[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Grałaś w softball?
Jakoś nie mogła sobie wyobrazić tej smukłej, długonogiej
blondynki na boisku. Myśl o dwucentymetrowych sztucznych
paznokciach Grety wbijających się w softballową rękawicę
była nie do zniesienia.
- Jasne. Rzucałam piłki w reprezentacji naszego college'
u.
Rzucała piłki? Bingo!
- Mówisz poważnie? Słuchaj, właśnie kogoś takiego
potrzebujemy! Nie zgodziłabyś się z nami zagrać?
Greta oceniła w lustrze swój wygląd.
- Och... nie wiem... Dex kompletuje drużynę marketingu?
- spytała.
- Uhm.
- Jej... nie wiem... - Greta odwróciła się bokiem, aby pod
innym kątem przyjrzeć się swojemu odbiciu. - To może być
całkiem fajne...
Carly
doskonale
wiedziała,
jaki
rodzaj
„fajności"
dziewczyna miała na myśli. Dex wpadł jej w oko już w dniu,
w którym wrócił do Montrose, a Greta nigdy nie umiała
dobrze ukrywać prawdziwych intencji. Ale żebrak nie może
wybierać. Jeśli ta dama potrafi rzucić piłką na odległość
dziesięciu metrów, to będzie grać.
- Mogę cię wciągnąć na listę?
- Och... - Greta trochę dłużej przyglądała się swojemu
profilowi. Sprawiało to wrażenie, jakby nie była w stanie
odwrócić się w żadną inną stronę. - Chyba tak.
- Cudownie.
To już dwie, jeszcze siedem.
- A jeśli chodzi o Dexa... Chyba już słyszałaś? Carly
nonszalanckim ruchem wyciągnęła szminkę i przyjrzała się w
lustrze swoim ustom - ustom, które już tyle razy wprawiły
Dexa w stan pożądania. No to, Greto, martw się o siebie sama.
- Co niby miałam słyszeć? - zainteresowała się Greta.
- O Dexie.
Greta zmarszczyła czoło.
- Co mianowicie?
- Jest z kimś związany.
Greta wydęła z niezadowoleniem wargi.
- Z kim?
Carly wzruszyła ramionami.
- Z Francuzką.
- Francuzka!... - wykrztusiła Greta. Carly spojrzała na nią
obojętnie.
- To właśnie słyszałam.
„No to pa, kochanie! Żadna z was nie ma u niego
najmniejszych szans" - pomyślała z satysfakcją.
- Czy oni już tak na poważnie?
Carly uśmiechnęła się, wrzucając szminkę do torebki.
- Och, mogłabyś spojrzeć na zegarek? - Skrzywiła się. -
Znowu się spóźnię.
Chwilę później Carly wyszła z łazienki. Znów była pełna
energii. Nie wiedziała, dlaczego czuła się tak doskonale.
Zachowała się przecież jak żmija.
W gruncie rzeczy rozwiązanie było proste: ten cały
incydent miał jej zrekompensować uczucie żalu, jakie
pozostawiła po sobie jedna maleńka i godna pożałowania
rzecz - kanapka złożona z dwóch kawałków ciasta ryżowego i
plasterka szynki o dwuprocentowej zawartości tłuszczu i
minimalnej liczbie kalorii, którą zjadła na lunch.
Rozdział 4
Po
wpisaniu
Grety
na
listę
zawodników
Carly
potrzebowała jeszcze kilku ludzi dobrych w łapaniu piłek.
W piątek koło południa zdecydowała się na obsadzenie
miejsc wcale nie najlepszymi sportowcami. Do czwartej jej
ambicje zmalały jeszcze bardziej. Potencjalnym zawodnikom
nie stawiała już żadnych warunków. Każde ciało zdolne
poruszać się o własnych siłach mogło zostać członkiem
zespołu BiR.
- Nie uwierzysz!...
O piątej w drzwiach gabinetu Carly stanęła Janis z
wielkim pudłem w ręku.
- Co to jest?
- Koszulki.
Carly zmarszczyła brwi.
- Co?
- Kolejny genialny pomysł Martina. - Janis podeszła
bliżej. - Przyjmij ode mnie te maleństwa.
Carly otworzyła pudełko, wyjęła jedną z koszulek i
przyłożyła do siebie. Nie była zbyt duża. Spojrzała na metkę,
po czym znów przyłożyła do siebie. To był najmniejszy
rozmiar, jaki kiedykolwiek widziała. Cudownie, na dodatek
Martin kazał wydrukować z przodu nazwę firmy.
Pogrzebała w tuzinie koszulek z nadzieją, że któraś z nich
będzie choć trochę większa. Po chwili jednak zrezygnowała.
Wszystkie były w tym samym rozmiarze. W czymś takim nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]