[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ja... - Julie nie wiedziała, co odpowiedzieć. Na szczęście Anna zaraz
przyszła jej z pomocą.
- Idiotko! - zawołała sama do siebie, pukając się w czoło. - Pilnuj swoich
spraw i nie pchaj nosa w cudze!
Julie zaśmiała się z ulgą.
- Zbyt surowo pani siebie karci - powiedziała łagodnie. - Ale ja naprawdę
nie mogę rozmawiać o Ricu. Jeszcze nie teraz.
- Rozumiem. Masz pusty talerz. Przyniosę ci więcej jedzenia.
- Proszę, nie... - błagała Julie słabym głosem. Mówiła jednak do ściany.
Anna zniknęła w kuchni. Julie była zadowolona ze zwłoki. Naprawdę nie
mogła otwarcie rozmawiać o Ricu, ale równocześnie nie potrafiła niczego
udawać przed tą szczerą, uczciwą kobietą.
Najwyrazniej Anna nie znała prawdy, gdyż w przeciwnym razie surowo
osądziłaby Julie.
Po chwili wróciła z talerzem wypełnionym po brzegi.
- Jedz! - rozkazała. - Jesteś za szczupła.
- Muszę dbać o linię - zaprotestowała Julie. - Na estradzie noszę
dopasowane suknie. Jeśli się w nie, nie zmieszczę, poskarżę się Ricowi, że
to pani wina.
Anna wybuchnęła głośnym śmiechem. Był on tak zarazliwy, że Julie nie
wytrzymała i po chwili dołączyła do niej. Starsza kobieta wyciągnęła ręce i
objęła dłońmi jej twarz. Ich ciepły, łagodny dotyk przynosił niezwykłe
ukojenie. Julie także brakowało matczynej miłości. Teraz lepiej zrozumiała,
dlaczego Anna była w życiu Rica tak ważną osobą.
Nagle twarz starszej pani jeszcze bardziej się rozjaśniła. Po chwili
zerwała się z krzesła, rozkładając ramiona w powitalnym geście.
- Rico! - krzyknęła radośnie.
RS
87
Julie obejrzała się i zobaczyła, jak tych dwoje gwałtownie się obejmuje.
Rico wyściskał Annę, po czym spojrzał jej w oczy. Jego twarz całkiem się
w tym momencie zmieniła. Zniknął wyraz wyrafinowanego cynizmu.
Zastąpiła go radość płynąca prosto z serca.
- Bałam się, że nie przyjdziesz! - grzmiała Anna.
- Wiesz, że nie mogę się bez ciebie obyć - roześmiał się.
- Zobacz, kto przyszedł. - Wskazała na Julie.
Julie zastanawiała się, czy Rico będzie niezadowolony, że ją tu zastał, ale
on uśmiechnął się łagodnie.
- Widzę, że świetnie się dogadałyście - zauważył.
- To miła dziewczyna - stwierdziła Anna. - Posiedz z nią, a ja pójdę po
jedzenie.
Po chwili z kuchni dobiegły odgłosy pospiesznej krzątaniny.
- Anna z pewnością staje na głowie, żeby cię zadowolić - zauważyła
Julie.
- Jak zawsze! Uwielbia to.
- Ile ona ma lat?
- Dokładnie nie wiem, ale jest grubo po sześćdziesiątce.
- Po sześćdziesiątce? A o której skończy tutaj pracę?
- Dlaczego pytasz? - Rico popatrzył na nią uważnie.
- Na pewno nie przed północą, prawda?
- O wiele pózniej. Przecież trwa festiwal.
- Jak się domyślam, zaczęła w środku dnia - warknęła Julie.
- Prawdopodobnie dużo wcześniej. Rankiem chodzi na targ po świeże
produkty.
- Masz czelność twierdzić, że ją kochasz, a mimo to pozwalasz jej tak
harować? To stara kobieta. Powinna odpoczywać, a nie tyrać od świtu do
nocy. Ale ty jesteś zbyt podły, by zapewnić jej przyzwoitą emeryturę.
Rico popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Już rozumiem. Dlatego jesteś taka wściekła.
- %7łebyś wiedział! Szkoda, że nie słyszałeś, jak o tobie mówiła. Ciągle
mój Rico" i mój Rico". Uważa, że jesteś ósmym cudem świata. Dlaczego
tak się na mnie gapisz?
- Ja?
- Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. Nieważne. Porozmawiajmy o
Annie.
Julie mówiła, a on przypomniał sobie o Miku, o jakimś bezpańskim psie,
którego kiedyś broniła, i jeszcze inne sytuacje, kiedy jako młoda
RS
88
dziewczyna z ogniem w oczach występowała w obronie słabszych. Na te
wspomnienia ogarnęło go uczucie szczęścia.
Kątem oka dostrzegł, że nadchodzi Anna z talerzami. Dyskretnie puścił
do niej oko i wrzasnął:
- Pośpiesz no się! Jestem głodny! Julie drgnęła z przerażenia.
- Scusi, scusi - wymamrotała Anna, pośpiesznie rozstawiając talerze na
stole.
- Dość tych przeprosin - uciął Rico. - Przynieś sól, bo zabrakło.
- Tak się uwijałam... - tłumaczyła się Anna.
- Przestań! - warknął Rico. - Jeśli to się powtórzy, poskarżę się twojemu
pracodawcy. Hej! - krzyknął, kiedy talerz ze spaghetti wylądował mu na
kolanach.
Julie wstała z miejsca, oczy błyszczały jej groznie.
- Powinieneś się wstydzić! - wysyczała. - Jakim prawem ośmielasz się
tak mówić do Anny, zwłaszcza po tym, co dla ciebie zrobiła? Nie dość, że
jest tu na każde skinienie gości, to jeszcze straszysz ją... Zaraz, co w tym
zabawnego? - zdumiała się, widząc, że Rico i Anna pokładają się ze
śmiechu. Usiadła i niepewnie patrzyła to na jedno, to na drugie.
- Paskudny chłopiec! - Anna żartobliwie skarciła Rica.
- Dlaczego stroisz sobie żarty z tej miłej dziewczyny? - Poklepała Julie
po ręce. - Ta restauracja należy do mnie.
- Do pani?
- Mój Rico mi ją kupił. Tę oraz dwie inne.
- Och! - Julie nie umiała zdobyć się na więcej niż ten głuchy okrzyk.
- Potraktowałem to jako inwestycje, z których Anna mogłaby czerpać
korzyści - wyjaśnił Rico. - Sugerowałem, żeby dała sobie spokój z pracą, ale
ona jest uparta.
- Lubię gotować i przebywać wśród ludzi - wyjaśniła starsza pani. - Kto
chciałby być sam?
- Ale każdy na panią pokrzykiwał - nie ustępowała Julie.
- Ach, o to chodzi. - Anna wzruszyła ramionami. - Jeden to mój brat
idiota, a tamci dwaj młodsi idioci są jego synami. Oni wydzierają się na
mnie, ja na nich. Jak to w rodzinie.
Właśnie w tym momencie jak na potwierdzenie jej słów ktoś głośno
krzyknął: Anna!!!
- Idę, już idę - wymruczała, podnosząc się od stolika.
- Ja też pójdę, żeby oczyścić ubranie - oświadczył Rico.
- Poczekasz na mnie?
- Poczekam.
RS
89
- Obiecaj - nalegał.
- Obiecuję.
Wrócił po pięciu minutach, przebrany w czystą białą koszulę i jasne
spodnie.
- Wynajmuję w tym domu pokój, gdzie trzymam trochę zapasowych
ubrań - wyjaśnił.
- Zatem tutaj jest twój prawdziwy dom? Nie w tej luksusowej willi?
- Masz rację. Tutaj przychodzę, kiedy chcę, żeby ktoś trochę koło mnie
poskakał.
- Ale się wygłupiłam - przyznała samokrytycznie Julie. - Powinnam była
wiedzieć, że nigdy nie potraktowałbyś Anny jak sługi.
- To moja wina, że pozwalałem ci myśleć o sobie jak najgorzej -
powiedział Rico. - Ale bardzo się cieszę, że polubiłyście się nawzajem.
- Ona jest cudowna! - zawołała szczerze Julie.
- Skąd w ogóle się tutaj wzięłaś? - spytał Rico.
- Podsłuchałam twoją rozmowę telefoniczną z Anną. Wzbudziła moją...
ciekawość.
- Masz na myśli: zazdrość? - upewnił się Rico.
- Tak - przyznała Julie. - Byłam zazdrosna.
- To wspaniałe, że i tobie to uczucie nie jest obce.
- Czyżby ci chodziło o Beppego? - zdumiała się.
- Nie daj się zwieść jego wiekowi czy tuszy. Kobiety za nim przepadają.
- Doskonale je rozumiem.
- Doprawdy?
- Sama uwielbiam jego poczucie humoru.
- Nigdy go nie miałem - skonstatował Rico.
- Rzeczywiście. - Julie uśmiechnęła się ciepło. - Ale miałeś za to wiele
innych wspaniałych cech, które z rozrzewnieniem wspominam.
- Naprawdę byłaś zazdrosna o Annę?
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.
Julie musiała podnieść głos, żeby Rico mógł ją usłyszeć wśród dzwięków
puzonów, w które dęli przechodzący właśnie obok restauracji uliczni
grajkowie.
- Noiantri! - wykrzyknął Rico.
Kiedy muzykanci zniknęli za rogiem, wyjaśnił Julie, że w Trastevere co
roku urządzają festiwal, celebrujący odrębność mieszkańców tej dzielnicy.
- Noiantri" w rzymskiej gwarze znaczy: odmieńcy". Tak właśnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]