[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Conana.
Pózniej a co Scytowie, jeszcze pózniej Grecy, Rzymianie, Chazarowie, dalej Grecy, tyle że
tym razem jako Romajowie, bo z Bizancjum. Pózniej Włosi z Genui, Tatarzy, a w końcu oni.
Słowianie. My. Oni. Jakoś tam my. Ale jednak nie my. Oni. Nie wiedziałem, sam nie wiedziałem. Ale
czułem, że jednak oni.
Powiedz mi spytała w pewnym momencie Heike po co wy tu przyjeżdżacie?
My też, tak samo jak inni, siedzieliśmy w tych ruinach, na starożytnych kamieniach i też piliśmy,
patrząc w morze.
Kto wy ? zapytałem.
No wy, Polacy. Co tu spotykam kogoś z plecakiem, to Polak.
O rany odpowiedziałem. Dopiero co tłumaczyłem to twojemu przeciwieństwu.
A kto jest moim przeciwieństwem? zdziwiła się Heike.
Jesteś Niemką oznajmiłem więc twoim przeciwieństwem jest Ruski. Proste.
Heike się roześmiała. Ach tak rzuciła.
No, ale dlaczego przyjeżdżacie? spytała po chwili. Zresztą rzuciła może i rozumiem
dlaczego. Ale jednego nie mogę pojąć.
Czego?
Jesteście, wy, Polacy, rozsądnymi ludzmi zaczęła bardzo ostrożnie. Zerkałem na nią
podejrzliwie. No& tak zakładam. Wytłumacz mi więc, dlaczego za każdym razem, gdy spotykam
Polaka, ten mi opowiada, jakie to tutaj cuda widział. Jak to wszystko rozpierdolone do szczętu i nie
działa. Każdy opowiada jakieś historie nie z tej ziemi. Przecież& Heike ukradkiem oceniała moją
reakcję przecież wy musicie zdawać sobie sprawę, że u was jest tak samo. Przecież nie możecie być
tak nierozsądni, by tego nie rozumieć. Prawda?
Westchnąłem.
No to wytłumacz mi ciągnęła Heike po co wam ten teatrzyk? Co wy odgrywacie sami przed
sobą?
Znów westchnąłem i pstryknąłem kiepem mniej więcej w to miejsce, w którym chrzcił się
Wołodymyr kniaz.
I co ja jej miałem, kurwa, powiedzieć, że my, Polacy, mamy taką dziwną teorię, że czym innym
jest syf łaciński, a czym innym prawosławny?
Polski nie pojmiesz rozumem odpowiedziałem więc. No bo naprawdę: co miałem, kurwa,
powiedzieć.
No, ale generalnie Heike była w porządku. A Sewastopol był całkiem przyjemny. W którejś z
cerkwi wisiała ikona cara Mikołaja. Car wyglądał na niej jak porządny prawosławny święty. W tej
samej stylistyce. Kłaniały mu się w modlitwie kobiety, do ziemi. Była między nimi młoda
dziewczyna. Miała może z osiemnaście lat, adidasy i różową bluzeczkę. Gięła się przed swoim władcą
wyniesionym na ołtarze po czubki swoich butów.
Poszukaliśmy noclegu, bo razem taniej. W hotelu winda co prawda była, ale nie działała. Jej
drzwi, podobnie jak całą ścianę, oklejono fototapetą w jesienne liście. Na ścianie był kaloryfer i jego
nie dało się okleić, pociapano go więc farbami w brązowo-pomarańczowych kolorach. Drzwi się nie
domykały. Seks zaczęliśmy uprawiać raczej z nudów. Nie chciało nam się chlać, a z wieczorem coś
trzeba było zrobić.
Rano wybraliśmy się razem do Ałupki. Starą wołgą, prowadzoną przez Gruzina, taksiarza, który,
jak opowiadał, był bohaterem Wojny Ojczyznianej i kawalerem pośmiertnego medalu bohatera ZSRR.
Wołga rzęziła i dyszała, parę razy gasła i trzeba było ją pchać ale dojechaliśmy.
W Ałupce nie było nic ciekawego, ale nie chciało nam się jechać dalej. Siedzieliśmy na
betonowych płytach zastępujących plażę i patrzyliśmy, jak Rosjanie skwierczą w słońcu. Miałem
myśl, by ich poodwracać, bo przywrą. Ałupka składała się głównie z niszczejącego betonu, w ogóle
tego betonu był tu zdecydowany naddatek. Zewsząd sterczały jakieś druty zbrojeniowe. Rdza i
kruszenie, a na tym wszystkim gołe, poczerwieniałe od słońca ludzkie ciała. A pózniej nastał wieczór i
dobrze by było, kombinowaliśmy, znalezć coś do spania. No i tak się złożyło, że gdy tylko opadł
pomarańczowy pył, zobaczyliśmy szeroko uśmiechającego się do nas kolesia, który wyglądał trochę
na Cygana, a trochę na Gruzina.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]