[ Pobierz całość w formacie PDF ]

okręcił się na pięcie z uniesionym no\em i rozedrganymi nerwami.
We wlocie bocznego korytarza stała, uwa\nie się weń wpatrując, dziewczyna. Jej alabastrowa skóra
wskazywała, i\ pochodzi z jakiejś prastarej stygijskiej arystokratycznej rodziny: była wysoka, gibka, kusząco
uformowana, a w burzy jej wspaniałych czarnych włosów połyskiwał rubin. Poza parą aksamitnych sandałków
i szeroką wysadzaną klejnotami przepaską na smukłej kibici nie miała na sobie nic.
Strona 59
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka
 Co tu robisz?  zapytała.
Odpowiedz zdradziłaby jego cudzoziemskie pochodzenie. Trwał nieruchomo  posępna surowa postać w
odpychającej masce z kołyszącym się pióropuszem. Jego czujne oczy penetrowały mrok za jej plecami
znajdując go pustym. Ale całe hordy wojowników mogły się kryć w zasięgu jej głosu.
Podeszła doń  bez lęku wprawdzie, lecz podejrzliwie.
 Nie jesteś kapłanem  powiedziała.  Jesteś wojownikiem i jasne to, choć nosisz maskę. Taka jest
ró\nica między tobą a kapłanem, jak między mę\em i niewiastą. Na Seta!  zakrzyknęła z rozszerzonymi
oczyma zatrzymując się raptownie.  Sądzę, \e nie jesteś nawet Stygijczykiem!
Ruchem tak szybkim, \e nie ułowiłoby go oko, chwycił delikatnie i pieściwie jej krągłą szyję.
 Ani mru mru!  szepnął.
Jej gładkie białe ciało było chłodne jak marmur, a we wpatrzonych weń wielkich ciemnych oczach nie taiło
się zdzbło obawy.
 Nie lękaj się  odparła spokojnie.  Nie wydam cię. Ale czyś szalony, cudzoziemcze, \e przybywasz do
zakazanej obcym świątyni Seta?
 Szukam kapłana Thutothmesa  odrzekł.  Jest w świątyni?
 A dlaczego go szukasz?  odpowiedziała pytaniem.
 Ma skradzioną rzecz, która nale\y do mnie.
 Zaprowadzę cię do niego  zaproponowała tak ochoczo, \e natychmiast ogarnęły go podejrzenia.
 Nie igraj ze mną, dziewko  warknął.
 Wcale z tobą nie igram. Nie darzę Thutothmesa miłością.
Zawahał się, ale wnet podjął decyzję; w końcu był w jej mocy w takim samym stopniu, jak ona w jego.
 Idz obok mnie  polecił, puszczając jej gardło i ujmując ramię.  Ale uwa\aj! Jeśli uczynisz podejrzany
ruch&
Powiodła go opadającym korytarzem, w dół i wcią\ w dół, a\ skończyły się płonące kaganki i musiał
wędrować po omacku, bardziej wyczuwając ni\ widząc kobietę u swego boku. Raz, gdy do niej przemówił,
zwróciła głowę w jego stronę i dostrzegł z oszołomieniem, \e oczy jej płoną w mroku złocistym ogniem.
Błądziły w jego duszy niejasne wątpliwości i okropne podejrzenia, ale podą\ał za nią przez istny labirynt
czarnych korytarzy, który przemógł nawet jego barbarzyńskie poczucie kierunku. W myśli wyzywał się od
głupców, \e pozwala się tak wciągać w ten czarny matecznik tajemnicy, ale było ju\ za pózno, \eby zawrócić.
Znów wyczuł przed sobą ruch \ywej istoty, niecierpliwość i głód płonący w mroku, O ile nie oszukał go słuch,
pochwycił wątły szurający odgłos, który na wypowiedziany szeptem rozkaz dziewczyny wnet ucichł w
oddaleniu.
Wprowadziła go nareszcie do komnaty rozświetlonej przez czarne świece płonące widmowo w
siedmioramiennym kandelabrze. Pojmował, \e są głęboko pod ziemią. Komnata o ścianach i suficie z
czarnego polerowanego marmuru była kwadratowa i umeblowana na tradycyjną modłę stygijską. Znajdowało
się tu okryte czarną aksamitną narzutą hebanowe ło\e i rzezbiony sarkofag spoczywający na czarnym
kamiennym postumencie.
Conan spoglądał wyczekująco na liczne łukowe drzwi w ścianach komnaty, ale dziewczyna nie zamierzała
widać podjąć wędrówki. Rozciągnąwszy się na ło\u z kocią sprę\ystością, splotła palce na karku i popatrzyła
na Cymmeryjczyka spod długich, cię\kich rzęs.
 No i co?  zapytał niecierpliwie.  Co robisz? Gdzie jest Thutothmes?
 Nie ma pośpiechu  odparła leniwie.  Czym\e jest godzina& Albo dzień, rok czy nawet stulecie?
Zdejmij maskę. Niechaj ujrzę twe oblicze.
Z pomrukiem irytacji Conan ściągnął swe cię\kie przebranie, a dziewczyna skinęła z aprobatą, omiatając
płonącym spojrzeniem jego smagłą, pokrytą bliznami twarz.
 Tkwi w tobie siła& wielka siła; mógłbyś zdławić byka.
Narastały w nim podejrzenia; z dłonią na rękojeści no\a przemierzał niespokojnie komnatę zaglądając w
mroczne łukowe wejścia.
 Jeśli zwabiłaś mnie w pułapkę  powiedział  nie nacieszysz się \ywa tym, co zdziałałaś. Zleziesz z
tego wyrka i zrobisz, coś obiecała, czy mam cię&
Zamilkł nagle, spojrzawszy na sarkofag, którego wieko zdobiła wyrzezbiona z kości słoniowej ze
zdumiewającym realizmem pradawnej sztuki podobizna. Miała w sobie ta maska coś niepokojąco znajomego
i z rodzajem szoku uświadomił sobie, co to jest: blizniacze podobieństwo do twarzy dziewczyny, która w
niedbałej pozie spoczywała na ło\u. Mógł to być jej portret, gdyby nie fakt, i\ sarkofag liczył sobie
przynajmniej parę setek lat. Na lakierowanym wieku widniały archaiczne hieroglify i przetrząsnąwszy pamięć
w poszukiwaniu strzępów wiedzy nagromadzonych w pełnym przygód \yciu, Conan przeliterował:
 Akivasha!
 Słyszałeś o księ\niczce Akivashy?  zapytała dziewczyna.
 A kto nie słyszał?  burknął.
Imię tej diabolicznej, pięknej księ\niczki wcią\ \yło na świecie w pieśni i w legendzie, choć dziesięć tysięcy
lat przetoczyło się od czasów, gdy córa Tuthamona upajała się krwawymi biesiadami w czarnych komnatach
Strona 60
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka
staro\ytnego Luxuru.
 Jedyny jej występek polegał na tym, \e kochała \ycie i wszystko, co \ycie ze sobą niesie  rzekła
Stygijka.  By zdobyć \ycie, uwodziła śmierć. Nie mogła znieść myśli, \e będzie się starzeć, marszczyć,
marnieć, by umrzeć w końcu jako stara wiedzma. Więc kokietowała Mrok jak kochanka, on zaś dał jej w
darze \ycie  inne od tego, jakie znają śmiertelnicy; nigdy nie miała zestarzeć się ani umrzeć. Pogrą\yła się
w ciemności, by oszukać starość i śmierć&
Conan wbił w nią płonące szczeliny swych zrenic, a potem obrócił się i zerwał wieko z sarkofagu. Był pusty.
Za jego plecami dziewczyna wybuchła śmiechem, co zmroził mu krew w \yłach i zje\ył włos na karku. Zwrócił
się w jej stronę.
 Ty jesteś Akivasha!  zgrzytnął zębami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl