[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej hobby. Od początku studiów nie wzięła do ręki węgla ani
pędzla, mimo że uwielbiała tworzyć i miała talent. Teraz miała
niewiele do roboty poza pielęgnowaniem Kelly, co było takie
łatwe i przyjemne. Laura westchnęła i przerwała rysowanie.
Po pewnym czasie, gdy wiatr przybrał na sile, wróciły do
domu.
Na dworze Serabi biegała razem z Kelly, lecz gdy tylko
znalazły się wewnątrz, czmychnęła w jakiś kąt.
- Nie, poczekaj - powiedziała Laura, łapiąc Kelly, zanim
dziewczynka zdążyła pobiec za kotem. - Najpierw musisz umyć
ręce, a potem zjeść kolację.
Kelly jęknęła dramatycznie, po czym posłusznie pomaszero-
wała do łazienki.
- Sprawdzę ręce, panienko.
- Oczywiście, proszę pani - usłyszała w odpowiedzi.
Uśmiechnęła się.
Wyjęła patelnię i wszystkie składniki potrzebne do przyrzą-
dzenia posiłku. Gdy Kelly wróciła z łazienki i pomyślnie prze-
szła inspekcję, Laura odesłała ją do salonu, żeby odszukała kota
i obejrzała sobie jakiś film. Kliknięcie interkomu było niczym
wyniosłe wezwanie. Zmniejszyła ogień i podeszła do małego
mikrofonu umieszczonego na ścianie. Nacisnęła guzik.
- Wzywał pan, wasza lordowska mość?
- No, proszę, gdyby nie recesja na rynku kominków, nie
musiałabyś siedzieć w kuchni i przygotowywać kolacji.
Uśmiechnęła się z wyższością. Jej gniew nieco złagodniał.
- Niesamowita jestem, prawda?
- Co zatrzymało dostawcę tak długo?
Czyżby był zazdrosny?
- Serdeczność.
- Twoja czy jego?
- Chyba obojga po trochu. To miły facet. Zarabia na studia,
- Nic mnie nie obchodzi, że Rhodes się uczy. Nie życzę
sobie żadnych obcych w otoczeniu mojej córki.
- To zrozumiałe. Ale myślę, że w obecności Deweya i mnie
nic jej nie groziło.
- To pomyśl jeszcze raz, Lauro. Jestem bardzo bogaty. Nie
wykluczałbym możliwości porwania mojego dziecka dla okupu.
Laura zamrugała powiekami.
- Nie wydaje ci się, że przesadzasz?
- Nie, wcale.
- Co to znaczy? Zakaz przyjmowania gości? Zakaz wycho-
dzenia na zewnątrz? Czy naprawdę oczekujesz, że Kelly stanie
się pustelnicą? - Dzgnęła palcem interkom, jakby była to pierś
Richarda. - Pozwól, że ci powiem, iż tak się nie stanie! Dopóki
ja tu jestem. Ona musi chodzić do szkoły, musi bawić się z in-
nymi dziećmi. Tęskni za przyjaciółmi, za dawnym domem, za
mamą. Postawmy sprawę jasno, Blackthorne - warknęła ostro.
- To ja tu rządzę. Jeśli mi nie ufasz, to zejdz na dół, ty draniu,
i sam się tym zajmij!
- Chwila, moment... - zagrzmiał jego głos w głośniku. - Ty
się denerwujesz?
Nachyliła się bliżej i pacnęła guzik.
- Nie - powiedziała. - Nie denerwuję się, ale jestem
wściekła. Uraziłeś uczucia Kelly. Stałeś parę metrów od niej, nie
chciałeś wyjść i nie pozwoliłeś jej przyjść do ciebie. Czuje się
odrzucona, zraniona i... - wciągnęła powietrze. - Myśli, że jej
tu nie chcesz.
- Co takiego?
- Logika czterolatki. Ona uważa, że ponieważ nie chcesz jej
widzieć ani z nią rozmawiać, to znaczy... że jej w ogóle tutaj
nie chcesz. Dziwne, prawda?
- Cholera! - podsumował usłyszane wywody Richard.
- Z ust mi to wyjąłeś. I co zamierzasz z tym zrobić?
- A co mogę zrobić?
- Zejdz na dół i idz do niej.
- Myślisz, że nie chcę? Ale jeśli przestraszę własną có-
reczkę!
- Ona cię kocha. Bezwarunkowo. Na to nie trzeba zasłużyć.
- Wyłączyła interkom i przez kilka sekund nie reagowała na
jego dzwonki. A potem jeszcze raz nacisnęła guzik. - Piłka jest
po twojej stronie boiska. Strzelaj albo zejdz z murawy.
- Co ty wygadujesz, Lauro?
W jego głosie zabrzmiało ostrzeżenie, ale Laura na to nie
zważała.
- Siedz tam na górze i pozwól Kelly zapomnieć, że w ogóle
ma ojca. Niech się nauczy żyć bez rodziców. Niech się do tego
przyzwyczai. To będzie mniej bolesne - Laura wyrzucała z sie-
bie pretensje.
Wyłączyła interkom i wróciła do gotowania.
Richard dzwonił do niej jeszcze dwa razy, ale nie reagowała.
Opadł na skórzany fotel i schował twarz w dłoniach. Przeczesał
włosy palcami. Co za uparta kobieta! Za kogo ona się ma, żeby
mu mówić, jak ma postępować z własnym dzieckiem? Na Boga,
to tylko opiekunka. On tutaj ustala zasady! Kelly jest jego córką
i będzie ją wychował tak, jak uważa za stosowne.
Richard wiązał właśnie sznurowadła, gdy w szparze pod
drzwiami zobaczył czarną łapkę i usłyszał miauknięcie. Wstał,
podszedł do drzwi i uchylił je. Kociak zajrzał do środka, po
czym uniósł łepek i popatrzył na niego. Każdy by się uśmiechnął
w tym momencie. Kotka owinęła mu się dookoła kostek, a on
się schylił i wziął ją na ręce.
- Weszłaś na teren zakazany - powiedział do zielonookiego
zwierzaka.
Było pózno, w domu panowała cisza. Kelly leżała w łóżku.
Podejrzewał, że Laura była u siebie albo na dole. Od kilku
godzin nie dobiegł odgłos żadnego ruchu w domu. Kotka za-
miauczała. Richard spojrzał na nią i przytulił. Zamierzał zanieść
ją do pokoju córki. Kociak zaczął się wiercić. Mruczał i lizał go
po szyi. Coś w nim drgnęło. Miał potrzebę kontaktu, dotyku
żywej istoty. Wtulił twarz w miękkie, czarne futerko i zszedł
powoli na dół. Serabi mruczała coraz głośniej.
Wszedł do pokoju Kelly. Nocna lampka rzucała z kąta słabą
poświatę. Położył kotka przy śpiącej dziewczynce. Serabi umo-
ściła sobie gniazdko i uspokoiła się. Dłoń Kelly natychmiast
znalazła się na grzbiecie zwierzaka.
Kelly myśli, że on jej tu nie chce. Od rana próbował znalezć
sposób na wytłumaczenie córce, że jest najlepszym prezentem,
jaki dostał w życiu. %7łe bardzo jej potrzebuje. Ostrożnie usiadł
na brzegu wysokiego łóżka i patrzył na śpiące dziecko. Kotka
uniosła głowę i spojrzała na niego jak na intruza, a potem z po-
wrotem zasnęła.
Kelly się poruszyła. Richard zamarł.
Otworzyła oczy. Ani drgnął, choć serce łomotało mu w pier-
si. Było na tyle ciemno, że mogła widzieć zaledwie jego sylwet-
kę. Nie chciał, by pomyślała, że w środku nocy zaatakowała ją
jakaś przerażająca istota.
- Tatusiu?
Jej głosik drżał.
- Tak, księżniczko.
- Czy jesteś na mnie zły? - zapytało dziecko.
- Och, nie, myszko! Skąd ci to przyszło do głowy?
- Nigdy do mnie nie przychodzisz - wyjaśniła.
- Ale teraz tu jestem, prawda?
Zrobił to, czego nie powinien. Wyciągnął do niej ręce i wziął
ją w ramiona. Kot zaprotestował. Uniósł więc zwierzaka i po-
łożył go na poduszce. Kelly zarzuciła mu rączki na szyję i przy-
warła do niego mocno. Gardło mu się ścisnęło. Cicho, uspoka-
jająco wyszeptał jej do ucha: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl