucił to przypuszczenie. Siadanie na twardym podłożu było zbyt ryzykowne.
Lepiej jeśli zaczeka, aż nabierze większego doświadczenia w nocnych lotach.
Jego wigor mijał. Wyrwanie się piaszczomrokom i przeżycie tej przygody by-
ło dużym osiągnięciem, ale nadal nie miał przy sobie towarzyszy i nie wiedział,
jak postąpić.
Ze skruchą przyznał, że Angie niewiele mogła oczekiwać po nim, a nie miała
nikogo innego. Pomyślał o przeczekaniu do rana i odszukaniu Briana i innych.
Przypomniał sobie jednak, że obiecał im swój udział w zdobywaniu zamku Hu-
gha de Bois. Jeżeli zmieni zamiar, cała reszta poczuje się zwolniona ze swoich
zobowiązań w sprawie Angie. Nawet gdy tak nie postąpią. . . uświadomił sobie
naraz, jak mało rozumie swoich dziwnych przyjaciół. Był to doskonały przykład,
jak dalece inaczej mogą myśleć istoty porozumiewające się tym samym językiem.
Musi najpierw nauczyć się lepiej rozumieć myśli i uczucia swych średnio-
wiecznych druhów, zanim popełni w tym świecie kolejne błędy. Jedynie Carolinus
mógł mu pomóc.
Podniósł głowę. Kiedy tak rozmyślał, deszcz już prawie przestał padać. War-
stwa chmur wydawała się nieco cieńsza. Miał wrażenie, że widzi przez nią białawą
130
smugę księżycowego światła, które usiłowało przebić się przez obłoki.
Jeśli wyjdzie księżyc, a nawet przy jego braku, powinien zdołać odnaleźć
z powietrza Dźwięczną Wodę. Mięśnie skrzydeł zmęczone lotem odpoczęły już
— kolejny przykład zadziwiającej smoczej wytrzymałości i siły. Szkoda, że
fizjologowie, zoologowie i weterynarze nie mogą przebadać smoków i odnaleźć
źródła tych niezwykłych fizycznych własności.
Jim wzbił się w powietrze, w którym nie wisiały już krople deszczu, a po
chwili — gdy szybował w stronę w której spodziewał się znaleźć posiadłość Ca-
rolinusa — wyszedł księżyc i dziewięćset stóp pod nim oświetlił srebrnoczarny
krajobraz. Pięć minut później prawie całe niebo było czyste, a on długim szybu-
jącym lotem kierował się ku lasom, w których nie dalej niż o dwie mile leżała —
widoczna z daleka — Dźwięczna Woda. Nie musiał prawie wcale zmieniać kursu.
Rozdział 19
Wśród białych smug światła księżycowego i granatowych cieni Jim z łosko-
tem wylądował na żwirowej alejce prowadzącej do drzwi Carolinusa. W oddali
w lesie kilka zaspanych ptaków świergotało na tyle głośno, że jego smocze uszy
dosłyszały to. Poza tym panowała zupełna cisza.
Jim zawahał się. W oknach nie widział żadnego światła, a z niechęcią pomy-
ślał o budzeniu teraz czarodzieja.
Gdy tak stał niezdecydowanie, naszła go myśl, że dom jest nie tylko zamknięty
na noc, ale po prostu opuszczony. Na polanie panowała atmosfera pustki.
— Otóż i on! — zawarczał głos. Jim odwrócił się.
— Aragh! — krzyknął.
Wilk wynurzył się z cienia na skraju polany. Jim był tak szczęśliwy, że chętnie
by go uściskał. Z tyłu ukazała się pochylona, błyskająca oczami postać szybko
przybierająca znajome smocze kształty.
— Smrgol! — zawołał Jim.
Nie uświadamiał sobie dotychczas, co czuł do tych dwóch, a także do Briana
i pozostałych. Zrozumiał, że w tym świecie różnice pomiędzy stworzeniami o in-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]