[ Pobierz całość w formacie PDF ]

46 Susan King
z głuchym rykiem wody zalewającej jaskinię, ani
z pogruchiwaniem skalnych gołębi.
Ten krzyk powrócił. Przerazliwy, rozdzierający.
Przebił się przez ciemność wejścia do jednej z bocz-
nych jaskiń, przebił się przez huk wody i znów
ugodził w Jenny.
Stukot kopyt i pobrzękiwanie uprzęży słychać
było coraz bliżej. Jezdzcy, wielu jezdzców. Simon
Lockhart wstrzymał konia. Minęła chwila, niedługa,
i jezdzcy zaczęli wynurzać się spoza łagodnego
wzniesienia. Jeden po drugim wjeżdżali na szczyt,
jeden po drugim przejeżdżali przez srebrny pas,
wymalowany poświatą księżyca.
Było ich trzydziestu, a może nawet i więcej.
Każdy z nich prowadził jucznego konia. Jechali
śmiało, nic sobie nie robiąc z jasnego światła księży-
ca w pełni. %7ładen z nich nie owinął uprzęży, by
stłumić jej radosne pobrzękiwanie, nie przesłonił
latarni, nie ściszył głosu. Jechali zuchwale w stronę
skał nabrzeżnych, za którymi znajdowała się mała,
ukryta plaża i wejście do jaskiń, znanych jako
kryjówki przemytników.
Przemytnicy zwykle jezdzili w dużych grupach,
czasami nawet i stu ludzi, a koni dwa razy tyle.
Simon wiedział o tym doskonale, on sam przed laty
brał w tym udział. Im większa banda, tym większa
szansa, że poborcy podatkowi nie podejmą próby
zarekwirowania szmuglowanego towaru.
Był sam, bez zbrojnych, miał tylko nabity pis-
tolet, wsunięty za pas. Zdecydował jednak, że się
Srebrny ogień 47
przedstawi. Niech łotrzyki poznają nowego akcyz-
nika. A że jest sam? Nie szkodzi. Przemytnicy, nie
czując zagrożenia, na pewno nie będą agresywni.
Podjechał jeszcze kawałek, przystanął i podniósł
rękę. Dojrzeli go. Zaczęli się zatrzymywać, jeden po
drugim. Kiedy ostatni koń znieruchomiał, mężczyz-
na jadący na czele wysunął się nieco do przodu.
Mężczyzna krzepki, szeroki w ramionach, srebro
księżyca nie dało rady odebrać jego włosom i brodzie
płomiennej rudości. Simon rozpoznał go od razu.
 Witam, kapitanie MacSorley. Może mnie pa-
miętasz. Sir Simon Lockhart, jestem teraz nowym
poborcą podatkowym...
 Sir Lockhart... z Lockhart?  MacSorley uś-
miechnął się i podjechał jeszcze bliżej.
Pod przednim łękiem miał wsunięty długi, gruby
kij. Rozsądni przemytnicy nigdy nie mieli ze sobą
pistoletów. Posiadanie broni było równoznaczne
z rebelią przeciwko władzy królewskiej.
 A... pamiętam cię, chłopcze. Ale nie jako akcyz-
nika.
 Teraz jestem akcyznikiem, mój rewir to wy-
brzeże Zatoki Solway. Dlatego lepiej powiedz mi,
kapitanie, cóż to za sprawy przywiodły cię nocą na
wrzosowiska. I dlaczego konie juczne są tak ob-
ładowane.
 Obładowane? I cóż z tego?
MacSorley trącił konia piętą, żeby zwierzę zrobiło
jeszcze jeden krok do przodu.
 %7ładen wstyd, kiedy człowiek czasami coś tam
sobie po cichu przewiezie  odezwał się półgębkiem,
48 Susan King
uśmiechając się chytrze.  Pamiętasz przecież sam,
jak to jest. A ciebie nie było tu długo, oj, bardzo
długo. Ale coś mi się widzi, że wiem, dlaczego
wróciłeś. Stanowisko przednie, możesz pracować,
że tak powiem, dla obu stron. Mądre cielę dwie
matki ssie... A słyszałem, że akcyznikom wcale tak
dobrze nie płacą.
 Płacą dodatkowo od każdej skonfiskowanej
beczki.
 Ale chyba też i niełatwo znalezć tyle beczek,
żeby uzbierał się ładny grosz. Choć można zrobić
inaczej. Czego oko nie widzi, tego sercu nie żal,
pojmujesz? Na tym wybrzeżu każdy może sobie
dobrze pożyć, jeśli innym też da żyć.
 Pojmuję. Można dobrze pożyć, jeśli whisky
i skóry powiezie się na południe albo pohandluje
czymś innym, rumem, brandy, jedwabiem czy ko-
ronkami  wyliczył Simon beznamiętnym głosem.
 Czasami warto też splądrować statek, który rozbił
się o skały, bo dziwnym trafem ktoś mu podał zły
sygnał. Ale to raczej robi się pod osłoną ciemności,
nie w taką księżycową noc, jak ta.
 Racja. Tak się jednak jakoś złożyło, że tej nocy
mamy ręce pełne roboty. A poborców kręci się
niewielu, widzę tylko jednego...
 Może i niewielu nas, ale jesteśmy wszystkiego
ciekawi i nader wytrwali.
 Większość akcyzników, kiedy chce, potrafi
przymknąć oko.
 Ja jednak widzę wszystko wyraznie  głos
Simona był surowy i bardzo stanowczy  i nastaję
Srebrny ogień 49
na odpowiedz. Dlatego powiedz, kapitanie, co w tak
jasną noc wygnało was z domów?
 Och, my wieziemy najlepszą whisky dla ludzi
poczciwych, którzy usychają z pragnienia  odparł
buńczucznie Angus.
 Najlepszą? Pamiętam, że najlepszą whisky pę-
dził zawsze Jock Colvin...
 O, tak. Trzeba przyznać, że whisky z Glendar-
roch to gorzałka przednia. Ale alembiki Colvina są
małe, on wcale tak dużo tej swojej gorzałki nie
pędzi. Za bardzo się nad nią trzęsie. Stara whisky
jest dobra, bardzo dobra, tylko że grosz daje dopiero
po latach. A poza tym Jock siedzi w więzieniu,
zapewne wiesz pan o tym, jesteś przecież poborcą.
 Wiem. I domyślam się, że ta wiadomość zbyt-
nio cię nie zmartwiła.
 O, wypraszam sobie... Mnie bardzo żal starego
Colvina. I wierzyć mi się nie chce, że jest konio-
kradem. Ale konie magistrackie to konie najlepsze
i najdroższe, a stary Jock nigdy nie miał za dużo
oleju w głowie.
 Przede wszystkim nigdy nie był złodziejem.
 Ludzie się zmieniają  stwierdził ze spokojem
Angus.  Spójrz pan na siebie.
Simon skłonił głowę na znak, że w tym przypadku
racja jest po stronie kapitana. A w duchu podjął szybką
decyzję. Sprawę kradzieży konia bez sensu jest drążyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl