[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzwięki poważnego hymnu o modlitewnych akordach.
Na pomoście przednim, wysoko, widoczny wszystkim innym stał kapłan w białą
ubrany szatÄ™.
Orlim wzrokiem śleóił horyzont, zaś u stóp jego na marach pokrytych białym płót-
nem spoczywał człowiek uśpiony czy zmarły, nie wiadomo.
Wiatr powiewał szerokimi rękawami szaty kapłana, iż wydawało się, że uleci w prze-
stworze na skrzydłach uniesienia wnętrznego, niby przeóiwny duch albatros, pan
mórz nieprzebytych&
Rytm hymnu, zda się, nie wiatr, nie podwodne prądy niepokoiły fale.
Akordy kładły się czasem, byv v dłonie przyjacielskie na spiętrzonych, zaóierżystych
grzywach i wtedy pod ich lekkim, a możnym uciskiem, strzępiste, garbate grzbiety mie-
niły się w płaszczyzny lśniące, podobne podstawom jedwabnych tkanin rzuconych na
powietrze. Czasem znowu ton tętniący, mocny, rozpęóony wpadał, zatapiał się óiobem
w toń, pruł ją, rozóierał, głębił sięv w , sięgał& aż czerwona jawiła się posoka fali, a on
szedł coraz dalej, dalej, aż na dno, aż góieś& góieś&
Chór śpiewał:
O Panie, o Panie!
Kędyż posłałeś nas, wichry swoje?
Kędyż na wielki bój, płyniemy oto o ciemku duchy ducha niosące, drogą
przeznaczeń, niepisanych nawet w snach duszy człowieczej!
Jako oddech TWÓJ jest Å›wiat, jako tchnienie TWE jawi siÄ™ życie i jako
nicość jest, gdy zechcesz, a wciągniesz w głąb swoją wszystkie jawy, wszystkie
znaki Bytu.
Oddechem BRAHMY jest to, co jest, a nic prócz tego w przestrzeni.
O Panie! Kędyż wysłałeś nas, tchnienia swoje?
Kędyż na wielki bój na spełnienie chwili następnej płyniemy o ciemku,
duchy ducha niosące, bezmiernym gościńcem stawania się, szlakami, kędy
nie stąpa nawet myśl śpiącego u stóp tronu TWEGO archanioła& Kędyż
o Panie!&
v u zdradny (daw.) óiś: zdraóiecki.
v v by tu: niby, jakby.
v w głębić się zagłębiać się.
Tropy 34
Fale szły coraz to wyżej, rozchylało się głęboko morze, jak rozóierający szaty swe
trwogą, bólem, rozpaczą, męką czekania i niepewności targany człowiek.
Zawył wiatr, uderzył czołem w płonący nisko ponad wodą hymn stary, zwinął się
z nim, zmieszał, omotał go sobą, zwichrzył i poroztrącał akordy niby wilk, co skowytem
porazi śpiew idących lasem kompanii pobożnych o mroku.
Czyliż dalekie, czy bliskie lądy, góie paść ma ptak zdyszany, dusza nie-
wcielona& czy bliskie?
Czyliż zaśnionym bęóie szła światem w doły rozliczne wpadając, czyli
bęóie krwawe zostawiała tropy za sobą?
Czy może wybiła goóina światłości dla promienia idącego przez czerń
mięóygwiezdną, od bytu do bytu?
Czy wybiła goóina jaśnienia?&
Kapłan wzniósł w górę białą dłoń, połyskliwą jak mewa na mroku. Góieś daleko,
niewióialna człowieczym oczom ukazała się na widnokręgu wyspa.
Dwaj młoóieńcy w białych tunikach pochylili się nad leżącym u stóp kapłana, mary-
narze spuścili zawieszoną z boku łódz. Gdy się zakołysała na falach, rozwinięto sznurową
drabinę i zniesiono ciało zmarłego, czy zaśnionego, ostrożnie na dół, a młoóieńcy stanęli
przy leżącym w głowach i u stóp jego, jako dwa cheruby pilnujące arki świętych tajemnic.
Ponownie zabłysły na czarnym niebie białe ręce kapłana, tak białe i świecące, jakby
promienna w nich krew płynęła& a łódz odbiła od okrętu.
Zlizgała się po ścichłym nagle morzu, które przyczaiło się w wielkim oczekiwaniu,
a górą płynął hymn prastary powoli, majestatycznie, niewstrzymanie, zwycięsko.
Nad morzem na piaszczystym wybrzeżu jęczał pod razami człowiek.
Dwu tęgich oprawców smagało pletniami jego plecy, a smagając, szyóili:
Masz oto proroku od wiernych swoich! Masz oto na pamiÄ…tkÄ™ od wielbicieli!
Przyjm3, co dajemy wóięcznym sercem!&
Ponoszący kazń stał z otwartymi ustami, głową wstecz odwróconą, na poły przy-
mknionymiv x oczyma i stękał głucho.
Zbuóony ze snu o ranku, po kilkudniowym więzieniu miał być wypuszczony, ale
przedtem jeszcze wymierzono mu plagi.
Liczył je w duszy, nie wieóąc, na ile wyrok opiewa, liczył i wyczekiwał końca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]