[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Atrakcyjna? Chyba tak. Adam obojętnie przeglądał
dokumenty. - Nie interesuje mnie jej wygląd, tylko umiejęt-
ności i sumienna praca.
- Oczywiście - zgodziła się sekretarka. Nagle przypo-
mniały jej się słowa Leonie. - Leonie Marsden powiedziała
ostatnio coś bardzo dziwnego - dodała z namysłem.
Teraz on się zaciekawił.
- Leonie Marsden? To się często zdarza.
Jean westchnęła. Teraz ona nie rozumiała szefa.
- Jak to? - zapytała.
S
R
- Leonie Marsden potrafi robić dokoła siebie zamiesza-
nie. - Wstał i sięgnął po teczkę. - Ale teraz mam ważniejsze
sprawy na głowie.
Jean zastanawiała się, dlaczego dwie osoby, które tak lubi,
są tak bardzo nieszczęśliwe. Niby dopiero co się poznali,
a już zdążyli narobić sobie tyle przykrości.
Rebeka Archer obchodziła ósme urodziny. Gdy Leonie
pojawiła się na miejskim basenie, przywitały ją okrzyki ba-
wiących się dzieci.
- Wzięłaś kostium, ciociu? - zagadnęła ją Tiffany, czte-
roletnia siostra solenizantki.
- Oczywiście! Bez kostiumu nie mogłabym się z wami
bawić.
- A jak wygląda? - dopytywała się dziewczynka.
- To jest zwyczajne czarne bikini.
Joanne ustalała jeszcze ostatnie szczegóły z organizato-
rem zabawy. Leonie rozejrzała się wokół i stwierdziła, że
brakuje tylko jednej osoby.
Gdzie on się podziewa? Przyjęcie miało się zacząć
o czwartej, a było już dziesięć minut po czasie. Spóznianie
się nie jest przecież w stylu Adama.
Kiedy przykucnięta wkładała Tiffany kapok, usłyszała za
sobą kroki. Odruchowo uniosła wzrok. Adam stał na brzegu,
miał na sobie granatowe spodenki kąpielowe.
- Cześć, wujku! - krzyknęła dziewczynka.
Leonie podniosła się powoli. Napotkała wzrok mężczy-
zny, o którym ani na chwilę nie przestała myśleć.
Oboje byli bardzo urodziwi. Na pierwszy rzut oka stano-
wili wspaniałą parę.
S
R
- Witaj - rzekł swobodnie Adam. - Nie spodziewałem
się ciebie tutaj. Joanne nie wspomniała, że cię zaprosiła.
- W przeciwnym razie byś nie przyszedł? - spytała, ła-
godząc swe słowa uśmiechem.
Uniósł brwi.
- Rebeka jest moją córką chrzestną. Obecność najbar-
dziej nieprzewidywalnej kobiety na świecie to za mało, że-
bym zmienił plany.
- Najtrudniejszy do zrozumienia mężczyzna na świecie
nie zmienił też moich - odcięła się.
- Chodzcie! - zawołała Joanne. - Zaraz zaczniemy zawody.
Leonie i Adam wskoczyli do basenu. Otoczyła ich chmara
dzieci siedzących na materacach wodnych.
Nie wiedziała, o czym myśli uśmiechnięty mężczyzna, na
pierwszy rzut oka świetnie czujący się w rozigranej groma-
dzie. Zastanawiała się nad tym, kiedy nagle wynurzył się
z wody tuż obok i chwycił ją za ramię.
- Co robisz dziś wieczorem? - zapytał nieoczekiwanie.
Zamrugała oczami.
- Odpoczywam w domu - odparła.
Spojrzał na nią.
- Wszystko w porządku?
- Tak, po prostu dawno nie pływałam.
Nawet w wodzie Adam był spostrzegawczy.
- Jesteś zmęczona. Idz i pomóż Joanne z jedzeniem, a ja
dopilnuję dzieci - zaproponował. - Pobawimy się jeszcze
w wodzie po podwieczorku.
- Już się na to cieszę - zaśmiała się mimo woli.
Przyjaciółka nieruchomo stała przy stole, niewidzącymi
oczami wpatrując się w przestrzeń. Leonie podeszła do niej.
S
R
- Co się stało? - zapytała zdziwiona.
- Przed chwilą odebrałam telefon. Moja matka dostała
ataku serca. Zabrali ją do szpitala.
- O Boże! W jakim jest stanie?
- To podobno rozległy zawał.
- Ona mieszka sama w Devon, prawda?
Joanne pokiwała głową.
- Muszę do niej jechać. Nigdy bym sobie nie wybaczyła,
gdyby coś jej się stało, a mnie przy niej nie było. Ale co
z dziewczynkami? To długa podróż i musiałabym je zwolnić
ze szkoły.
Obie wiedziały, co Leonie teraz powie.
- Zostaw je ze mną - zaproponowała. - Przeprowadzę się
do ciebie i zajmę sięnimi. Jeśli mogą zostawać po szkole
w świetlicy, to nie ma problemu. Będę je odbierała wieczorem.
Po twarzy Joanne popłynęły łzy.
- Jesteś cudowna, tylko Adamowi i tobie mogę je powie-
rzyć. On na pewno też chętnie by mi pomógł, ale barka nie
jest najwygodniejszym miejscem dla dwóch małych dziew-
czynek, a poza tym Adam jest strasznie zajęty. Może połą-
czylibyście siły?
- Może i tak - odparła szybko Leonie.
Ona i Adam mają pobawić się w rodziców? Co za ironia
losu... Opanowała drżenie ust.
- Jedz już, Joanne. Masz przed sobą długą drogę.
- Poczekam jeszcze pół godziny, do końca przyjęcia. Po-
tem wezmę dziewczynki do domu i tam wszystko im po-
wiem, a teraz coś zjedzmy.
- Co się stało? - zapytał szeptem Adam, kiedy siedzieli
już przy stolikach. - Joanne chyba straciła serce do zabawy.
S
R
- Powie ci, kiedy tylko będzie mogła - odparła Leonie
również szeptem. - A na razie udawaj, że nic nie widzisz.
Mali goście rozeszli się do domów i Joanne wzięła Adama
na stronę. Ciekawe, co on na to powie, przemknęło przez
myśl Leonie. I zaraz się dowiedziała.
- Chcesz zostawić dzieci z Leonie! - zawołał Adam zdu-
miony. - Nie sądzisz, że to...
Zatrzasnęła drzwi samochodu, żeby nie słyszeć reszty zda-
nia. Raczej nie będziemy się bawić w mamę i tatę, pomyślała
z rozgoryczeniem. A już na pewno pan dyrektor nie będzie
mnie kontrolował przy dzieciach...
Dziewczynki, zaciekawione perspektywą pozostania
z ciocią, nie płakały podczas pożegnania z matką.
Adam nie pojechał z nimi do domu. Obiecał tylko, że
zajrzy tam pod wieczór. Leonie siłą powstrzymała się przed
powiedzeniem mu, żeby nie robił sobie kłopotu. Nie chciała
przysparzać przyjaciółce dodatkowych zmartwień.
Zdarzy się jeszcze niejedna okazja... Niech tylko Joanne
w spokoju odjedzie.
Przepasana fartuchem w kwiaty, z czekoladową plamą na
policzku, krzątała się właśnie po kuchni, gdy przyszedł
Adam.
Rebeka wpuściła go do środka. Usiadł w salonie i włączył
telewizor. Leonie nawet nie zauważyła jego przybycia.
- Widzę, że dobrze sobie radzisz - usłyszała nagle za
plecami.
Odwróciła się i nucona właśnie piosenka zamarła jej na
ustach.
- Owszem - odparła sucho. - Dziwi cię to?
S
R
Wyglądał bardzo elegancko w ciemnej koszuli i szarych
spodniach. A ona jak wygląda?
Spojrzała w lustro i zaczerwieniła się: kura domowa
w trakcie wypełniania zadań.
- Wiesz, że ubrudziłaś się czekoladą? - spytał z uśmie-
chem.
- To barwy wojenne - ostrzegła go.
- Jak mam to rozumieć?
- Po prostu usłyszałam, jak zareagowałeś, kiedy Joanne
powiedziała, że zostawia ze mną dzieci.
- Nie rozumiem, co ja znowu takiego zrobiłem - zauwa-
żył znużonym głosem.
- Chodzi o sposób, w jaki to powiedziałeś. To, że nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]