[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w zamian zaproponowała mu Aąkę Królowej. I przykład
z innego podwórka. Renauld i Heloise sÄ… sobie przezna­
czeni, tak orzekły ich skoligacone i zaprzyjaznione ze sobą
rodziny. Po obu bowiem stronach znajdujÄ… siÄ™ majÄ…tki
i konta bankowe, które rozsądek nakazuje połączyć. Mając
w ten sposób zaklepaną żonę, Renauld na razie używa
życia. Dziś w jego planach łóżkowych ty się pojawiłaś.
- PrzestaÅ„! PrzestaÅ„! - wykrzyknęła, zakrywajÄ…c dÅ‚oÅ„­
mi uszy. - Dlaczego musisz być zawsze taki cyniczny?
Dlaczego wszystko musisz zbrukać, popsuć, odrzeć z war­
tości? Nie jestem głupia, Guard, cokolwiek byś o mnie
sądził. Nie jest bowiem głupotą widzieć w innych ludziach
to, co jest w nich najlepsze. W porządku, być może Ralph
zgodziłby się poślubić mnie w zamian za Aąkę Królowej,
ale przynajmniej nie chciałby tego domu dla siebie.
- Wiem, przeznaczyłby go dla tych swoich biedaków.
I w rezultacie zniszczyłby go równie dokumentnie jak Ed-
94 O%7Å‚EN SI ZE MN
ward. Wydoroślej, Rosy. Czy naprawdę wierzysz, że Ralph
odniósłby się z całą pieczołowitością do historycznych
i artystycznych pamiątek, tak licznych w Aące Królowej?
Bo ja idę o zakład, że rozebrałby na przykład te bezcenne
drewniane schody z myÅ›lÄ… o schodach bardziej funkcjonal­
nych. Ze wszystkim innym postÄ…piÅ‚by podobnie. W rezul­
tacie z domu pozostałyby tylko ściany i dach, natomiast
jego niepowtarzalne wnętrze zmieniłoby się w jasną, anty-
septycznÄ… przestrzeÅ„ charytatywnej instytucji. Oto, jak wi­
dzę Ralpha jako właściciela.
- Nigdy go nie lubiÅ‚eÅ›. Zawsze podÅ›miewaÅ‚eÅ› siÄ™ z nie­
go. Sądzisz, że nie wiem, dlaczego?
Spojrzała na Guarda, chcąc zbadać jego reakcję. Ujrzała
twarz pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu. Tylko muskuły
jego szczęk pulsowały pod gładko ogoloną skórą.
- Mów dalej, Rosy...
Musiała. Zagalopowała się już zbyt daleko.
- Nie możesz znieść, że jest ktoś, kto nie ceni i nie
lubi takich ludzi jak ty, ktoś całkiem bezinteresowny, kto
nie przykłada żadnej wagi do pieniędzy i materialnych
korzyści.
Usłyszała jego głośny śmiech i zdrętwiała. Spodziewała
się każdej reakcji, prócz właśnie wybuchu śmiechu.
- Ralph nie dba o pieniÄ…dze? WiÄ™c dlaczego od lat bom­
barduje mnie petycjami o datki na to swoje schronisko?
- Istnieje zasadnicza różnica pomiÄ™dzy interesow­
nością egoistyczną a interesownością z myślą o dobru
publicznym.
- Mów to dzieciom w przedszkolu. Jasne, że Ralph nie
zamierza chować tych pieniędzy do własnego portfela, ale
na pewno spragniony jest sukcesów i sławy na polu swej
OZEN SI ZE MN 95
dziaÅ‚alnoÅ›ci charytatywnej. Otóż tak siÄ™ skÅ‚ada, że warun­
kiem tych sukcesów sÄ… wÅ‚aÅ›nie pieniÄ…dze, które pozwoli­
łyby mu skończyć z amatorszczyzną i przejść do etapu
profesjonalnych działań.
Rosy zagryzła dolną wargę. Jakkolwiek słowa Guarda
brzmiały okrutnie, nie były pozbawione ziarna prawdy.
Szczerość wobec samej siebie nakazywała jej przyznać mu
racjÄ™.
- I cóż ma znaczyć to twoje milczenie? - zapytaÅ‚ Gu­
ard, gasząc silnik, gdyż dojechali właśnie na miejsce. -
Czyżbyś zobaczyła tego swojego wspaniałego Ralpha od
trochÄ™ innej strony?
Nie odpowiedziała. Wysiadła z samochodu. Kilka słów
więcej czy mniej nie miało tu już żadnego znaczenia.
Kiedy znalezli się w salonie, Guard oświadczył, że ma
jeszcze trochÄ™ pracy, po czym usiadÅ‚ przy biurku, odwra­
cając się do niej plecami. Czyli akurat tak się zachował, jak
powinna była tego pragnąć. Dlaczego więc poczuła się
rozdrażniona tÄ… manifestacjÄ… obojÄ™tnoÅ›ci? Być może zawa­
żył na tym fakt, że Guard miał swoją pracę, autonomiczną
sferę przeżyć, w którą zagłębiał się, zapominając o ich
małżeÅ„skiej teatralnej rzeczywistoÅ›ci, podczas gdy ona by­
Å‚a po prostu na niÄ… skazana.
Tak czy inaczej, chcąc znalezć się w łóżku, przede
wszystkim musiaÅ‚a siÄ™ rozebrać. I tu okazaÅ‚o siÄ™, że prze­
śladuje ją pech. Błyskawiczny zamek sukienki rozpiął się
tylko w jednej czwartej i na wysokości łopatek zablokował
na amen.
Rosy znalazła się w pułapce. Miała do wyboru: albo
spędzić tę noc w sukience, albo poprosić Guarda o pomoc.
Namyślała się pełny kwadrans, szarpiąc zamkiem to
96 OZEN SI ZE MN
w górę, to w dół, by niezmiennie stwierdzać bezowocność
tych prób. Gdy opadła już z sił, udała się do salonu.
Guard nadal siedział przy biurku i wiecznym piórem
o zÅ‚otej skuwce wprowadzaÅ‚ do leżących przed nim doku­
mentów jakieś poprawki.
Zawahała się, czy w ogóle ma prawo mu przeszkadzać,
lecz on usłyszał ją.
- Tak, Rosy, o co chodzi? - Odłożył pióro i odwrócił
się ku niej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl