[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wciąż powracała pewna natrętna myśl, której nie mogła się pozbyć, z
którą na próżno walczyła: kto to jest, ta biało ubrana kobieta o długich,
złotych warkoczach?
Nie, to nie jego żona! Przecież nie kłamał, powiedział sam, że nie ma
żony. Któż to więc jest? Jego... kochanka?
Przy myśli tej serce Astrid ścisnęło się boleśnie. Nagle zjawiło się
pewne przypuszczenie, które zaskoczyło dziewczynę, a jednocześnie
olśniło ją niby błyskawica. Może ta młoda jasnowłosa kobieta jest cho-
ra? Może to obłąkana, która nie wie, co czyni...?
Astrid zaczęła sobie przypominać wszystkie przeżycia dzisiejszego
popołudnia. Nie uspokoiła się jeszcze, drżała na całym ciele, wspomina-
jąc niektóre szczegóły.
139
TL R
Pozostała w swoim pokoju aż do powrotu państwa Salten. Przyjechali
oni dopiero na kolację, przed wieczorem.
Kasia wpadła jak bomba do jej pokoju.
Dobry wieczór, panno Astrid!
Dobry wieczór, panno Kasiu!
Czy pani nie umarła z nudów? Takie samotne niedzielne popołu-
dnie, to okropna rzecz.
Astrid uśmiechnęła się do niej.
Jak pani widzi przetrzymałam je bardzo dobrze. Nie nudziłam się
wcale. A pani, panno Kasiu? Jak się pani bawiła?
Kasia wzruszyła ramionami, po czym usiadła na poręczy kanapy,
wywijając miarowo nogami.
Ach, było dość nudno! Zdaje mi się, że wkrótce będziemy mieli za-
ręczyny w rodzinie. Karola i Fritz Delius starali się jak najwięcej prze-
bywać sam na sam. Mamusia i jego matka spoglądały na nich z dziw-
nym uśmiechem. Stary pan Delius chciał nam koniecznie pokazać no-
wą zagrodę dla cieląt, po czym wygłosił cały odczyt o tuczeniu młodych
cielaków. Było na ogół okropnie. Ale czy pani wie, co mi najbardziej
psuło humor?
No?
Mój ojciec. Nie wiem, co się ostatnio dzieje z tatusiem, panno
Astrid. Nie podoba mi się wcale.
Dlaczego?
Czy pani nie zauważyła, że tatuś zmienił się bardzo w ciągu ostat-
nich dni?
Astrid potakująco skinęła głową.
To prawda, nie jest taki rześki, jak zwykle.
Nie wiem, co mu się stało ciągnęła Kasia. Może ma jakieś
zmartwienie. W każdym razie nie jestem z niego zadowolona. Często nie
słyszy wcale, co się do niego mówi, wygląda jak nieprzytomny, wpatruje
się w jakiś punkt przed siebie i milczy. Musimy go jakoś wspólnymi si-
140
TL R
łami trochę rozweselić. A teraz chodzmy już na dół, na kolację. Pani
pomoże mi rozweselić tatusia, prawda, panno Astrid?
Astrid pomyślała ze ściśniętym sercem, że ona sama nie znajduje się
dziś w odpowiednim nastroju. Odpowiedziała jednak spokojnie:
Zrobię, co będzie w mojej mocy, panno Kasiu.
W jadalni zastały już wszystkich. Budowniczy Salten, który stał przy
oknie, zwrócił się z uśmiechem do Astrid:
Jakże pani spędziła popołudnie, panno Holm? Czy pani jest zado-
wolona?
Pochyliła główkę.
Tak, proszę pana.
Astrid zauważyła, że budowniczy przygląda się jej jakoś dziwnie.
Pani Melania i Karola powróciły natomiast w doskonałych humorach
i okazywały Astrid wiele uprzejmości. Wszyscy zasiedli do stołu. Po ko-
lacji obydwie siostry grały jeszcze trochę na cztery ręce i śpiewały.
Astrid usiadła z jakąś robótką na werandzie. Pani Melania przeszła
do bawialni, gdzie razem z kucharką omawiała obiad na dzień następ-
ny.
Budowniczy siedział opodal Astrid i palił papierosa.
Jakże było w zamku, panno Holm? zapytał półgłosem.
Zamek jest wspaniały.
Czy zwiedziła pani wszystko?
Dziewczyna nie podnosiła oczu znad robótki.
Tak, wszystko.
Obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Wydawała mu się spokojniej-
sza, bardziej milcząca niż zazwyczaj. Był jednak zbyt pochłonięty wła-
snymi myślami, żeby długo zastanawiać się nad tym.
Czy doktor Rodeck sam oprowadzał panią?
Astrid zawahała się. Było jej bardzo nieprzyjemnie, że musiała coś
zataić przed budowniczym. Z drugiej jednak strony nie była to jej wła-
sna tajemnica, a przecież przyrzekła doktórowi Rodeckowi milczenie.
141
TL R
Tak, doktor Rodeck z początku oprowadzał mnie sam. Pózniej za-
wezwał go jego indyjski służący i musiał odejść. Wtedy przez chwilkę
chodziłam sama po zamku.
Aha, widziała pani Samulaha! Wspaniały człowiek, prawda?
Ma imponującą postawę.
O tak! Ma również imponujący charakter. Nie jest to zwykły, prze-
ciętny służący. Zdaje mi się, że w potrzebie oddałby życie za swego pa-
na.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]