[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pisze powieści kryminalne pierwsza klasa.
- Poważnie? - Lowenstein wydęła dolną wargę i zastanowiła się
przez chwilę. - Wygląda raczej na gwiazdę rocka. Nie pamiętam,
kiedy ostatnio usiadłam z książką. Zapomniałam, kiedy ostatnio w
ogóle cokolwiek czytałam.
Jej oczy zwęziły się, gdy dostrzegła szykowne i bardzo drogie
pantofle na gumowej podeszwie. Szykowne i drogie. Te dwa słowa
zdawały się pasować do tej kobiety, ale Lowenstein zastanawiała się,
jak mógł do niej pasować Ed.
- Ona chyba nie zamierza złamać Edowi serca?
190
- Sam chciałbym wiedzieć. On ma świra na jej punkcie.
- Poważnego świra?
- Zmiertelnie poważnego.
Uprzedzając Bena, położyła rękę na wieczku pudełka.
- O, właśnie idzie. Chryste, jakbym już słyszała marsza
weselnego.
- Robisz siÄ™ cyniczna, Lowenstein?
- Rzucałam ryż na twoim ślubie, tak czy nie? - A prawda była
taka, że Lowenstein była romantyczna i wrażliwa. - Wydaje mi się, że
skoro tobie udało się namówić do małżeństwa kogoś z wyższych sfer,
to Ed może się związać z pisarką z Manhattanu. - Wygląda na to, że
ciÄ™ wzywajÄ….
- Dobra, Lowenstein. Pięć dolców za ten placek.
- Obrażasz mnie.
- Dziesięć.
- Jest twój. - Wyciągnęła rękę, po czym odliczyła banknoty, które
włożył tam Ben. Planując już zjedzenie połowy ciasta na lunch, Ben
wsunął je do dolnej szuflady swego biurka i podążył za Edem do
biura inspektora Harrisa.
- Co siÄ™ dzieje?
- Pani McCabe zażądała spotkania - zaczął Harris. Przekroczył
już o pół godziny swój czas pracy i miał serdeczną ochotę pójść do
domu.
- Dziękuję, że zechciał mi pan poświęcić czas. - Grace
uśmiechnęła się do Harrisa i zdołała go prawie oczarować. - Nie chcę
go marnować, więc przejdę od razu do rzeczy. Wszyscy zdajemy
sobie sprawę, że Fantasy jest jedynym ogniwem łączącym trzy
napady, które miały już miejsce. I jestem pewna, że wszyscy jesteśmy
świadomi, że będą następne...
- Dochodzenie prowadzone jest energicznie, panno McCabe -
przerwał Harris. - Mogę panią zapewnić, że pracują nad tym nasi
najlepsi ludzie.
- Nie musi mnie pan o tym zapewniać. - Posłała Edowi
spojrzenie, mając nadzieję, że zrozumie. - Myślałam o tym bardzo
dużo, po pierwsze z powodu mojej siostry, a po drugie dlatego, że
morderstwa zawsze mnie interesowały. Gdyby to była fabuła mojej
książki, istniałoby tylko jedno logiczne posunięcie, które można w tej
chwili uczynić. I myślę, że byłoby ono słuszne.
191
- Doceniamy pani zainteresowanie, panno McCabe. -
Uśmiechnęła się do niego znowu tak, że Harris poczuł się
potraktowany prawie po ojcowsku. Ale to nie zmieniało faktu, że nie
miała pojęcia o prawdziwej pracy policji. - Ale moi ludzie mają
więcej doświadczenia w rzeczywistym śledztwie.
- Rozumiem. Czy byłby pan zainteresowany, gdybym
powiedziała, że znalazłam sposób, by złapać tego człowieka?
Podjęłam już pewne kroki, inspektorze, i chcę pana po prostu o nich
powiadomić, a potem może pan zrobić, co uważa za stosowne.
- Grace; to nie jest książka ani program telewizyjny - przerwał jej
Ed, bo miał przeczucie, złe przeczucie, że wie, do czego ona zmierza.
Posłała mu przepraszające spojrzenie i to zmartwiło go jeszcze
bardziej.
- Wiem o tym. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, żeby tak
było. - Odetchnęła głębiej i spojrzała na Harrisa. - Poszłam się
zobaczyć z Eileen Cawfield.
- Panno McCabe...
- Proszę mnie wysłuchać... - podniosła rękę nie tyle w geście
obrony, co determinacji. - Wiem, że wszystkie tropy, jakie mieliście,
zaprowadziły donikąd. Z wyjątkiem Fantasy. Czy nie byliście w
stanie zamknąć tej firmy?
Harris nachmurzył się i zaczął szeleścić papierami.
- Tego typu sprawy wymagają czasu, a bez współpracy, mnóstwa
czasu.
- I każda z kobiet pracujących dla Fantasy jest potencjalną ofiarą.
Zgadza siÄ™?
- Teoretycznie tak - odpowiedział Harris.
- A czy teoretycznie jesteście w stanie zapewnić im wszystkim
ochronę? Nie - dodała, zanim Harris zdążył cokolwiek powiedzieć. -
To niemożliwe. Ale możecie zapewnić ochronę jednej osobie.
Osobie, która wie, o co chodzi, która jest gotowa podjąć ryzyko, a co
więcej, która jest już powiązana z zabójcą.
- Czyś ty postradała zmysły? - powiedział Ed cicho, zbyt cicho.
To, bardziej niż cokolwiek innego, ostrzegło ją, że jest bliski
eksplozji.
- To ma sens. - By się uspokoić, sięgnęła do torby po papierosa. -
To głos Kathleen przyciągnął go na samym początku. Gdy
192
dorastałyśmy, zawsze nas mylono przez telefon. Jeśli stanę się
Désirée, on bÄ™dzie chciaÅ‚ mnie odnalezć. A wiemy, że potrafi.
- To się nie trzyma kupy, jest zbyt ryzykowne i po prostu głupie.
- Ed wycedził te ostatnie słowa i spojrzał na partnera szukając
poparcia.
- Mnie też się to nie podoba - powiedział Ben, ale dostrzegł
zalety planu Grace. - Rzetelna praca policji jest zawsze lepsza niż
jakieś przedstawienia. Nie mamy żadnych gwarancji, że on da się na
to złapać, a jeśli nawet, to żadnej możliwości, by przewidzieć jego
działanie. W każdym razie, pani Morrison zgodziła się dziś
popracować nad stworzeniem portretu pamięciowego. Przy odrobinie
szczęścia będziemy go mieć do końca dnia.
- To dobrze. W takim razie może uda wam się go złapać, zanim
ryzykowanie stanie się konieczne. - Grace podniosła ręce, rozłożyła
je, po czym opuściła. - Nie można jednak mieć nadziei, że będzie to
dobry portret, jeśli będzie wykonany według informacji
krótkowzrocznej, wystraszonej kobiety w ciemnym pokoju. -
Wypuściła kłąb dymu szykując się, by rzucić następną bombę. -
Rozmawiałam dziś rano z Tess i zapytałam ją, jakie są szanse, że tego
człowieka przyciągnie ten sam głos, to samo imię, nawet ten sam
adres. - Patrzyła na Bena, a nie na Eda, gdyż było to dla niej łatwiej-
sze. - Odpowiedziała mi, że jest prawie niemożliwe, by mógł się temu
oprzeć. To od Désirée wszystko siÄ™ zaczęło. I Désirée bÄ™dzie tÄ…, która
go wykończy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]