[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wpływem impulsu płynącego z podświadomości, z najwyższej półki
schowka w sypialni ściągnęła zakurzony biały album ze zdjęciami.
Przesunęła wolno palcami wokół wypukłych złoconych liter napisu
Wspomnienia". Położyła album na łóżku i z niezwykłym skupieniem
zaczęła oglądać każdą fotografię. Malutka Stephanie w wózeczku przed
białym domem. Stephanie na swoim pierwszym kucyku, Stephanie w
58
RS
szkole z internatem, Stephanie na obozie, Stephanie na nartach w
Szwajcarii, Stephanie na przyjęciu w ogrodzie przed Białym Domem.
Znajdowało się w tym albumie parę zdjęć jej niań, nauczycieli i
koleżanek ze szkoły i bardzo niewiele fotografii rodziców. Wyglądało na
to, że kiedy robiono zdjęcia, nie było ich w pobliżu.
Zrzuciła album na podłogę i wtuliła się głębiej w łóżko. Myślała o
wielu rzeczach. O latach, jakie spędziła w sterylnie białej posiadłości, o
błyszczących marmurowych posadzkach, które zawsze ziębiły bose stopy;
przenikliwym i pozbawionym humoru spojrzeniu ojca i jasnoniebieskim,
jakby nieobecnym wzroku matki. Dom, słodki dom.
Upłynęło wiele lat, kiedy królewna opuściła swoją wieżę z kości
słoniowej, żeby zostać zwykłą śmiertelniczką. Stała się dziewczyną o
imieniu Stevie. Nauczyła się być szczęśliwa. Może pózno, ale okazało się,
że jest w tym całkiem dobra. Jeśli została w niej jeszcze jakaś niechęć, to
była skierowana przeciwko wszechmocnym pieniądzom. Tyle lat przecież
walczyła z nimi i zawsze przegrywała. Kiedy się zakocham - obiecywała
sobie -pieniądze zostawię na dalekim planie. "
Pomyślała o Micku. W głębokich brązowych oczach miał taką
czułość, że święty by mu jej pozazdrościł. Prawie mogła uwierzyć, że...
Nie pozwoliła sobie na skończenie tej myśli. Zacisnęła mocno oczy,
żeby zasnąć.
Dla uczczenia zbliżającej się okrągłej rocznicy urodzin Stevie
postanowiła zadbać o kondycję. Nic nazbyt męczącego - parę
izometrycznych ćwiczeń przy biurku w ciągu tygodnia i krótki bieg w
czasie weekendów. Nawet bardzo krótki.
59
RS
Niedzielny poranek zaświtał jasny i piękny. Słońce ogrzewało
wilgotną, parującą pasmami mgły ziemię. Stevie założyła nowy dres i
zawiązała na czole ładną żółtą apaszkę. Miała dziś ambitne plany, chociaż
nigdy dotąd nie udało jej się przebiec dalej niż cztery przecznice. Po takim
dystansie płuca zaczynały ją palić i uginały się pod nią kolana. Dzisiaj
liczyła na to, że uda jej się pobiec do pobliskiego sklepu i z powrotem - w
sumie byłby to maraton na pięć ulic.
Rozgrzewkę zrobiła przed domem. Nogę oparła wysoko na murku i
powstrzymała się od okrzyku bólu. Postanowiła sobie przyznać po
wszystkim nagrodę w postaci czekoladowego pączka. Całe szczęście, że
nie tyła, bo jej ciało podejmowało tego rodzaju wysiłki wyłącznie na
zasadzie podobnych zachęt.
Przez pierwsze trzydzieści sekund biegło jej się całkiem niezle - w
spokojnym tempie, bez wysiłku, bez żadnego łapczywego chwytania
powietrza - aż do momentu, kiedy zrównał się z nią poobijany czarny jeep.
Siedzący za kierownicą Mick Connover przywitał ją radośnie i posuwali
się razem z prędkością trzech mil na godzinę.
- Piękny poranek na bieganie. - Jeep był bez dachu, a Mick włosy
miał potargane.
- Co tu robisz? - Stevie używała jak najmniej słów, żeby nie tracić
tak bardzo potrzebnego tlenu.
- Muszę z tobą pomówić.
Zahamował przed zbyt odważnym kotkiem, a potem znów zrównał
się ze Stevie. - Kiedy zatrzymałem się przed twoim domem, skręcałaś
właśnie za róg. Cieszysz się z tego spotkania?
60
RS
- Jestem raczej zaskoczona. - Uważała, że Mick ze swoim
młodzieńczym zarysem twarzy i jeszcze lekko zaspanymi oczami wygląda
znakomicie we mgle poranka. Na sobie miał białą koszulkę i spłowiała
dżinsową kurtkę z luzno podwiniętymi rękawami. Kusił dziewczynę
bardziej niż czekoladowy pączek i gdyby czekał na nią przy sklepie, do
którego biegła, to dotarłaby tam w rekordowym czasie.
Niestety, jego samochód toczył się obok niej w ślimaczym tempie.
Zaczynały ją właśnie palić płuca i zawodzić kolana. Jeśli będzie się
upierała przy kontynuowaniu biegu, to padnie i umrze na ulicach San
Diego. Jeśli zaś poprzestanie na wykonaniu pierwotnego planu, to Mick
Connover zobaczy, jakie z niej żałosne stworzenie. Nie wiedziała, co
gorsze.
- Ja biegam co rano dziesięć kilometrów - rzucił Mick. - To mi
pomaga się obudzić.
Dziesięć kilometrów? Stevie o mało nie potknęła się o hydrant.
- Chciałeś ze mną mówić? - zapytała łamiącym się głosem.
- Tak - odpowiedział melancholijnie, bo właśnie oceniał formę
Stevie. - Chciałbym cię z kimś zapoznać.
- Z kim? - Czuła się już bardzo słaba.
- To niespodzianka. Ile kilometrów zwykle biegasz?
- To zależy. - Nagle pod wpływem natchnienia zaproponowała: -
Może pójdziesz na kawę czy coś takiego i spotkamy się u mnie po biegu?
- Mam lepszy pomysł. - Uśmiechnął się lekko. -Zostawię samochód i
pobiegnę z tobą. Moglibyśmy okrążyć park do zatoki i z powrotem.
Stevie zatrzymała się nagle zgięta wpół i wpatrzyła w pęknięcia
chodnika.
61
RS
- To co najmniej osiem kilometrów - wysapała.
- Nie będzie nawet pięciu - odrzekł Mick z namysłem. - To niewiele,
więc możemy podwoić dystans, jeśli chcesz.
Podniosła głowę i zmroziła go wzrokiem.
- Jeśli już o tym mowa, to pobiegnijmy od razu do Los Angeles.
Cały czas widziała ten niewinny uśmiech.
- Może już wsiądziesz do samochodu, moje ciasteczko? Dopiero
zaczynasz i nie powinnaś przesadzać.
Nie musiał tego powtarzać, bo uczucie dumy nie mogło dłużej
zastępować tlenu. Stevie wspięła się do jeepa i opadła na miękkie skórzane
siedzenie. Kiedy już złapała oddech, zapytała słabym głosem:
- Skąd wiedziałeś, że dopiero zaczynam biegać?
- Poza wymownym faktem, że prawie zemdlałaś po czterech
minutach, masz nowe buty, które skrzypią. -Oczy miał teraz bardzo jasne.
- Dobijają mnie - mruknęła Stevie. - Dokąd jedziemy?
- Już ci mówiłem, że jest ktoś, kogo musisz poznać.
%7łółta opaska Stevie obsunęła się uroczo na jedną brew. Przesunęła ją
do góry, a w oczach pokazał się przestrach.
- Przecież nie mogę nikomu pokazać się w takim stanie.
- W porządku. - Mick okazał wspaniałomyślność. Był piękny dzień,
a siedząca obok czarująca dama mniej wojownicza niż zwykle. Czuł się
podniesiony na duchu. - Będziesz mogła przebrać się w domu. Nie masz
dzisiaj w planie jakiegoś porwania czy czegoś w tym stylu?
- Niestety nic z tych rzeczy - odparła głosem pełnym smutku. - Przez
to mój weekend jest pozbawiony prawdziwych emocji.
62
RS
- Biedactwo. - Wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał ją po twarzy. -
Może uda mi się coś na to poradzić.
Jej mieszkanie było dokładnie takie, jak oczekiwał. Przyciągające
wzrok, gustowne, tajemnicze i romantyczne... Kiedy Stevie się przebierała,
wędrował po salonie i próbował dowiedzieć się czegoś o niej z rzeczy,
które tam się znajdowały. Dotykał koronek na wiktoriańskich lampach,
przeglądał rzędy książek na regale z klonowego drzewa. Widział
niewiarygodną rozpiętość lektur: od klasyki po komiksy i romanse. Wyjął
egzemplarz Biblii masonów" i roześmiał się na głos.
Weszła do pokoju, szczotkując włosy.
- Co cię tak rozbawiło?
- Ty. - Odłożył książkę, nie przestając się uśmiechać. - Naprawdę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]