[ Pobierz całość w formacie PDF ]

działać jej na nerwy. Pragnęła, by się uśmiechnął albo
chociaż spojrzał na nią tak, by nie czuła się nieswojo.
Mamrocząc coś pod nosem, poszła zrobić zdjęcie znaku
ostrzegającego, że droga w tym miejscu podczas przy-
mrozków bywa śliska.
Hawk patrzył na Charlotte idącą w kierunku znaku.
Wreszcie mógł zawiesić na niej wzrok. Nie przywykł do
tego, by czuć się niezręcznie, i wcale mu się to uczucie
nie podobało. Ona też się dziwnie zachowuje. Czyżby
udzielił się jej jego stan ducha? Biorąc pod uwagę to, jak
namiętnie się wczoraj kochali, wydaje się niemożliwe, by
nie okazał jej swoich uczuć.
Może po prostu się domyśliła i szuka desperacko wyj-
ścia? Jeżeli tak, to popełnił poważny błąd w liście, który
zostawił na biurku Lance a. Zaryzykował w nim wszyst-
ko i teraz miał poczucie, że wcale nie czeka na niego
główna wygrana.
Poczucie beznadziei ciążyło mu o wiele bardziej niż
rozczarowanie, ale nie zamierzał analizować tego nie-
przyjemnego uczucia. Będzie na to dosyć czasu pózniej.
MISJA RATUNKOWA 145
Teraz mają robotę, a kiedy skończą, muszą jeszcze wy-
słuchać, co ma do powiedzenia ich przełożony. Wszystko
wskazuje na to, żebędzie to najgorszy dzień w jego życiu.
W drodze powrotnej atmosfera zrobiła się jeszcze
cięższa.
 Jak wysoki twoim zdaniem był ten żywopłot? 
Charlotte przerwała dość krępującą ciszę.
 Co najmniej trzy metry.
 Ocieniał połowę drogi, toż to istna pułapka.
 Dlatego w tym miejscu postawiono znak ostrzega-
wczy.
 Są przepisy odnośnie żywopłotów rosnących przy
drodze. Ten powinien zostać przycięty.
 Prawo dotyczy jedynie żywopłotów sadzonych po
tym, jak weszło wżycie.
 Więc uważasz, że ten żywopłot może tu zostać?
 Mówię tylko, że nie mamy prawa domagać się,
żeby go ścięto, możemy jedynie napisać wniosek, że
lepiej by było, gdyby był niższy.
 Czyli to w porządku, żeby rósł sobie żywopłot,
który kogoś zabił?
Hawk zacisnął zęby, nie dając się sprowokować. Dla-
czego ona tak się zachowuje? Przecież właśnie spędzili
razem noc, a jeżeli chodzi o niego, to była najwspanialsza
noc w jego życiu. Prawie powiedział jej, co do niej czuje,
niemal poprosił ją orękę! A ona traktuje go, jakby zrobił
coś niewybaczalnego.
Już on wie, o co chodzi. To zwykła emocjonalna
manipulacja. Już czuł oplatające go macki. Charlotte
złości się o coś i rozwiązuje ten problem tak samo jak
każda inna kobieta. Zapytał ją, co się stało, od razu gdy
pojawiła się w pracy. Ale ona tylko rzuciła mu to dziwne
spojrzenie i powiedziała: ,,Nic  . Oczywiście wiedział, że
146 ALISON ROBERTS
jego rolą jest postarać się dowiedzieć, co to jest owo ,,nic  ,
i tak właśnie by zrobił, gdyby nie to wezwanie. Może
i dobrze, że tak się stało, bo dało mu to czas, by ochłonąć.
Na taki właśnie znak ostrzegawczy czekał przez cały
czas. Uznał, że to właściwy moment, by się wycofać,
zanim macki owiną się wokół niego na tyle, że zacznie
być na nie podatny. Zaczął szukać przyczyny niezadowo-
lenia Charlotte i zrobił wszystko, by to naprawić. Jednym
słowem poddał się jej manipulacjom. Teraz już na pewno
nie zamierza dać się wciągnąć wtę grę.
Lance Currie patrzył na siedzącą przed nim parę. Obo-
je mieli zacięty wyraz twarzy. Podniósł oba listy i wbił
wzrok najpierw w Hawka, a następnie w Charlotte.
 Czy któreś z was mi wyjaśni, co jest grane?
Hawk milczał, a Charlotte oblizywała usta. Lance
wcale nie wyglądał, jakby trzymał w ręku rozwiązanie
problemu. Wyglądał na... wściekłego. Cisza stała się nie
do zniesienia.
 Ja... Po prostu wydaje mi się, że nie jestem w stanie
dalej współpracować z Hawkiem.
 Dlaczego, do cholery?  Ton głosu Lance a miał
swe odbicie w minie Hawka. Teraz obaj byli wściekli.
Ponieważ jestem w nim zakochana bez pamięci, wy-
krzyknęła niemo. A on nie odwzajemnia mojego uczucia.
 Niechcący usłyszałam wczoraj fragment rozmowy,
którą prowadził pan z Hawkiem.  Charlotte wpatrywała
się wzdzbło trawy, które przyczepiło się do jej buta.
 Jakiej rozmowy? Prosiłbym o większą precyzję.
 Rozmawialiście o tym, czy przedłużyć Camowi ur-
lop  odrzekła, czując przypływ pewności siebie.  Po-
prosił pan Hawka, żeby zdecydował, kto ma być jego
partnerem. Wiem, jak bardzo brakuje mu współpracy
MISJA RATUNKOWA 147
z Camem, i nie mam zamiaru próbować zająć jego miejs-
ca.  Po czym odrobinę cieplej dodała:  Obawiam się, że
jako przeszkoda na drodze do współpracy Hawka z Ca-
mem mogę wzbudzić jego niechęć, a to nie wpłynęłoby
pozytywnie na produktywność naszej współpracy.
 Co?  Hawk odezwał się po raz pierwszy, odkąd
weszli do gabinetu Lance a.  Co za bzdury wygadujesz,
Charlie?
 To nie bzdury  odparowała.  Odrzucasz mnie od
pierwszego dnia, a nawet wcześniej, przynajmniej we-
dług Laury.
 Kim jest Laura?  zapytał Lance.
 Nie chciałeś, żeby ktoś zastąpił twojego najlepsze-
go kumpla  ciągnęła, ignorując Lance a.  Nie chciałeś
pracować z babą, a już na pewno nie z kimś, kto próbuje
wykonywać dwa zawody jednocześnie i miota się po
miejscu wypadku.
 Na Boga, Charlie, mówisz o przeszłości. Pewnie
miałem z początku jakieś wątpliwości, ale...
Lance wyglądał na coraz bardziej rozbawionego.
 Miota się?  powtórzył niczym echo.
 Udowodniłaś, że się myliłem, i dobrze o tym wiesz.
 W jego wzroku widać było oskarżenie.  Jak myślisz,
dlaczego chciałem, żebyś mnie uczyła tego wszystkiego
o ratownictwie? Bardzo szanuję twoje umiejętności,
mam świadomość, że masz większe kwalifikacje ode
mnie. Uważam, że dodatkowy wymiar, jaki wprowadzi-
łaś do WPW, sprawił, że staliśmy się wyjątkowi.
 Ja też  dodał Lance z przekonaniem. Potem poki-
wał głową z rozbawieniem.  Miota się?
 Nic z tego nie rozumiem.  Hawk kręcił głową.
 Jeżeli miałbym wybierać pomiędzy współpracą z tobą
a kimkolwiek innym, to wygrywasz. A ty piszesz rezyg-
148 ALISON ROBERTS
nację nawet bez rozmowy ze mną?  Na jego twarzy
malował się dotkliwy ból.
Lance Currie zamrugał oczami.
 Więc chcesz dalej pracować z Charlotte?  zapytał.
 Oczywiście, że tak.
 To może mi wyjaśnisz, dlaczego list z twoją rezyg-
nacją również znalazł się na moim biurku?
Charlotte zachłysnęła się powietrzem. To list Hawka
jest również rezygnacją?
 Przecież mówiłeś, że za długo pracowałeś na obec-
ną pozycję i nie zrobisz nic, co mogłoby grozić jej utratą!
 O ile pamiętam, to jedynie się z tobą zgodziłem. Ty
pierwsza to powiedziałaś.
 No to nareszcie coś ma sens! %7ładne z was nie chce
stracić pracy, więc oboje wręczacie mi swoje rezygnacje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl