[ Pobierz całość w formacie PDF ]
suchym odbieralniku, a obszar kondensacji to mała, wilgotna obręcz. Cały dowcip polega na
tym, by skłonić ją do powstania możliwie blisko brzegu rurki, tak żeby cyclette spłynęła z
powrotem do odbieralnika, a produkt uboczny, vada, wydostał się do atmosfery. Palnik trzeba
trzymać w ręce, gdyż tylko wtedy można należycie kontrolować proces. Sama destylacja nie
powinna zająć wiele czasu. Potem oczyszczoną cyclette można zważyć... Waga końcowa
decyduje o powodzeniu eksperymentu.
Połowa z nas wytwarza cyclette, reszta, w tym i Uri Rone, przeprowadza destylację frakcyjną
surowej carolene.
Preparat mi się udał. Zebrałem całą cyclette, która zamierzała uciec i wyłączyłem palnik.
Jestem gotów zważyć moją kolbę. Lecz oto zauważam, że Rone demontuje odbieralnik
podczas trwania destylacji. To zle; bo palnik tlenowy nie został wyłączony. Nikogo więcej nie
widzę, przynajmniej na tuzin stóp wokoło. Nie wiem, co zrobić. Rone tymczasem podnosi
mały słoik pełen białych kamyków i nagle zdaję sobie sprawę z tego, co się dzieje. Nie, Uri!
Sięgam, by wyłączyć palnik, ale on zastawia go sobą i wsypuje całą garść kamyków przez
szyjkę kolby. Odskakuje.
Siris. Na szczęście nie ma nikogo więcej w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Krzyczę coś,
odwracam się gwałtownie, schylam głowę i ruszam biegiem w kierunku wyjścia z
laboratorium. Najpierw dobiega mnie z tyłu błysk czerwonego światła, po chwili drugi.
Wszystko wkoło jarzy się blaskiem. Wiedziałem, to eksploduje carolene Uriego. Jeszcze w
chwili, gdy coś wyrwało mi grunt spod stóp, dziwiłem się, czemu nie słyszę huku.
Zanosiło się, że trzasnę w wahadłowe drzwi laboratorium i już miałem osłonić dłońmi twarz,
gdy drzwi te otworzyły się pchnięte przez falę sprężonego, gorącego powietrza. Z trzaskiem
padłem na bok i leżałem tak przez chwilę, ogłuszony. Nagłe nade mną stanęło dwóch
studentów. Ich troska i zainteresowanie były trochę zle ulokowane.
- W porządku - wybełkotałem. Przynajmniej będzie w porządku, gdy te dzwony przestaną tłuc
się w mojej głowie. Dzwignąłem się, kolana mi drżały, uszy pękały.
- Ogień! - wrzasnął ktoś, a ja odwróciłem się z trwogą ku laboratorium.
Co z eliksirem Gila? Skrzywiłem się. Tu ktoś może być ranny, a ja o tym. Tymczasem
laboratorium zaczęło się opróżniać, studenci wybiegali, potykając się. Ktoś biegł ku nam
przez korytarz. Fels wyskoczył ze swego pokoju, złapał z haka w ścianie kubeł z vadą i wpadł
do środka. Rozejrzałem się, gdzie Uri? Nie wyszedł. Po chwili Fels pojawił się ponownie.
Stłukł szkło na kasetce alarmu i pociągnął za sznur. Gdzieś zaczął bić prawdziwy dzwon.
Wkrótce było po wszystkim. Drużyna strażacka weszła do laboratorium z Felsem i wyniosła
Uriego na noszach. Jego twarz była cała w czarnych strzępach. Jęczał, gdy przenoszono go do
ambulansu.
Czy to wszystko dlatego, Uri, że ja dostałem twoją pracę? To szaleństwo. Jak możesz mnie
nienawidzieć? W rzeczywistości wcale nic o sobie nie wiedzieliśmy. Do siriS z tobą,
wariacie. Doigrałeś się.
Ale wracając do Gilowych zlewek z roztworami A i B. Co się z nimi stało? Muszę dostać się
do laboratorium!
Fels nie pozwalał nikomu wchodzić. Zwołał nas razem w sieni.
- Sami zobaczycie - mówił z ponurą miną - że wszystko wewnątrz pokryte jest pyłem
węglowym. Większość, jeśli nie całość preparatów została zniszczona. To nie powinno się
zdarzyć - wmawiał nam szorstko, jakbyśmy byli w jakiś sposób odpowiedzialni. - To nie
powinno się zdarzyć, szczególnie po moim ostrzeżeniu. Rone był w najwyższym stopniu
nieostrożny. Zapomniał o wszystkim, co mówiłem. Nie wyłączył nawet palnika. Całość pary
wyleciała górą, dostał tym prosto w twarz, para zapaliła się natychmiast i miał szczęście, że
go nie zabiło.
Podniósł wzrok na mnie.
- A ty gdzie byłeś, Randol?
- Wybiegałem do hallu, gdy podmuch wyrzucił mnie przez drzwi.
- Miałeś szczęście. To wyglądało zupełnie tak, jakby Roni planował samobójstwo połączone z
morderstwem. To, że obaj ?yjecie zawdzięczasz tylko Siris.
Znów zwrócił się do grupy.
- A teraz wracajmy do środka. Muszę oszacować szkody. potem sprzątniemy i zaczniemy od
nowa. Zajęcia laboratoryjne jeszcze się nie skończyły.
Rzuciłem się w kierunku mojej szafki. Zlewki? Co stało się z efektem twórczego wysiłku
Gila? Serca we mnie zamarły.
Podmuch przewrócił zlewkę z roztworem B. Leżała na drucianej siatce, dokładnie nad zlewką
z roztworem A, poczerniała i pusta. Szklana płytka zakrywająca zlewkę A zniknęła, na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]