[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jego język, gorący i wilgotny, musnął moją skórę.
- Przestań. - Naparłam na niego. Poczułam pod dłońmi, jak bije jego serce. Uniosłam
ręce do jego szyi. Dotknęłam kciukiem jednej z jego gładkich powiek.
- Cofnij się albo wyłupię ci oko. - W moim głosie pobrzmiewała panika i coś znacznie
gorszego... pożądanie.
Dotyk jego ciała, pocałunki... jakaś sekretna cząstka mnie skrycie tego pragnęła.
Pragnęłam go. Pożądałam Mistrza, no i co z tego? To nic nowego. Jego gałka oczna
zadrżała pod naciskiem mojego kciuka, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy mogłabym
spełnić swoją grozbę. Czy mogłam wybić jedno z tych cudnych granatowych oczu? Czy
mogłam go oślepić? Jego usta dotykające mojego ciała znowu się poruszyły. Zęby
musnęły moją skórę, kły prześlizgnęły się po tętniącym pulsie. Odpowiedz nasunęła się
natychmiast. Tak. Zaczęłam wzmagać nacisk i cofnął się. Zniknął jak sen lub raczej
nocny koszmar.
Stanął przede mną, patrząc z góry, oczy miał całkiem ciemne, nie było widać białek.
Spod rozchylonych warg wyzierały błyszczące, wilgotne kły. Skórę miał białą jak marmur.
Zdawała się roztaczać delikatny blask, ale i tak wyglądał olśniewająco.
- Alejandro nadał ci pierwszy znak, ma petite. Należysz do nas obu. Nie wiem w jaki
sposób, a jednak to się stało. Jeszcze dwa znaki i będziesz całkowicie moja. Jeszcze
trzy i będziesz należeć do niego. Czy nie lepiej byłoby ci ze mną? - Znów ukląkł przede
mną, ale tym razem roztropnie już nie próbował mnie dotykać. - Pragniesz mnie, jak
kobieta pragnie mężczyzny. Czy to nie jest lepsze od jakiegoś nieznajomego, który
bierze cię siłą?
- Naznaczając mnie dwukrotnie, nie prosiłeś mnie o zgodę. Nie stało się tak z mojej woli.
- Teraz proszę cię o pozwolenie. Pozwól, abym naznaczył cię po raz trzeci.
- Nie.
- Wolisz służyć u Alejandro?
- Nie będę służyć nikomu - odparowałam.
- To wojna, Anito. Nie możesz pozostać neutralna.
- A to czemu?
183
Wstał i zaczął krążyć nerwowo po okręgu.
- Czy ty nic nie rozumiesz? Te zabójstwa stanowią wyzwanie rzucone pod moim
adresem, a fakt, że cię naznaczył, to otwarte wypowiedzenie wojny. Jeżeli tylko zdoła,
postara się mi ciebie odebrać.
- Nie należę ani do niego, ani do ciebie.
- Wepchnie ci na siłę do gardła to wszystko, co starałem ci się wpoić i wytłumaczyć.
- A zatem z powodu twoich znaków znalazłam się na arenie działań wojennych pomiędzy
dwoma zwaśnionymi ugrupowaniami nieumarłych.
Zamrugał powiekami, po czym otworzył i zamknął usta. Na koniec rzucił krótko:
- Tak. Wstałam.
- Wielkie dzięki. - Minęłam go. - Gdybyś zdobył więcej informacji o Alejandro, napisz do
mnie list.
- Ta sprawa nie zakończy się tylko dlatego, że tak chcesz.
Przystanęłam przed kotarą.
- Cholera jasna, wiedziałam. Za bardzo chciałam, abyś zostawił mnie w spokoju.
- Tęskniłabyś, gdyby mnie tu nie było.
- Nie pochlebiaj sobie.
- A ty się nie oszukuj, ma petite. Ja oferuję ci układ partnerski. Dla niego będziesz tylko
niewolnicą.
- Gdybyś naprawdę wierzył w układ partnerski, nie wykorzystałbyś mnie i nie wymusił na
mnie siłą nałożenia dwóch pierwszych znaków. Poprosiłbyś, abym się zgodziła. Z tego co
wiem, trzeci znak może zostać nałożony wyłącznie za moim przyzwoleniem. -
Spojrzałam na niego. - To prawda, zgadza się? Do nałożenia trzeciego znaku potrzebna
jest ci moja pomoc czy coś w tym rodzaju. To nie to, co dwa pierwsze znaki. Ty
sukinsynu.
- Trzeci znak bez twojej... pomocy będzie tym, czym jest gwałt wobec uprawiania miłości.
Jeżeli wezmę cię siłą, znienawidzisz mnie po wszystkie czasy.
Odwróciłam się do niego plecami i zacisnęłam dłoń na brzegu kotary.
- To bardziej niż pewne. Dobrze to ująłeś.
- Alejandro nie będzie się przejmował twoimi uczuciami. Jest mu obojętne, czy go
znienawidzisz, czy nie. Nie będzie cię pytał o pozwolenie. Po prostu cię wezmie.
- Potrafię o siebie zadbać.
- Tak jak ubiegłej nocy?
Alejandro przejął nade mną mentalną kontrolę, a ja nawet nie zdawałam sobie z tego
sprawy. Jak mogłam się bronić przed kimś tak potężnym? Pokręciłam głową i uniosłam
brzeg kotary. Zwiatło było tak jasne, że w pierwszej chwili mnie oślepiło. Stałam skąpana
w silnym blasku, czekając, aż mój wzrok przyzwyczai się do zmiany oświetlenia.
Poczułam na plecach podmuch chłodnego mroku. Po przebywaniu w ciemnościach
światło wydało mi się gorące i nieprzyjemne, ale wszystko było lepsze od tych nocnych
szeptów. Mając do wyboru oślepienie przez światło lub oślepienie przez mrok, zawsze
wybiorę światłość.
184
36
Larry leżał na podłodze z głową na udach Yasmeen. Trzymała go za nadgarstki, podczas
gdy Marguerite całym ciężarem ciała przygniatała do ziemi. Długimi, pociągłymi ruchami
języka zlizywała krew z jego twarzy. Richard leżał jak rzucona niedbale szmata, krew
zalewała mu twarz. Na podłodze było coś jeszcze, wiło się i poruszało. Szara sierść
zalewała to coś niczym woda. Dłoń uniosła się w górę, po czym opadła jak więdnący
kwiat, pojawiły się błyszczące kości, przebijające się przez rozlewające się tkanki. Palce
skurczyły się, układ tkanek uległ przedziwnej zmianie. Widać było surowe mięso, ale ani
kropli krwi. Układ kości zmieniał się przy wtórze głośnych, wilgotnych mlaśnięć. Na
dywan spłynęły krople przezroczystej cieczy. Nie było jednak krwi.
Wyjęłam browninga i stanęłam tak, aby móc wymierzyć broń gdzieś pomiędzy Yasmeen i
istotę na podłodze. Stałam plecami do kotary, ale odsunęłam się od niej na bezpieczną
odległość. Zbyt łatwo ktoś mógłby mnie zza niej zaskoczyć.
- Puśćcie go, ale już.
- Nie robimy mu nic złego - odparła Yasmeen.
Marguerite osunęła się na ciało Larry ego, jedną ręką zaczęła masować jego krocze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl