[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wystraszy faceta na śmierć swoim ciężką osobowością. Czasami
łagodna technika była wskazana. Spędziła lata na wypracowaniu tej
techniki.
-Tak. Wiesz, Innych.
Cóż, to nie była mega wiadomość. Ale i tak skinęła głową, starając się
patrzeć zachęcająco.
-Jego dziewczyna, była demonem.
Poczuła jak napięcie ogarnia ciało Colina.
-Jak się nazywa?
Jake wciągnął gwałtownie oddech. Słabe pulsowanie jego mocy,
migotało w powietrzu wokół nich.
-Nie wiecie tego ode mnie, dobrze?
-Jasne.
Colin postukał palcem w stół.
- Gillian Nemont.
79
Przełknął.
-Ale nie sądzę, aby udało wam się z nią porozmawiać.
Jake wstał i nerwowo spojrzał w kierunku baru.
-Nie powinienem tu przychodzić, mruknął.
Przez chwilę intensywnie wpatrywał się w Emily.
-Myślałem, że będziemy sami...
Colin wstał powoli.
-Przykro mi, ale jesteśmy w pakiecie.
Stanął przed Jake m, skutecznie blokując drogę demonowi.
-A dlaczego nie uda mi się porozmawiać z Gillian? Też ma coś
przeciwko gliną?
Jake pokiwał głową.
-Nie, jeśli ją znajdziesz, może będzie z tobą rozmawiać, ale...
-Ale co?, naciskała Emily.
Wzruszył ramionami.
-Ale myślę, że ona się ukrywa. Nie widziałem jej co najmniej
tydzień, może dwa.
Jake zrobił krok do przodu, oczywiście zamierzają odejść, ale
Colin nie drgnął. Colin stał kila centymetrów od demona i patrząc na
niego, przechylił głowę w bok.
- To wszystko co masz dla nas, Donnelley?
Jake kiwnął głową.
-Tak, chciałem mieć pewność, ze pani doktor będzie szukać
mordercy we właściwym kierunku, to wszystko.
-We właściwym kierunku?, Emily powtórzyła, zmarszczyła brwi
na to stwierdzenie. A jaki dokładnie, to jest ten właściwy kierunek?
-Człowiek tego nie zrobił, powiedział Jake. To jeden z nas.
Wiedziałem to, kiedy zobaczyłem ciało.
-Cóż, cholera.
Colin gwizdnął cicho.
-To ty jesteś facetem, który zrobił zdjęcie Prestona, prawda?
Jesteś tym, który zrobił zdjęcie jego ciała i dostarczyłeś je każdej
gazecie w mieście.
Jake podniósł podbródek.
-Jestem dziennikarzem, w porządku? Wykonywałem swoją
pracę.
80
-Huh. Myślałem, że jesteś tylko kamerzystą.
Złote oczy Jake błysnęły czernią. Słaby podmuch siły przetoczył
się w powietrzu. Moc była wystarczająca aby odsunąć człowieka,
może nawet spowodować jego upadek. Colin nie poruszył się nawet o
centymetr. Uniósł jedna brew.
-To wszystko na co cię stać?
-Nie chcesz zobaczyć, do czego jestem zdolny, sapnął Jake.
Uniósł rękę i ominął Colina. Emily westchnęła. Nie poszło zbyt
dobrze. Nie dziwiła się teraz dlaczego Danny chciał by towarzyszyła
Colinowi.
-Nie masz za grosz taktu, prawda?
Spojrzał na nią.
-Ten facet próbował użyć swojej magii na mnie.
Zmienno kształtni byli odporni na magię demonów. Właściwie magia
demonów działała tylko na ludzi.
-Wiesz, że właśnie pokazałeś mu, że jesteś jednym z Innych.
I to ją martwiło. Czy Jake celowo ich sprawdzał? Zacisnął szczękę.
-Jeśli nie będziesz ostrożny, Gyth, twój mały sekret może wyjść
na jaw.
-On nikomu nie powie. Bo inaczej musiał by sam siebie wydać.
Tak, miał rację. Jake miał o wiele więcej do stracenia. Tłum w
Odnalezionym Raju był teraz jeszcze większy, głośniejszy i, gdy
przeciskali się przez niego do wyjścia, Emily widziała rzucane w ich
stronę spojrzenia i ciche szepty. Odetchnęła z ulgą, gdy wyszli na
zewnątrz. Nocne powietrze było nieco chłodne, a niebo było
bezgwiezdne, czarne, oświetlone tylko przez lśniący księżyc. Szli w
milczeniu przez chwilę. Emily odtwarzała w pamięci rozmowę
zarówno z Niolem i Jakem. Nie była pewna by zaufać im obu.
-Musimy znalezć tą Gillian, powiedział Colin, wchodząc na
chodnik i skręcając w alejkę.
Jego Jeep był zaparkowany tuż za rogiem. Tylko kilka metrów
stąd.
81
-Brooks sprawdzał środowisko Prestona. Obaj rozmawialiśmy z
sąsiadami, rodziną. Nikt nie wspomniał o tej kobiecie.
-Może trzymał ją w tajemnicy. Nie jest łatwo oznajmić rodzinie,
że twoją nową miłością jest demonem.
-Tak, mógł zachować milczenie o niej.
Zatrzymał się pod jasnym neonem wiszącym nad tylnimi drzwiami
klubu.
-Te czarne oczy  to cecha demonów, prawda?
Skinęła głową i zdała sobie sprawę, że powinna uświadomić
tego faceta odnośnie faktów dotyczących Innych. Rozpoczął życie jak
Istota Nadprzyrodzona, ale nie wydawał się świadomy ich świata.
Prawdopodobnie dla tego, że się ukrywał przed tym światem, starając
się dopasować do ludzi.
-Dlaczego Niol nie zmienia swojego koloru oczu?
-Ponieważ Niol o to nie dba. Nie ma to dla niego znaczenia, jeśli
ludzie odkryją, że jest inny.
Niech to diabli, tak długa jak znała Niola wiedziała, że sprawia
mu radość wytrącanie wszystkich z ich bezpiecznego świata. I
oczywiście, w szczególności dotyczyło to ludzi.
Zwiatło jarzeniowe wiszące nad Colinem wydało słaby dzwięk
buczenia, które rozeszło się w ciemności. Zimny chłód ogarnął jej
ciało. Emily rozejrzała się po alei. Nie widziała nikogo innego.
Opuściła w swoim umyśle osłonę, świadoma nagłej zmiany w
atmosferze. Nie, nie widziała nikogo, ale czuła czyjąś obecność.
Emily otworzyła swój umysł, wysyłając swoją empatyczną moc
na zewnątrz. Podmuch gorącej wściekłości uderzył w nią, wdzierając
się w jej umysł, zmuszając ją by upadła na kolana, krzycząc w nagłym
bólu. Demon 10 poziomu. Cholera.
-Emily?
Colin sięgnął po nią, łapiąc za ramiona i ciągnąc by stanęła na nogach.
-Maleńka, co się dzieje?
Mówiła przez zaciśnięte zęby.
-K...ktoś t...tu....
Potrząsnęła głową, mocniej zaciskając szczęki. Co do cholery?
Trzymał swoją lewą rękę owiniętą wokół niej. Usłyszał bicie jej serca,
82
szalone uderzenia wypełniły jego uszy. Nie słyszał niczego innego.
Nie słyszał charakterystycznego chrzęst żwiru pod butami. Nie słyszał
szelestu ubrań, który mógłby go ostrzec o czyjejś obecności w alejce.
Jego zmysły były w pełni otwarte. Jeśli jakiś napastnik był w
alejce, powinien to wiedzieć. Colin sięgnął po broń. Nie wyczuwał
nikogo, ale najwyrazniej pani doktor tak, a on nie zamierzał
podejmować żadnego ryzyka. Odbezpieczył broń i wyczekiwał.
Czterech mężczyzn wyskoczyło z cienia. Byli cali ubrani na
czarno: maski narciarskie, kurtki, spodnie, buty. Zamaskowani
mężczyzni rzucili się na niego i panią doktor. Colin oparł ją o ścianę
w alejce i odwrócił się do nich z uniesioną bronią.
-Cofnąć się, rozkazał, jestem z policji...
Zaatakowali. Sukinsyny. Wpadli na niego od razu, popychając,
uderzając i przygniatając go do ziemi. Strzelił, ale musiał chybić,
ponieważ się nie zatrzymali ani na chwilę. Czuł silny, lodowaty ból w
prawej ręce. Poczuł krew na dłoni, gdy nagle wyrwana został z jego
palców broń.
Nie wiedział, kim są ci napastnicy, ale oni zadarli z
niewłaściwym facetem. Colin był przyciśnięty do ziemi, a jego
zakrwawione palce wbijały się w gruby żwir. Jeden z dupków kopnął
Colina w żebra. Inny zaczął się zbliżać do pani doktor. Pieprzyć to.
Bestia w nim ryknęła z wściekłości. Paznokcie Colina wydłużyły
się w ostre jak brzytwa pazury. Zamachnął się rękami, łapiąc dwóch
napastników, rozciął nogę dupkowi, który go kopnął, po czym
przejechał szponami po brzuch drugiego drania.
-Odwalcie się ode mnie!
Colin odwrócił się na krzyk Emily. Była przyciśnięta do ściany.
Mężczyzna, wysoki, muskularny, miał ręce owinięte wokół jej
ramion. Był pochylony nad nią, a ona kopała go, wbijała swoje obcasy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl