[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Będzie pilną uczennicą i być może w przyszłości
wspólny pobyt na Bedarze stanie się dla nich sym-
bolem czegoś niezwykłego. Wiedziała, że dla niej
już nim jest.
M%7ł Z TOSKANII 109
Dwa tygodnie pózniej Opal stała w marmurowej
łazience, patrząc na biały patyczek. Powinna się na
nim znajdować kreska. Włączyła dodatkową lampę
i spojrzała uważniej. Nadal nic.
Nie mogła tego zrozumieć. Skoro nie jest w cią-
ży, powinna już dostać okres. Zaczęła się czuć
dziwnie mniej więcej tydzień temu a w każdym
razie tak jej się zdawało. Może tylko to sobie
wyobraziła, bo chciała być w ciąży? A może jej
ciało wciąż jeszcze nie odzyskało równowagi? Bio-
rąc pod uwagę, ile się wydarzyło w ostatnim czasie,
nie byłoby w tym nic dziwnego.
Westchnęła. Domenic będzie rozczarowany. Ale
szczerze mówiąc, nierozsądne było oczekiwać, że
Opal od razu zajdzie w ciążę. Wielu ludziom spło-
dzenie dziecka zajmuje wiele miesięcy, nawet lat.
A jeśli coś z nią jest nie w porządku?
Wrzuciła test ciążowy do kosza i przyjrzała się
swojej twarzy w lustrze. Jeszcze miesiąc temu myśl
o posiadaniu dziecka Domenica wydawała się jej
odrażająca. Teraz żałowała, że nie widzi cienkiej
niebieskiej kreski.
Ale przecież się zmieniła, bardziej niż można
sobie wyobrazić, nawet jeśli nie znajdowało to
wyrazu w jej rysach. Małżeństwo odcisnęło na niej
swój ślad. A przede wszystkim odmienił ją Dome-
nic. I nie chodziło tylko o miłość fizyczną, chociaż
ta wciąż była równie niezwykła jak pierwszego
dnia.
110 TRISH MOREY
Nie, praca z Domenikiem sprawiła, że doceniła
go na nowo. Był doskonałym biznesmenem, zdecy-
dowanym, umiejącym szybko podejmować decyzje
oraz wprowadzaćw życie swoje zamierzenia. Nową
kampanię reklamową rozpoczęto gładko i bez
wstrząsów i obie firmy już zaczynały zbierać jej
owoce. Wybór partnera, który by uratował Clemen-
gers, okazał się słuszny.
I choć firma Silvers inaczej niż Clemengers
nie opierała się na gronie oddanych rodzinie
pracowników, widaćbyło, że także oni darzą Dome-
nica szacunkiem, choć był wymagającym szefem.
Musiała przyznać, choć niechętnie, że sama za-
czynała go szanować z każdym dniem bardziej.
Ale on też wyraznie się zmienił i trudno było go
nie lubić. Gdzie się podział osławiony playboy?
Gdzie były jego kobiety? A może czekał jedynie, by
zaszła w ciążę, by wrócić do dawnych zwyczajów?
Chciała wierzyć, że nie. Mimo że była na to przygo-
towana psychicznie, sama myśl, że Domenic mógł-
by dzielićswój czas między żonę i kochankę, wyda-
wała się jej teraz obrazliwa.
ROZDZIAA DZIESITY
La bella donna! Guglielmo Silvani szeroko
rozłożył ramiona. Nie wspominałeś, że twoja żona
jest taka piękna, Domenicu!
Ledwie wysiedli z samochodu na obrośnięty wi-
nem dziedziniec, rodzice Domenica zjawili się, by
ich powitać. Opal uśmiechnęła się i chętnie po-
zwoliła się pocałować w oba policzki starszemu
mężczyznie, bardzo podobnemu do męża. Mimo
siedemdziesiątki na karku, Guglielmo nadal trzymał
się prosto, choćluzne ubrania zdradzały, że w ostat-
nim czasie stracił sporo na wadze.
Jak ci się udało zdobyćtaką kobietę? zwrócił
się do syna.
Nie miał wyboru wtrąciła Opal, zanim Do-
menic zdążył odpowiedzieć. Dostał mnie razem
z hotelami. To była transakcja wiązana.
Domenic rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie, ale
jego ojciec wybuchnął śmiechem.
Ach, Domenicu, zawsze cię uważałem za dos-
konałego biznesmena. Ale zdaje się, że trafiłeś na
równą sobie. Nawet nie wiesz, jaką radośćsprawiłaś
112 TRISH MOREY
staremu człowiekowi, moja droga. A ty co powiesz,
Roso?
W wieku sześćdziesięciu pięciu lat Rosa Silvagni
wciąż była uderzająco atrakcyjną i elegancką kobie-
tą. Dzianinowa tunika podkreślała jej zgrabną figu-
rę. Uśmiechnęła się i ujęła dłonie Opal; w jej
łagodnych oczach zabłysły iskierki.
Dare il benvenuto alla famiglia. Witaj w rodzi-
nie. Po czym ucałowała ją tak samo jak Guglielmo
i przytuliła mocno.
Grazie odparła Opal, wyczerpując swój
skromny zasób włoskich słów.
Ale co ze mnie za gospodyni? Jechaliście tak
daleko z lotniska, na pewno zgłodnieliście. Popro-
szę Marię, żeby przyniosła wam coś do jedzenia
i picia.
Opal nie była pewna, czy ma na to ochotę. Długi
lot z Sydney, a potem jazda do posiadłości rodzinnej
niedaleko Volterry w Toskanii, były bardzo wyczer-
pujące. Spojrzała na wymoszczone poduszkami
krzesła stojące w pobliżu i ruszyła w ich kierunku.
Nagle świat zawirował, kolana ugięły się pod nią
i osunęła się na ziemię.
Mimo jej zapewnień, że to jedynie skutek różnicy
czasu, została zapakowana do łóżka. Wezwano le-
karza. Właściwie jest całkiem przyjemnie, pomyś-
lała chwilę pózniej, leżąc w miękkim łóżku, ciepło
otulona puchową kołdrą. Ziemia nareszcie przestała
się kołysać. Zjawił się doktor, obejrzał ją i zadał
M%7ł Z TOSKANII 113
kilka pytań łamaną angielszczyzną. Kiedy tylko
wyszedł, odpłynęła w rozkoszny sen.
Coś musnęło jej wargi coś ciepłego i delikat-
nego. Otwarła oczy i skupiła wzrok na Domenicu
siedzącym u jej boku. Ujął ją za rękę.
Jak się czujesz?
Lepiej odparła. Przepraszam, że narobiłam
kłopotu.
Pokręcił głową z lekkim uśmiechem błąkającym
się na wargach.
To żaden kłopot. Prawdę mówiąc, rodzice nie
posiadają się ze szczęścia. Jutrzejsze przyjęcie bę-
dzie wielkim świętem.
Nie rozumiem.
Nie wiesz? spytał cicho. Zastanawiałem
się, czy utrzymywałaś to w tajemnicy. Ale doktor
jest całkowicie pewien. Będziesz miała dziecko,
cara. Moje dziecko.
Jestem w ciąży?
Położyła rękę na brzuchu. Dziecko. Maleństwo
rosnące w jej brzuchu. Czy to prawda?
Mówił, że możesz byćjuż w ósmym tygodniu.
Ale test...
Opowiedziała mu o negatywnym wyniku oraz
bólach, jakie czuła w ciągu ostatnich paru dni.
Czyżby były oznaką, że w jej wnętrzu rośnie dziecko?
Domenic pokręcił głową.
Lekarz twierdzi, że na testach nie zawsze
można polegać.
114 TRISH MOREY
Zmarszczyła brwi.
Ale osiem tygodni? To by znaczyło, że...
Właśnie. %7łe poczęłaś w czasie naszego pobytu
na wyspie, być może już pierwszej nocy.
Skinęła niepewnie głową, oswajając się z no-
winą.
Teraz powinnaś odpocząć. Ale wcześniej
chciałem ci powiedzieć: dziękuję, żono.
Pocałował ją, ujmując jej twarz w dłonie i doty-
kając wargami jej czoła, oczu, końca nosa, zanim
zatrzymał je na dłużej na jej ustach.
Zakręciło jej się w głowie nie wiedziała, ze
zmęczenia czy od jego subtelnego dotyku. Poczuła
wzruszenie. Osiągnęła coś, czego nie spodziewała
się nigdy przeżyć, i to dzięki niemu. W jakiś sposób
wydawało się to najniezwyklejszą rzeczą na świe-
cie. Cieszyła się, że nosi w sobie dziecko Domenica.
Czy to zmieni łączące ich relacje? Czy Domenic
poczuje do niej głębsze uczucie? Im więcej czasu
z nim spędzała, tym bardziej doceniała człowieka
kryjącego się za fasadą bezwzględnego biznesme-
na. Niechętny szacunek dla jego profesjonalizmu
w połączeniu z namiętnością, jaką w niej budził,
jeszcze bardziej zmieniły jej opinię. Jeśli miała być
szczera, musiała przyznać, że go polubiła, i to
bardzo. Jego towarzystwo i rozmowy z nim spra-
wiały jej równie wielką przyjemność, jak czas spę-
dzony na uprawianiu miłości.
I wciąż nie zrobił nic, by potwierdzić opinię
M%7ł Z TOSKANII 115
o sobie jako o playboyu. Od nocy poślubnej kiedy
to praktycznie sama posłała go w ramiona innej
kobiety nie zdarzył się ani jeden incydent, który
postawiłby pod znakiem zapytania jego wierność.
Teraz nie zmusiłaby go, by szukał rozkoszy gdzie
indziej. Ich wspólne chwile były fantastyczne; roz-
koszowała się w równym stopniu nocami spędzony-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]