[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niemal zupełnie ignorował jego młodszego brata Gilesa. Znany był jako notoryczny
kobieciarz. Chodziły słuchy o niejasnych poczynaniach finansowych, w jakie angażował
się w przeszłości. Detektyw udawał, że kontaktuje się telefonicznie z prawnikiem
rodziny. Następnie oznajmił, że dwa tygodnie wcześniej lord Southerby rozmawiał z
adwokatem w sprawie zmiany zapisów w testamencie.
W obecności detektywa wszyscy próbowali trzymać się ustalonego scenariusza.
Kiedy wyszedł, mieliśmy za zadanie przepytywać się wzajemnie, ale wkrótce rozmowa
zeszła na inne tematy, takie jak wyniki ostatniego meczu piłki nożnej czy najmodniejsze
fasony butów w tym sezonie. Coraz częściej zwracaliśmy się do siebie po imieniu. Tylko
Izzi nie wypadła z roli. Siedziała sztywno wyprostowana w fotelu, lustrując wszystkich
L R
T
surowym spojrzeniem. Nie reagowała, kiedy ktokolwiek tytułował ją inaczej niż  lady
Southerby" lub  Evangeline".
Pozbyłam się potwornych okularów, chowając je zręcznie za ramką ze zdjęciem
Nicholasa z dzieciństwa. Przedstawiało pucołowatego dwulatka o zaskakująco
poważnym wyrazie twarzy.
Zaczęłam krążyć po salonie, zadając pytania  podejrzanym". Cały czas ukradkiem
obserwowałam Nicholasa, żeby zagadnąć go w najbardziej sprzyjającym momencie.
- Kuzynie, proszę przyjąć moje kondolencje z powodu śmierci ojca. - Położyłam
mu delikatnie dłoń na ramieniu i przytrzymałam trochę zbyt długo, biorąc pod uwagę
okoliczności.
Nicholas obrócił się i spojrzał na mnie. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Dziękuję - odparł dość obojętnie.
Starałam się kontrolować oddech. Obawiałam się, że ze zbyt opiętego w biuście
żakietu lada chwila może odpaść guzik.
- Lord Southerby, chciałam powiedzieć wuj Edward, miał zawsze do mnie słabość.
Nie domyślasz się dlaczego?
Stojący obok Marcus cmoknął znacząco.
- Ten stary drań nie przepuścił żadnej kobiecie - wtrącił się do rozmowy.
Zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów. Miałam wrażenie, że rozbiera mnie
wzrokiem.
- Nie trudno domyślić się dlaczego - zauważył Marcus, nie spuszczając oczu z
miejsca, gdzie żakiet zdawał się pękać w szwach.
Nicholas patrzył gdzieś w bok.
- Mój ojciec mógł mieć ku temu inne powody, ale niczego więcej się ode mnie na
ten temat nie dowiesz.
Adam przesunął wzrok z Nicholasa na mnie i z powrotem.
- To nie miało nic wspólnego ze zmianą testamentu, prawda? Nie pozwolę, żeby
ktoś wypowiadał się dwuznacznie na temat mojej siostry.
- Może tak, może nie. - Po raz pierwszy Nicholas spojrzał na mnie z wyrazem
pewnego zainteresowania, a przynajmniej tak mi się wydawało.
L R
T
- Przepraszam, jeśli powiedziałem coś niestosownego. Nie zamierzałem cię obra-
zić.
Uśmiechnęłam się do niego, wdzięczna za troskę o moją reputację.
- Czy możemy zakończyć to bezsensowne poszukiwanie poszlak? - rozległ się
zniecierpliwiony głos Marcusa.
Wszyscy oprócz mnie przyjęli tę sugestię z wyrazną ulgą. Zaczęli rozmawiać o
wspólnych znajomych, których w życiu nie widziałam na oczy. Kiedy zabrakło im już
tematów, przypomnieli sobie, że w salonie jest ktoś spoza ich wąskiego kręgu, i
skierowali uwagę na mnie i mojego przyjaciela.
Louisa utkwiła wzrok w Adamie. Siedział wygodnie rozparty na kanapie, z
kieliszkiem brandy w dłoni.
- Czym się zajmujesz? - zagadnęła. - Tylko nie mów, że całe dni przerzucasz
papiery jak ci nieszczęśnicy.
Adam uśmiechnął się i zaprzeczył ruchem głowy.
- Zaczynałem zupełnie inaczej, ale ostatnio coraz więcej czasu spędzam za
biurkiem. Prowadzę firmę, która zajmuje się budową drewnianych obiektów
rekreacyjnych.
- Kiedy miał piętnaście lat, zbudował pierwszy dom na drzewie, żeby mieć gdzie
się ukryć się przed swoimi trzema siostrami - wyjaśniłam.
- Tak? - Louisa zdawała się nieco zawiedziona. Uśmiechała się sztucznie do
Adama. - To świetnie, że udało ci się przekształcić hobby w zródło dochodów.
- Gdybym tak mogła - jęknęła Jos.
Mimo tego, że nadal miała na sobie strój pokojówki, rozpierała się na kanapie obok
nas.
- Niestety nikt nie chce mi płacić za wylegiwanie się do południa i chodzenie po
sklepach.
Pewnie temat umarłby śmiercią naturalną, gdyby nie Julian.
- Powiedz coś więcej o tych drewnianych obiektach - poprosił ze szczerym
zainteresowaniem.
Pozostali spojrzeli na niego, jakby złamał jakąś niepisaną zasadę.
L R
T
Julian zaczerwienił się i pociągnął łyk sherry.
- Mama wspominała coś o remoncie starego domku letniskowego - bronił się, ze
wzrokiem utkwionym w podłogę.
Adam zaś patrzył prosto w oczy wszystkim, którzy próbowali go oceniać. Zupełnie
się nie przejmował, że wybrany przez niego zawód najwidoczniej uznali za niezbyt
interesujący i prestiżowy.
- Moja firma zajmuje się budową obiektów rekreacyjnych na indywidualne
zamówienie. Największym powodzeniem cieszą się domki drewniane podwieszane na
drzewach.
- Takie słodkie domki dla dzieci. - Louisa uśmiechnęła się krzywo.
- Nie tylko. Byłabyś zaskoczona, ilu dorosłych marzy o drewnianym domku na
drzewie. Chcą uciec od problemów dnia codziennego.
- Naprawdę są luksusowe? - nie dawała za wygraną Louisa.
- Masz na myśli taki domek, jaki zamówił Michael Dove? - spytała Izzi, po raz
pierwszy tego wieczoru wypadając z roli lady Southerby. - W zeszłym tygodniu
widziałam zdjęcia jego rezydencji w jakimś kolorowym magazynie.
- Ten Michael Dove? Gwiazda rocka? - spytała Jos z niedowierzaniem.
- To dzieło mojej firmy - potwierdził Adam. - A ile frajdy miałem, projektując to
wszystko - dwa pokoje z kuchnią i łazienką. Do tego system kina domowego, który
słychać na odległość trzech kilometrów. Powiedział, że chce przyjmować gości inaczej
niż wszyscy.
- Na drzewie? - nie mogła pojąć Louisa.
- Na trzech ogromnych sosnach - wyjaśnił cierpliwie Adam.
- Ciekawe, na ile go skasowałeś? - zainteresował się Marcus.
Izzi wymieniła kwotę, która przekraczała cenę mojej ciasnej kawalerki w dzielnicy
Lewisham.
Umoczyłam usta w kieliszku porto, ale z wrażenia aż się zakrztusiłam. Adam
dyskretnie wyprowadził mnie z salonu i poprosił Roberta o szklankę wody.
Kiedy złapałam wreszcie oddech, spojrzałam na niego jak na innego człowieka. A
ja głupia myślałam, że wiem o nim absolutnie wszystko.
L R
T
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że tak dobrze ci idzie? - spytałam z pretensją w
głosie.
- Coreen, nie raz opowiadałem ci o mojej pracy. - W jego oczach zauważyłam
smutek.
- Nigdy nie operowałeś konkretnymi sumami. Może wtedy zwróciłabym większą
uwagę.
- Nigdy nie pytałaś. - Zacisnął wargi. - Zresztą gdybyś słuchała, zamiast tylko
udawać, że słuchasz, sama byś się domyśliła.
- Przepraszam - powiedziałam, z trudem patrząc najlepszemu przyjacielowi w
oczy.
Nie myliłam się, zakładając, że na terenie wiejskiej posiadłości znajduje się staw.
Oczywiście w parku. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że to naturalne jeziorko.
Jednak maleńka wyspa na środku i całe otoczenie, łącznie z płaczącymi wierzbami, było
odrobinę zbyt symetryczne i perfekcyjnie ukształtowane.
Słoneczne letnie popołudnie potęgowało sielankową atmosferę. Trzciny szumiały
przy lekkich podmuchach wiatru, a bajecznie kolorowe ważki unosiły się nad
powierzchnią wody.
Wszystko zdawało się idealne. Nic mnie nie obchodziło, czy to dzieło natury, czy
człowieka. Po fatalnym poranku należało mi się właśnie takie idylliczne popołudnie.
Zaraz po śniadaniu Izzi zarządziła spacer po okolicy. Nie kryła rozczarowania, że
do tej pory nie udało nam się trafić na żadne istotne poszlaki. Narzekała, że zbyt słabo
wczuwamy się w swoje role. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl