[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Joanne zachowuje kamienną twarz, choć wie, że Riverty stara się utrudnić jej życie.
Odwołuje się do jej matczynych uczuć, co nie jest taktyką stosowaną często przez
podejrzanych, ale też nie całkiem nową.
Większość ludzi zachowuje się podczas przesłuchania obelżywie. Joanne przywykła
do tego. Uodporniła się. Nasłuchała się przeróżnych wyzwisk. Najgorsze z nich
padały z ust kobiet. Kobiet, których nikt nie podejrzewałby o tak ogromną nienawiść
w stosunku do innej kobiety.
Nic nie jest w stanie zaskoczyć Joanne. W tym zawodzie człowiek styka się
z mętami społecznymi. Te same rodziny, te same twarze, te same problemy, raz
za razem. Nic jej już nie wzrusza. Przynajmniej takie stara się robić wrażenie.
Joanne odkłada pióro i prostuje plecy.
– Na razie to pan jest wciąż odpowiedzialny za opiekę nad swoim synem. Chciałby
pan do kogoś zadzwonić? – Milczy przez moment, czeka na odpowiedź. Nie
doczekawszy się, dodaje: – Ja chętnie napiłabym się kawy, więc może zrobimy
przerwę.
Riverty nadal się nie odzywa, mruży tylko lekko oczy, chcąc ukryć irytację, jaką
budzi w nim Joanne.
Policjantka przesuwa w jego stronę telefon stacjonarny i wstaje.
– Nie musi się pan spieszyć – mówi. – Mamy mnóstwo czasu. Ja pójdę teraz kupić
sobie gównianą kawę. – Po krótkim namyśle dodaje: – Och, przy okazji może chce
pan się skontaktować ze swoim prawnikiem, upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu,
jak to mówią…
Zbiera swoje papiery, wymienia spojrzenia z detektywem Cunninghamem
i wychodzi na korytarz, omal nie zderzając się z Cynthią Spence. Cynthia jest
członkiem
personelu
cywilnego,
który
ma
nieco
odciążyć
pracowników
dochodzeniówki. Jako były pracownik policji prowadzi niektóre rutynowe
przesłuchania.
Joanne współpracowała z nią kilka razy. Wie, że Cynthia dobrze wykonuje swoją
pracę.
– Zaczął gadać? – pyta Cynthia, wskazując głową na Guya Riverty’ego.
Joanne odchodzi od szklanych drzwi, usuwa się z pola widzenia Guya.
– Miga się – odpowiada. – Nie chce powiedzieć wszystkiego.
– Zostawiłaś go, żeby trochę dojrzał?
– Najlepszych sztuczek nauczyłam się od ciebie, Cynth.
Cynthia zerka ukradkiem na Guya.
– Daj mu co najmniej pół godziny.
– Aż tyle?
– Już się wierci. To nie jest facet nawykły do czekania. Na pewno nie taki, który
położy głowę na biurku i będzie udawał, że śpi. Daj mu trochę czasu, a powie ci
wszystko, co zechcesz.
Po drugiej stronie korytarza rozlega się głośny śmiech. Joanne i Cynthia odwracają
się w tamtą stronę i widzą dwie młode kobiety z administracji, które ozdabiają futrynę
drzwi lametą. Jedna stoi w połowie wysokości drabiny i zanosi się śmiechem, druga
porusza bombkami choinkowymi tak, jakby były przymocowane do jej sutków.
Cynthia kręci głową z dobrotliwym uśmiechem i mówi Joanne, że zobaczą się
później.
Joanne idzie po kawę, a w drodze powrotnej zatrzymuje się przy biurku Rona
Quigleya, by sprawdzić, czy podczas jej nieobecności pojawiły się nowe wieści.
Ron rozmawia przez telefon, wygląda na udręczonego. Podnosi rękę, pokazując
Joanne, by poczekała chwilę, i wskazuje na krzesło. Coś się stało. Coś ważnego. Ron
zapisuje adres i kiwa głową, notując informacje.
– Więc o której godzinie to się stało? – pyta. – Tak, tak… rozumiem. Zaraz
przyjadę.
Zatacza palcem wskazującym kółko, co oznacza, że już kończy rozmowę
telefoniczną. Ron Quigley nie należy do ludzi, którzy przejmują się byle czym,
a Joanne czuje dreszczyk podniecenia i strachu jednocześnie. Na tym etapie śledztwa
przełom rzadko oznacza dobre wieści. Ma nadzieję, że nie zniknęło kolejne dziecko,
bo po pierwsze byłby to oczywiście straszny dramat, a po drugie, musiałaby wypuścić
Guya Riverty’ego, bo tym razem miałby naprawdę niezbite alibi: w czasie porwania
sama go przesłuchiwała.
Ron kończy rozmowę i wydziera z notesu kartkę, na której coś zapisał. Potem
bierze głęboki oddech i mówi:
– Wróciła dziewczyna numer trzy. Ta sama historia. Porzucona w Bowness, nie wie,
gdzie jest, wydaje jej się, że została zgwałcona. Prawdopodobnie więcej niż jeden raz.
Nie jest w najlepszym stanie. – Sierżant zaciska zęby, wymawiając ostatnie słowa.
Nie przechodzą mu łatwo przez gardło.
– Więc co stało się z dziewczyną numer dwa? – pyta Joanne. – Co z Lucindą
Riverty? Skoro pierwsza i trzecia wróciły, to gdzie jest Lucinda?
– Tak, dziwna sprawa – odpowiada Ron posępnie. – Za pięć minut mamy spotkanie
z inspektorem, może rozjaśni trochę sprawę.
– A co z Guyem Rivertym?
– Siedzi jeszcze w pokoju przesłuchań?
Joanne kiwa głową.
– Powiedział, gdzie był rano?
– Nie. Twierdzi, że to nie ma związku z naszym śledztwem.
– Nie ma związku? – Ron przechyla lekko głowę. – W takim razie niech sobie gnój
poczeka.
ROZDZIAŁ 32
Zatrzymuję się na płatnym parkingu.
Widzę, jak po drugiej stronie wyjmują nosze z helikoptera sanitarnego. Zostaję
jeszcze przez chwilę w samochodzie.
Kiedy pacjent i załoga helikoptera są już w środku, wysiadam i ruszam w stronę
szpitala. Zastanawiam się, czy Kate odzyskała przytomność, czy w ogóle pamięta, że
połknęła tabletki. Słyszałam historie o ludziach, którzy nie pamiętają takich chwil i po
przebudzeniu są zszokowani informacją, że próbowali się zabić. Czy tak będzie
w przypadku Kate?
Słońce roztopiło miejscami lód. Tu i ówdzie można normalnie chodzić.
Przypominam sobie nosze wyjęte z helikoptera i myślę, że nie wszyscy doczekali
bezpiecznie tego momentu.
Postanawiam nie ufać jeszcze swoim nogom i śliskiej powierzchni, stawiam małe
kroczki i rozkładam szeroko ramiona, gotowa na upadek. Parking posypano piaskiem
i żwirem, ale zostało sporo miejsc, gdzie nadal widnieje tylko gładka tafla lodu,
i trzeba naprawdę uważać.
Słyszałam w radiu, że służby ratownicze mają pełne ręce roboty po wczorajszych
opadach marznącego deszczu. Pocieszałam się myślą, że gdybym znalazła Kate
później, ratownicy mogliby do niej nie zdążyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl