[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Marta wzruszyła ramionami. Do tej pory nie myślała o zastępstwie. Sama nie była
związana z żadnym mężczyzną i weekendy miała zawsze wolne. Poświęcała je
muzyce. To był jej relaks po całym tygodniu pracy.
- Pogadam z chłopakami, ale nie wiem, czy Mike będzie zadowolony, jeśli zamiast
mnie będzie śpiewał kto inny.
- Zostaw to mnie, Marto. Ja się na pewno z nimi dogadam. W oczach Nicka
rozbłysły wesołe iskierki.
- Nie wątpię - odparła Marta sarkastycznie. - Ale teraz zjedzmy wreszcie śniadanie.
Po posiłku Marta zaczęła sprzątać ze stołu. Wstawiając naczynia do zlewu, kichnęła
dwa razy i to tak silnie, że o mało nie upuściła talerza.
- Na zdrowie! - zawołał Nick. - Ale to mi raczej wygląda na przeziębienie niż na
zdrowie.
Marta wytarła nos w chusteczkę. Wilgotna pogoda w Nowym Jorku i przegrzane
pomieszczenia biurowe najwyrazniej nie posłużyły jej. Było jej zimno i gorąco na
przemian.
Nick położył jej dłoń na czole. - Gorące. Powinnaś wrócić do łóżka i tym razem
zostawię cię w spokoju. Zrobię ci herbaty z miodem i cytryną. -Wziął Martę za rękę
i zaprowadził do łóżka. - Nakryję cię kołderką, niczym troskliwa mama swoje
dziecko i podsunę ci pudełko z chusteczkami. Będziesz ich pewnie potrzebowała w
dużych ilościach. Ale co będzie z wieczornym występem?
- Przedstawienie musi trwać, prawda? - Marta wzdrygnęła się. - Poza tym, jak ci
mówiłam, nie mamy zastępstwa.
- Ale mam nadzieję, że ubierzesz się w coś cieplejszego. - Nick podszedł do szafy z
zamiarem wyszukania jakiejś odpowiedniej sukni.
- Nick! Nie otwieraj! - krzyknęła Marta na cały głos. Bała się, że za drzwiami
odkryje Mariannę - jej walizkę, jej ubrania.
Nick zatrzymał się raptownie. Zmarszczył czoło. - Przepraszam, Marto. Nie miałem
nic złego na myśli.
Marta odrzuciła kołdrę i podbiegła do niego. Zarzuciła mu ręce na szyję. - Nie
gniewaj się. Tam... jest... po prostu okropny bałagan i nie chciałam...
- Dobrze, że nie widziałaś mojej szafy - westchnął Nick. - A teraz marsz do łóżka,
panno porządnicka - popchnął ją lekko w kierunku łóżka. Szlafrok rozchylił się
Marcie na piersiach. Nick natychmiast skorzystał z okazji, żeby ich znowu dotknąć.
Marta kichnęła znowu.
- Jeśli moje pieszczoty wywołują u ciebie taką reakcję, to musisz być naprawdę
chora. - Położył ją do łóżka i nakrył kołdrą aż pod brodę. -Musimy cię do wieczora
postawić na nogi.
Marta wtuliła się w poduszkę i z miejsca zasnęła.
Kilka godzin pózniej Nick obudził ją delikatnie. - Marto, jak się czujesz? Masz
ochotę na zupę? Stwierdzono naukowo, że rosół z kury jest w takich wypadkach
niezastąpiony. Wyglądasz nadal na zakatarzoną. Najlepiej będzie, jeśli umówisz się
z chłopakami, że to oni będą głównie grać. Ty wystąpisz tylko w kilku utworach.
Masz w końcu prawo być chora, czyż
nie?
Zaspana Marta uśmiechnęła się blado. - Jaki ty jesteś kochany, Nick. Idz teraz do
kuchni, a ja spróbuję się odrestaurować. Wyglądam pewnie okropnie.
Sprytnie wyprosiła go z sypialni, żeby móc spokojnie poszukać w szafie czegoś
cieplejszego. Kiedy pojawiła się w kuchni, cała na czarno, w swetrze z golfem,
wełnianych spodniach i wysokich kozaczkach, Nick aż gwizdnął z podziwem.
- O, taki strój na scenę mogę zaakceptować. Nie lubię, gdy wszyscy wgapiają się na
to, co należy tylko do mnie. - Pocałował ją w szyję.
- Do tego wrócimy pózniej - Marta odepchnęła go ze śmiechem. Nic jednak z tego
nie wyszło. Stan Marty pogorszył się. Po drugiej
piosence muzycy odesłali ją do domu.
- Kuruj się dobrze - powiedział Mike wciskając jej butelkę koniaku. - To lekarstwo
jest dobre na wszystko.
- Widzisz - mówił Nick w drodze do domu. - Wszyscy rozumieją, że i ty możesz
czasem zachorować. Poradzą sobie bez ciebie.
Całą niedzielę Nick pielęgnował Martę jak najczulsza niańka. Przyniósł jej stos
romansów, za którymi przepadała i co trzy godziny donosił do łóżka talerz gorącego
rosołu. Póznym popołudniem Marta nie mogła już wytrzymać w łóżku. Poszła do
łazienki wziąć prysznic, a potem ubrała się w najpiękniejszą bieliznę, jaką miała.
Zakradła się po cichutku do pokoju muzycznego, w którym Nick czytał jakąś
książkę i zasłoniła mu oczy od tyłu. - Oj, widzę, że już ci lepiej - roześmiał się biorąc
ją w ramiona.
Kochali się długo i czule przy dzwiękach nastrojowej muzyki. Pózniej Nick zaniósł
Martę do sypialni i był przy niej dopóki nie nadeszła pora odjazdu do Nowego
Jorku.
W poniedziałek rano Marta zadzwoniła do biura, żeby powiedzieć, że jest chora.
Przez noc kaszel jeszcze się wzmógł. Dopiero we wtorek, ciągle jeszcze słaba,
usiadła za swoim biurkiem.
Pierwszy telefon, jaki odebrała, był od Nicka. - Słyszałem, że była pani chora,
Marianno. Mam nadzieję, że czuje się już pani lepiej.
Marta odniosła wrażenie, że Nick śmieje się po drugiej stronie słuchawki.
Odchrząknęła nerwowo: - Tak, tak, znacznie lepiej.
- To dobrze. Dziś lecę do Europy, Marianno. Czy mogłaby mi pani przygotować
prognozy dotyczące zakresu popytu?
- Oczywiście. Kiedy pan wraca?
- Zadzwonię w tygodniu i powiem pani. - Odłożył słuchawkę. Czy mam zawiadomić
Martę? - mruknęła do siebie. Poszła do magazynu Cliffa, żeby się zorientować, ile
jest tam wolnego miejsca. Nick przywiezie pewnie mnóstwo sprzętu stereo, żeby się
uniezależnić od ewentualnego strajku. Za szklaną ścianą Marta zauważyła rude
włosy Gildy. Czego mogła chcieć od Cliffa? Cliff siedział wygodnie rozparty w
fotelu szczerząc zęby do wypinającej biust Gildy. Gdy zauważył Martę, przerwał
rozmowę i kiwnął na nią, żeby weszła do środka. Gilda spojrzała na nią z
nieukrywaną wrogością, mruknęła coś pod nosem i zmyła się czym prędzej.
- Czego ona chciała, Cliff? - spytała Marta wprost.
- Nic takiego. Wie pani, rozlicza nas z każdego ołówka, ale poza tym nie jest
szkodliwa. Do mnie nie może się przyczepić, bo prowadzę magazyn w zgodzie w
wszelkimi przepisami.
- Jak często przychodzi do magazynu, Cliff?
- Och, kilka razy na tydzień... Czemu pani pyta? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl