[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się głośno, jak bardzo było mu jej żal.
- Nie znasz go. Nie możesz być tego pewny.
- Mogę. Każdy głupi biurokrata z urzędu imigracyjnego
musi najpierw porozmawiać ze mnÄ…! A teraz wychodzimy. Trze­
ba jak najszybciej przekazać Zezowatemu Szczurowi szczęśliwą
wiadomość o naszym małżeństwie. - Mitch mrugnął do Saszy.
- Potem pójdziemy do banku otworzyć ci konto. Nie zapominaj,
że jesteś bogatą kobietą.
No tak, westchnęła Sasza. To przecież była Ameryka, kraj
obietnic i nieograniczonych możliwoÅ›ci. Kiedy po paru minu­
tach wychodziła z mieszkania z Mitchem pod rękę, czuła się
zupełnie inaczej.
W biurze imigracyjnym przyszÅ‚o im czekać Å‚adne kilka go­
dzin. Sasza, przyzwyczajona do takiego traktowania, siedziała
spokojnie - ostatecznie Nemezis nie była boginią, którą można
popÄ™dzać. Natomiast Mitch nie próbowaÅ‚ nawet opanować znie­
cierpliwienia. Niewygodne plastikowe krzesÅ‚a, zatÅ‚oczona po­
czekalnia, nastrój wszechogarniającej bezsilności doprowadzały
go do szału.
- Nie rozumiem - wściekał się. - Kazali ci tu przyjść dwie
godziny temu. Od kiedy tu jesteÅ›my, nikt nie wchodziÅ‚ do po­
koju Pottera. Co ten facet sobie myśli? I co on tam robi? Aapie
muchy?
- To przecież urzędnik państwowy - wyjaśniała Sasza po
raz dziesiÄ…ty.
Jako była obywatelka byłego Związku Radzieckiego bez
ORAZ %7Å‚E CI NIE OPUSZCZ... PRZEZ CHWIL 79
trudu rozumiała taktykę stosowaną przez biurokratów, którzy
w ten właśnie sposób okazują władzę.
- Ja też jestem pracownikiem państwowym - warknął
Mitch, wrzucając sobie do ust dwie aspiryny i połykając je na
sucho. - Ciekawe, jak zareagowaÅ‚by ten caÅ‚y Potter, gdyby wy­
buchÅ‚ tu pożar, a ja spokojnie pojawiÅ‚bym siÄ™ po dwóch go­
dzinach?
- To co innego.
- Nie do końca.
Sasza pomyślała chwilę.
- WÅ‚aÅ›ciwie masz racjÄ™. Jednak to niczego nie zmieni. - Za­
niepokojona spojrzaÅ‚a na Mitcha, który wciąż ciskaÅ‚ siÄ™ z wÅ›cie­
kłości. - Ale nie powiesz mu niczego, co by go rozzłościło,
dobrze?
- Dobrze.
Westchnęła z ulgą.
- Ale rozkwaszę mu gębę!
- Mitch! - W jej oczach był taki strach, że natychmiast
zmienił ton.
- Sasza, maleÅ„ka, przecież żartowaÅ‚em. - PoklepaÅ‚ jÄ… uspo­
kajajÄ…co po ramieniu.
I wtedy w drzwiach pojawiła się zasuszona kobieta z natapi-
rowaną szopą włosów. Szary kostium uwydatniał jej kościstą
figurę, a fryzura przypominała pszczeli ul. Ponury wyraz twarzy
dopełniał całości.
- Pan Potter może panią teraz przyjąć, panno Michąjłowa.
- Najwyższy czas. A nazwisko tej pani brzmi teraz Cudahy.
I proszÄ™ odnotować to w papierach - powiedziaÅ‚ Mitch, wcho­
dzÄ…c za SaszÄ….
Po raz pierwszy pomyślał, że czeka ich niełatwa przeprawa.
Co prawda od razu uwierzył Glory, kiedy ta ostrzegała, że urząd
imigracyjny z pasją tropi fikcyjne małżeństwa, ale się tym nie
80 ORAZ %7Å‚E CI NIE OPUSZCZ... PRZEZ CHWIL
przejmował. Nigdy natomiast nie spodziewał się, że będzie tu
traktowany jako wróg publiczny numer jeden.
Potter dowiedziawszy się o ich pośpiesznym małżeństwie
zzieleniał na twarzy i nie próbował nawet zachować pozorów
grzeczności.
- JeÅ›li chce pani w ten sposób zatrzymać procedurÄ™ depo­
rtacyjną, panno Michajłowa...
- Pani Cudahy - przerwał mu Mitch.
- SÅ‚ucham?
- Nazwisko Saszy brzmi teraz Cudahy.
- A, tak. - ZacisnÄ…Å‚ wargi w cienkÄ… kreskÄ™. - Zlub zawarty
został w bardzo dogodnym dla pani momencie, panno Mi...
- Pani Cudahy - wtrącił Mitch ostrzegawczo.
Potter popatrzyÅ‚ na niego przeciÄ…gle, a potem wzruszyÅ‚ ra­
mionami, sugerujÄ…c, że w tym punkcie nie porozumiejÄ… siÄ™ nig­
dy. Ale nie muszÄ…. On uosabia caÅ‚Ä… wÅ‚adzÄ™ rzÄ…du Stanów Zjed­
noczonych, przynajmniej w tym miejscu. Ta dwójka nie ma
szansy z nim wygrać.
- Wydaje mi siÄ™ podejrzane, pani Cudahy - tu spojrzaÅ‚ zna­
cząco na Mitcha, który z satysfakcją kiwnął głową - że w zeszły
piątek nawet nie wspomniała pani o waszych planach.
- To bardzo proste. - Mitch położył rękę na zimnej dłoni
Saszy: naturalny gest troskliwego męża. - W piÄ…tek Sasza jesz­
cze nie wiedziała, że się jej oświadczę.
- I chce pan, abym uwierzyÅ‚, że dziwnym zbiegiem okoli­
czności oświadczyny wypadły dokładnie w czasie, w którym
rząd postanowił deportować pańską żonę?
Mimo że Mitch we wszystkich rozmowach z przyja­
ciółmi ciągle podkreślał fakt, że jego małżeństwo nie jest
prawdziwe, to ironia, z jaką ten wstrętny typ o szczurzym
pysku wypowiedział słowo  żona", doprowadziła go do białej
gorączki. Miał wielką ochotę powybijać mu wszystkie zęby
OKAZ %7Å‚E CI NIE OPUSZCZ... PRZEZ CHWIL 81
i tylko dla dobra Saszy powstrzymał się od tego kuszącego
zamiaru.
- Nie zamierzam pana okłamywać - powiedział bezczelnie.
- Pańskie zeszłotygodniowe spotkanie z Saszą w istotny sposób
wpłynęło na moją decyzję.
Poczuł, że zimna dłoń Saszy zrobiła się lodowata, i ścisnął
jÄ… uspokajajÄ…co.
- No wÅ‚aÅ›nie. - Potter wyglÄ…daÅ‚, jakby trafiÅ‚ głównÄ… wygra­
nÄ… na loterii.
Mitch znowu miaÅ‚ ochotÄ™ mu przyÅ‚ożyć. I znowu ledwo zdo­
łał nad sobą zapanować.
- Dopiero kiedy zdałem sobie sprawę, jak łatwo mogę ją
utracić - spojrzał przeciągle na Saszę - uprzytomniłem sobie,
że ją kocham. I chcę spędzić z nią resztę życia.
- Co za wzruszajÄ…ca historia. Szkoda tylko, że niezbyt ory­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl