[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wysoki Orzeł.
Pociąg ze świstem i zgrzytem zahamował przed budynkiem
stacji. Konduktor otworzył drzwi wagonu. W oknach ukazały się
twarze podróżnych, z zaciekawieniem przyglądających się
malowniczej grupie Indian.
Poklepałem po szyi swego konia, który zostawał tutaj na zimę.
 Będziemy o niego dbać  obiecał Karol.  Chodz, już
czas wsiadać.
Złożono w wagonie moje tobołki: starannie zwiniętą skórę
grizzly i broń opakowaną w derki.
Podniosłem rękę ku górze na znak pożegnania. Wojownicy
odpowiedzieli tym samym gestem.
Wskoczyłem na stopień wagonu. Karol raz jeszcze uścisnął
moją dłoń i podał mi mały woreczek, uszyty z jeleniej skóry.
 Co to?  spytałem zdziwiony.
 To od Czerwonej Chmury, od Wysokiego Orła, ode mnie i
od wszystkich Czarnych Stóp. Na pamiątkę i... żebyś nie musiał
się kłopotać.
Zrozumiałem i natychmiast odzyskałem głos.
 Karolu, ja tego przyjąć nie mogę. Nie mam do tego prawa
i... nie chcę mieć złotego piasku.
 Nie upieraj się, Janie. Nie warto. To taki sam dar, jak futro
grizzly, tylko nieco większej wartości. Nie możesz odmówić, jeśli
nie chcesz obrazić ofiarodawców. Skąd wiesz, jak się teraz ułoży
twoja praktyka lekarska? Pacjenci na pewno zdążyli już o tobie
zapomnieć. Ten woreczek to przecież tylko znikoma cząstka tego,
co znalezliśmy i co jeszcze znajdziemy.
Pokręciłem przecząco głową.  Nie mogę, Karolu. Wierz mi, że
nie mogę. Zbyt wiele krwi jest w tym złocie. Może ją zmyć tylko
jakiś wielki cel. Co do mnie  dam sobie jakoś radę. Jeśli nawet
początkowo będzie mi trudno, to przecież z
głodu nie zginę.
 Do licha, Janie! Pójdzmy na ugodę: wez to w formie
pożyczki. Nie będzie ci potrzebne, zwrócisz. Będzie potrzebne 
zwrócisz pózniej. No?... Decyduj się, bo inaczej cisnę to wszystko
w krzaki!
Ustąpiłem. Nie chciałem chwili pożegnania mącić nie-
spodziewaną kłótnią. Ostatecznie mogę ten złoty piasek przyjąć w
depozyt.
Pociąg szarpnął.
 Do zobaczenia, Janie! Szczęśliwej drogi!
"Wszedłem do wagonu i zatrzasnąłem drzwi. Za oknem poczęła
się przesuwać zielona preria.
Oczy przesłoniła mi wilgotna mgiełka. Kiedy znikły już w dali
sylwetki przyjaciół, odwróciłem się i poszedłem w głąb wagonu.
Nie trzeba się rozczulać jak dziecko. Nie męski to zwyczaj.
Howgh!
Digitalizował  Cygan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl