[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tyle jadu w jej głosie. - Oni mieliby się mną opiekować? Wolałabym raczej od razu iść do
piekła.
Jonas potrzebował dłu\szej chwili, \eby się uspokoić.
- Oni nic nie wiedzą, prawda?
- Nie. I nigdy się nie dowiedzą. Faith jest moja.
- A ile wie Faith?
- Tyle, ile mogłam jej powiedzieć. Nigdy nie skłamałabym własnemu dziecku.
- A wiesz, \e Marcus Jensann stara się o wejście do Senatu i pewnie na tym nie
poprzestanie?
- Ty go znasz? - zapytała Liz i cała krew odpłynęła z jej twarzy.
- Tylko ze słyszenia.
- On nie ma pojęcia o istnieniu Faith i nikt z jego rodziny te\ o niej nie wie i nie mogą
się dowiedzieć.
- Czego się boisz? - spytał Jonas i podszedł do Liz.
- Ich władzy. Faith jest tylko moja i tak ju\ zostanie. śadne z nich nawet jej nie tknie.
- To dlatego tu jesteś? Ukrywasz się?
- Zrobię wszystko, co trzeba, aby ochronić moje dziecko.
- Wcią\ się go boisz! - Rozwścieczony Jonas boleśnie chwycił Liz za ramiona. -
Wystraszył nastolatkę, ale ty chowasz to przera\enie do tej pory. Nie wiesz, \e taki facet w
ogóle o tobie nie pamięta? Uciekasz przed kimś, kto nie poznałby cię na ulicy!
Uderzyła go w twarz z taką siłą, \e głowa Jonasa odskoczyła do tyłu. Liz sama nie
wiedziała, \e potrafi być tak brutalna. Nie miała jednak czasu na zastanawianie się nad swym
postępkiem. Cofnęła się, oddychając cię\ko. Gniew przesłaniał jej świat.
- Nie mów mi, przed czym uciekam. Nie mów mi, co czuję! - krzyknęła i pobiegła do
drzwi.
Jonas dopędził ją jednym susem. Złapał Liz za rękę i okręcił w miejscu. Nawet nie
wiedział, dlaczego jest taki wściekły. Wiedział tylko, \e ju\ nie zdoła nad sobą zapanować.
- Z ilu rzeczy musiałaś przez niego zrezygnować? - syknął. - Ile musiałaś poświęcić?
- To moje \ycie i mogę z nim robić, co mi się podoba!
- Nie zamierzasz go dzielić z nikim, oprócz córki. Ale powiedz mi, co zrobisz, gdy
ona dorośnie? Co zrobisz za dwadzieścia lat, gdy nie pozostanie ci nic, oprócz wspomnień?
- Przestań - szepnęła błagalnie, a jej oczy wypełniły się łzami.
- Wszyscy kogoś potrzebujemy - powiedział i uniósł jej twarz tak, \e musiała patrzeć
wprost w jego oczy. - Nawet ty. Ju\ czas, \eby ktoś ci to jasno uświadomił.
- Nie.
Liz próbowała się wyrwać, ale było ju\ za pózno. Uwięził ją w silnym uścisku i
zmia\d\ył jej usta swoimi. Pasja szybko zajęła miejsce gniewu, lecz Liz wcią\ walczyła z
ogarniającym ją podnieceniem.
- Nie walczysz ze mną - szepnął Jonas, zaglądając jej w oczy. - Walczysz ze sobą.
Robisz to od dnia, w którym się spotkaliśmy.
- Chcę, \ebyś mnie puścił - poprosiła słabo.
- Wiem. Ale równie mocno pragniesz, \ebym nie zabierał rąk. Od dawna sama
podejmujesz decyzje, Liz, ale tę jedną podejmę za ciebie.
Delikatnie poło\ył ją na sofie i stłumił protest gorącym pocałunkiem. Liz, uwięziona
pod silnym męskim ciałem, poczuła, jak krew zaczyna \ywiej krą\yć w jej \yłach, a serce
przyspiesza swój rytm. O, tak. Walczyła ze sobą. Powinna najpierw wygrać tę walkę, zanim
podejmie walkę z Jonasem. Ale Liz przegrywała.
Usłyszała swój jęk, gdy usta mę\czyzny zaczęły leniwie błądzić po jej szyi. Gdy
wygięła się w łuk, poczuła twardość jego ciała. Oszalały puls tłukł się w zakamarkach jej
ciała, które było uśpione od lat. Znikły wszystkie linie obrony. Z jękiem rozkoszy i poddania
ujęła twarz Jonasa w dłonie i przywarła ustami do jego warg.
W jego pocałunku wyczuwała po\ądanie, chęć \ycia, obietnice. Chciała spróbować
wszystkiego. Tak długo ograniczała się i powstrzymywała, \e nagłe poczucie wolności
uderzyło jej do głowy. Zaśmiała się radośnie i objęła Jonasa ciaśniej. Chciała go i on jej
pragnął. Do diabła z resztą świata!
Jonas nie był pewien, co nim kieruje. Gniew, po\ądanie, ból? Wiedział tylko, \e
pragnie posiąść Liz. Jej ciało, umysł i duszę. Nie opierała się. Z ka\dą chwilą pragnął jej
bardziej i choć oddawała mu wszystkie pieszczoty w dwójnasób, wcią\ było mu mało.
Zrozumiał, \e choć ją uwolnił, to sam stał się jej więzniem.
Zdarł z niej koszulę i niedbale odrzucił na podłogę. Słyszał szaleńcze bicie własnego
serca. Liz wydawała mu się taka drobna i krucha, lecz ju\ nie umiał się powstrzymać.
Nachylił się nad nią i poło\ył głowę na jej piersiach. Chłonął jej uwodzicielski zapach i
smakował jej skórę w zapamiętaniu. Nagle poczuł, \e Liz szarpie się z jego koszulą.
Sama nie wiedziała ju\, co robi. Pieściła go i przesyłała mu nieme \ądania. Chciała
czuć go przy sobie, doświadczać tego, co umykało jej przez lata. Czuła się tak, jakby po raz
pierwszy miała kochać się z mę\czyzną, jakby nie było nikogo innego. Wreszcie zrozumiała.
Liczył się tylko Jonas.
Gdy jednym ruchem ściągnął jej spodnie, Liz nie czuła za\enowania. Bez wahania
zrobiła to samo z jego ubraniem, po czym przejęła inicjatywę i nie pozostawiła Jonasowi
wyboru. Objęła udami jego biodra i przyciągnęła go do siebie. Doznanie było tak silne, \e
świat zawirował. Jonas zaczął poruszać się w niej delikatnie, cały czas wpatrując się w twarz
Liz. Dziewczyna zacisnęła powieki, rozchyliła usta i jęczała cichutko. Jonas prowadził ją
coraz dalej i dalej, a\ do krawędzi spełnienia. Przez chwilę balansowali na szczycie, a\
wreszcie, spleceni w uścisku, polecieli do gwiazd.
Liz le\ała cicho i powoli dochodziła do siebie. Jonas te\ się nie ruszał. Chciała, \eby
powiedział coś, co wyjaśni tę sytuację. Do tej pory miała tylko jednego kochanka i nauczyła
się nie oczekiwać zbyt wiele. Jonas oparł głowę na jej ramieniu. Usiłował walczyć z
własnymi demonami.
- Przepraszam - odezwał się po chwili.
Nie mógł powiedzieć nic gorszego. Liz zamknęła oczy i spróbowała uciszyć ból. Gdy
uspokoiła się trochę, wstała i zebrała swe rzeczy z podłogi.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin - odparła z godnością i wyszła z pokoju.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]