[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wśród załogi mojego statku zrobiło mi się ciepło koło serca i odczułem to jako naj-
wyższy wyraz uznania z jego strony. Nie chciałem też pytać, czemu zgłosił się do wojska.
Wiedziałem. Matka. %7ładen z nas nawet nie wspomniał o niej. To jeszcze zbyt bolesne.
Zmieniłem więc temat.
Powiedz mi, jak u ciebie. Gdzie byłeś, co robiłeś?
No cóż, odbywałem szkolenie w Obozie San Martin.
Tak? A nie w Currie?
To nowy obóz. Ale te same stare piły. Tyle że trwa o dwa miesiące krócej. Potem
prosiłem o przydział na Rodgera Younga. Nie dostałem i znalazłem się w Korpusie
Ochotniczym McSlattery. Dobra jednostka.
93
Tak, wiem. Mieli opinię twardych, wytrwałych i bezlitosnych, prawie tak do-
brą jak Bycze Karki.
Dokonałem z nimi paru zrzutów, wielu chłopców przekręciło się, a ja otrzyma-
łem to. Spojrzał na swoje belki. Byłem już kapralem, kiedy katapultowano nas na
Sheol.
To ty tam byłeś? Ja też! W nagłym przypływie uczucia poczułem się bliższy
ojcu niż kiedykolwiek.
Wiem. To znaczy, wiedziałem, że była tam twoja jednostka. My znalezliśmy się
o jakieś pięćdziesiąt mil na północ od was. Wykrwawiliśmy się w tym ataku, bo oni wy-
łazili bezustannie gromadami jak szczury z nor. Ojciec wzdrygnął się. Gdy się to
skończyło, nie pozostało nas nawet tylu, żeby sformować sekcję. Odesłano mnie więc
tutaj, bo miał przylecieć Rodger Young z wolnym miejscem dla kaprala. No i jestem.
Ale kiedy wstąpiłeś do wojska? Za pózno zorientowałem się, że to niezręczne
pytanie.
Ojciec odpowiedział spokojnie.
Wkrótce po Buenos Aires.
Och, rozumiem.
Milczał przez parę sekund. Potem odezwał się miękko.
Nie jestem pewien, czy rozumiesz, synu.
Ach, tak?
Hmm... nie będzie mi to łatwo wyjaśnić. Utrata twej matki miała na to oczywiście
wielki wpływ. Ale nie zaciągnąłem się, żeby ją pomścić, chociaż to też leżało mi na ser-
cu. Ale stało się to głównie z twojego powodu...
Z mojego?!
Tak, synu. Zawsze rozumiałem to, co robisz. Lepiej niż twoja matka. Ale nie gań
jej, nigdy nie była w stanie objąć umysłem więcej niż świergocząca ptaszyna. I, być
może, wtedy rozumiałem lepiej niż ty sam, dlaczego to zrobiłeś. I przynajmniej poło-
wa mego gniewu na ciebie płynęła z urazy. Z urazy, że ja sam powinienem zrobić to, co
ty zrobiłeś. Na chwilę przerwał Nie byłem w najlepszej formie, kiedy wstąpiłeś do
wojska. Odwiedzałem dość regularnie mego hipnoterapeutę, nie podejrzewałeś tego,
prawda? Ale nie osiągnęliśmy nic więcej, poza rozeznaniem, że byłem z siebie ogrom-
nie niezadowolony. Po twoim odejściu winę zacząłem oczywiście przypisywać tobie.
Wiedziałem jednak, że to nie jest prawda i mój terapeuta też to wiedział. Miałem świa-
domość, znacznie wcześniej niż inni, że szykuje się coś niedobrego na miesiąc przed
ogłoszeniem stanu wyjątkowego kazano nam przestawić produkcję na cele wojskowe.
Przez pewien czas czułem się lepiej. Zapracowywałem się na śmierć i już nie chodzi-
łem do lekarza. Potem znów wróciła depresja, głębsza niż kiedykolwiek... Znów zrobił
przerwę.
94
Zmierć twojej matki zwolniła mnie z dotychczasowych obowiązków... chociaż na-
prawdę byliśmy sobie bliżsi niż wiele małżeństw. Jej odejście pozostawiło mi swobodę
działania. Przekazałem przedsiębiorstwo Moralesowi...
Staremu Moralesowi? Czy on da sobie radę?
Da. Musi sobie dać. Wielu u nas robi to, czego się nie spodziewało. Resztę mająt-
ku podzieliłem na dwie części: jedną przekazałem Córom Miłosierdzia, a druga czeka
na ciebie.
Zatrzymał się, a potem powiedział dobitnie:
Musiałem dowieść sobie samemu, że jestem mężczyzną. Nieprodukująco-konsu-
mującym zwierzęciem, ale... mężczyzną!
W tym momencie, zanim zdołałem mu cokolwiek odpowiedzieć, z megafonów roz-
legł się śpiew... na sławę imienia, na sławę imienia Rodgera Younga i dziewczęcy głos do-
dał:
Personel Rodgera Younga! Przygotować się do obsadzenia statku. Wejście H.
Dziewięć minut.
Ojciec zerwał się i chwycił swój żołnierski worek.
Pora na mnie! Uważaj na siebie, synu. I zdaj te egzaminy!
Zdam, ojcze.
Uścisnął mnie w pośpiechu.
Do zobaczenia, gdy wrócimy. I już go nie było.
W Komendanturze zameldowałem się u sierżanta, który z wyglądu bardzo przypo-
minał sierżanta Ho. Wyrecytowałem:
Sierżant Juan Rico z transportowca melduje się według rozkazu.
Rzucił okiem na zegar.
Wasza rakieta pokładowa przybyła siedemdziesiąt trzy minuty temu. No więc?
Powiedziałem mu, jak było, wyciągnął wargi w dziób i przyglądał mi się w zamyśle-
niu.
Słyszałem już różne wymówki, ale to coś nowego. Ojciec, wasz własny ojciec za-
meldował się na waszym starym statku akurat wtedy, gdy wy go opuściliście?
To szczera prawda, panie sierżancie. Może pan sprawdzić: kapral Emilio Rico.
Nie sprawdzamy tu oświadczeń młodych dżentelmenów. Możemy ich najwyżej
wykopać, jeśli okaże się, że nie powiedzieli prawdy. No dobrze, chłopcze, niewiele wart
[ Pobierz całość w formacie PDF ]