[ Pobierz całość w formacie PDF ]
inny chciałby mnie załatwić? Biedota z Jerochy nie jest taka skora do
bitki, a ten zaatakował bez uprzedzenia i bił, żeby zabić. To albo Książę,
albo ktoś z talii. Na pewno nie Oczko, bo on od razu by dziabnął nożem
albo wbił sztylet w oko. A gdzież to sensei Masa?
Na randce. Pan Nameless ujął Sieńkę pod brodę i obracał jego
twarz na wszystkie strony, sycÄ…c oczy efektownym widokiem. Trzeba
by przyłożyć kompres. A tu posmarować maścią. To nie boli?
Boli! wrzasnął Sieńka, gdyż Erast Pietrowicz mocno ścisnął mu
palcami nos.
No nic, do wesela się zagoi. Nie jest z złamany.
Pan Nameless był w długim jedwabnym szlafroku, a jego włosy
okrywała cienka siatka, która chroniła fryzurę. Sieńka też miał taką.
NazywaÅ‚a siÄ™ garde façon.
Ciekawe, jak mu poszło ze Zmiercią, pomyślał Skorik, zerkając spode
łba na gładką twarz inżyniera. Cóż, wiadomo jak. Taki przystojniak
zawsze dopnie swego.
A więc tak, herr Szopenhauer oznajmił Erast Pietrowicz,
kończąc smarować gębę Sieńki jakimś pachnącym świństwem od dziś
ma się pan nie ruszać na krok beze mnie i Masy. Zrozumiano?
A co tu jest do rozumienia&
Doskonale. Teraz proszę się położyć i rzucić w objęcia Morfeusza.
Sieńka, owszem, położył się, ale z Morfeuszem jakoś długo mu nie
wychodziło. Albo zaczynał szczękać zębami, albo trzęsły nim dreszcze,
w żaden sposób nie mógł się rozgrzać. Nic dziwnego! O mało nie zginął,
śmierć go musnęła swoim lodowatym tchnieniem.
Sieńka przypomniał sobie, że miał wstąpić do Taszki. Przecież chciała
mu coś powiedzieć, o czymś go uprzedzić. Powinien się do niej wybrać,
ale na samą myśl o tym, że miałby znowu znalezć się na Chitrowce,
zaczął jeszcze bardziej dygotać.
Lepiej poczekać do rana. Może jutro wszystko wyda się mniej
straszne.
Z tÄ… nadziejÄ… zasnÄ…Å‚.
* * *
Jednak nazajutrz wciąż bardzo się bał. Pojutrze również. Trwało to
długo, cały tydzień. Rano i za dnia było jako tako: dzisiaj, myślał Sieńka,
kiedy się ściemni, na pewno przezwyciężę strach, ale pod wieczór było
już gorzej, a nogi za nic nie chciały go zanieść na Chitrowkę.
Jednakże w ciągu tych dni Sieńka nie tylko się bał. Miał wiele różnych
rzeczy do roboty, i to takich, przy których można zapomnieć o bożym
świecie.
Zaczęło się od tego, że Erast Pietrowicz zaproponował:
Może chcesz obejrzeć mój Latający Dywan?
Niedługo przedtem mieli rozmowę. Sieńka zaklinał gospodarza na
wszystkie świętości, żeby nie zwracał się do niego per pan i
Skorikow , bo to go obraża.
Obraża? zdumiał się Nameless. %7łe mówię per pan ? Pan
przecież, chyba się nie mylę, uważa się za dorosłego. Między dorosłymi
ludzmi zwracanie się do siebie na ty musi być obustronne, a ja na razie
nie jestem g gotów przejść w stosunkach z panem na tę formę.
Ależ ja bym w życiu nie mógł panu powiedzieć ty ! wystraszył
się Skorik. Niech Bóg broni. Ale Masie mówi pan ty , robi mu pan
ten zaszczyt. A ja to już dla pana w ogóle nie jestem człowiekiem.
Widzi pan, Skorikow& To znaczy, przepraszam, panie Skorikow
dobił Sieńkę do reszty inżynier. Masie mówię ty , a on mi pan ,
ponieważ w Japonii pan i sługa mogą zwracać się do siebie jedynie w
taki sposób. Zgodnie z japońską tradycją wszelkie niuanse językowe są
bardzo surowo respektowane. Istnieje tam około dziesięciu różnych form
zwracania się na ty i na pan w zależności od rodzaju relacji, w jakich
pozostają ze sobą rozmawiające osoby. Zwrócić się do sługi w inny
sposób, niż nakazuje obyczaj, to wielka niezręczność i przykry błąd
językowy.
A u nas do prostych ludzi tylko inteligencja zwraca siÄ™ na pan , bo
chce im okazać pogardę. Dlatego lud inteligentów nie lubi.
Ledwie Erasta Pietrowicza przekonał. O tym, żeby nazywał go
zwyczajnie i swojsko Sieńką, w ogóle nie było mowy. Jednak zamiast
Skorikow zgodził się zwracać do niego per Sienia , jak do paniczyka
w krótkich spodenkach. Cóż, trzeba było to znosić.
Kiedy Skorik zamrugał oczami, słysząc o Latającym Dywanie (po
Eraście Pietrowiczu spodziewał się zresztą wszystkiego, nawet czarów),
Nameless uśmiechnął się.
To nie ten z baśni, oczywiście. Nazwałem tak mototriped, czyli
trójkołowiec, pojazd samobieżny mojej własnej konstrukcji. Chodzmy,
obejrzysz go.
Na podwórzu, w wozowni, stała kolaska przypominająca dorożkę na
resorach, ale zwężająca się ku przodowi i nie na czterech kołach, lecz na
trzech; przednie było niewysokie, dwa tylne większe. Tam gdzie w
dorożce znajduje się kozioł i tarcza z numerem, tu sterczało kółko na
żelaznym drążku, a oprócz tego jakieś dzwigienki i dyngsy. Siedzenie
było z chromowej skóry, trzyosobowe. Inżynier pokazywał i objaśniał:
Po prawej, tu gdzie kierownica, jest miejsce dla szofera. Po lewej
dla asystenta. Szofer to taki woznica, tylko kieruje nie koniem, lecz
s silnikiem. Asystent to jego pomocnik. Niekiedy trzeba we dwójkę
naprzeć na kierownicę, przytrzymać dzwignię lub po prostu pomachać
chorągiewką, żeby piesi zeszli z drogi.
Sieńka nie od razu skumał, że ta kolasa jedzie sama, bez konia. W
żelaznej skrzyni, którą umieszczono pod siedzeniem, według objaśnień
Erasta Pietrewicza (ale to chyba jakieś brednie) kryła się siła dziesięciu
koni i dlatego ów mototriped mógł jakoby jechać drogą szybciej niż
najbardziej luksusowa dorożka.
Wkrótce nikt już nie zechce jezdzić pojazdami ciągnionymi przez
konie kontynuował Erast Pietrewicz. Wszyscy będą korzystać z
takich oto aut z silnikiem spalinowym. Koni przestanie się używać do
ciężkiej pracy i z wdzięczności za tysiące lat wiernej służby człowiekowi
pozwoli im się swobodnie paść na łąkach. No, może najpiękniejsze i
najżwawsze zostaną wzięte pod wierzch albo będą służyć do
romantycznych przejażdżek przy księżycu, ale wszystkie inne pójdą na
zasłużoną emeryturę i wypoczynek.
No, z tą emeryturą to już przesada, pomyślał Skorik. Kiedy konie staną
się niepotrzebne, ludzie je zabiją na skórę i mięso, nie będą ich żywić na
piękne oczy. Ale nie chciał się sprzeczać z inżynierem, bo ciekawiło go,
co tamten jeszcze powie.
Widzisz, Sienia, projekt przystosowanego do każdego rodzaju drogi
m mototripedu wybrałem jako temat mojej zeszłorocznej pracy
dyplomowej w Instytucie Technologicznym&
A co, to znaczy, że jeszcze niedawno był pan studentem?
zdziwił się Skorik. Na oko Erast Pietrowicz miał całkiem sporo lat. Ze
trzydzieści pięć, a może i więcej przecież nawet skronie zdążyły mu
już posiwieć.
Nie, specjalizację inżyniera mechanika uzyskałem w Bostonie jako
ekstern. A teraz nadszedł czas, bym wcielił moją ideę w życie i
przetestował ją praktycznie.
A jeżeli nie zechce ruszyć? zapytał Sieńka, przyglądając się z
podziwem reflektorowi w mosiężnej oprawie z przodu maszyny.
Ależ nie, jezdzi doskonale, ale to za m mało. Mam zamiar
ustanowić na moim mototripedzie rekord pokonać trasę z Moskwy do
Paryża. Start jest wyznaczony na dwudziesty trzeci września, tak że
czasu na przygotowania pozostało niewiele, zaledwie nieco ponad dwa
tygodnie. A przedsięwzięcie jest trudne, prawie niemożliwe. Niedawno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]