[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chciałam rozwalić mu głowę. Na szczęście chybiłam. Zrobiłam tylko dziurę w ścianie na korytarzu.
Kamal ma kamienną twarz. Nie jest poruszony.
 A więc wie pani, co się stało, tylko nie do końca to pani czuje, tak? Chce pani to sobie
przypomnieć sama, chce pani to zobaczyć, doświadczyć tego w swojej pamięci, żeby& Jak to pani
ujęła? %7łeby to były pani własne wspomnienia? Bo wtedy poczuje się pani w pełni odpowiedzialna?
 Chyba tak.  Wzruszam ramionami.  Mniej więcej. Bo jest jeszcze coś. Ale to było potem, wiele
tygodni, może nawet miesięcy pózniej. Ciągle myślałam o tej kłótni. Myślałam o niej, ilekroć
przechodziłam obok dziury w ścianie na korytarzu. Tom obiecał ją załatać, ale tego nie zrobił, a ja
nie chciałam go zadręczać. Pewnego dnia przystanęłam przed tą dziurą. Był wieczór, właśnie
wyszłam z sypialni i po prostu przystanęłam, bo coś mi się przypomniało. Siedziałam na podłodze,
opierając się plecami o ścianę. Nie mogłam przestać szlochać, a Tom stał nade mną i błagał, żebym
się uspokoiła. Kij golfowy leżał u moich stóp i czułam, wyraznie to czułam: byłam przerażona. To
wspomnienie nie pasuje do rzeczywistości, bo nie pamiętam ani gniewu, ani wściekłości. Pamiętam
tylko strach.
Wieczorem
Przemyślawszy to, co Kamal powiedział o powrocie na miejsce zbrodni, zamiast wrócić do domu,
pojechałam do Witney i zamiast minąć szybko przejście pod wiaduktem, powoli i celowo zmierzam
właśnie do jego wylotu. Zaciskam powieki, przykładam ręce do zimnych, chropowatych cegieł,
przesuwam po nich palcami. Nic nie widzę. Otwieram oczy i rozglądam się. Jest cicho, pusto. Sto
metrów dalej w moją stronę idzie jakaś kobieta, poza tym nikogo nie ma. Nie przejeżdża ani jeden
samochód, nie ma rozkrzyczanych dzieci, w oddali słychać tylko cichy jęk syren. Słońce chowa się
za chmurą i ogarnia mnie chłód. Stoję jak sparaliżowana u wejścia do tunelu, nie mogę zrobić ani
kroku dalej. Odwracam się, by odejść.
Kobieta, którą przed chwilą widziałam, skręca właśnie za róg; jest w granatowym trenczu. Zerka
na mnie i nagle coś widzę. Kobieta& niebieska plama& barwa światła. I już pamiętam: to Anna. Była
w niebieskiej sukience z czarnym paskiem i szybko się oddalała, tak jak przed domem Scotta, tylko
że tym razem się odwróciła, spojrzała przez ramię i przystanęła. Przy krawężniku zatrzymał się
samochód. Czerwony. Samochód Toma. Anna pochyliła się, zamieniła kilka słów z kierowcą,
otworzyła drzwi, wsiadła i samochód odjechał.
Tak, już pamiętam. W ten sobotni wieczór stałam u wejścia do tunelu pod wiaduktem i widziałam,
jak Anna wsiada do samochodu Toma. Ale chyba zawodzi mnie pamięć, bo to nie ma sensu. Tom
przyjechał mnie szukać. Anny z nim nie było, Anna była w domu. Tak powiedziano mi na policji. To
bez sensu i chce mi się krzyczeć. Jestem sfrustrowana, nic nie wiem, mam bezużyteczny mózg.
Przechodzę przez jezdnię i idę lewą stroną Blenheim Road. Przystaję na chwilę pod drzewem
naprzeciwko numeru dwadzieścia trzy. Przemalowali drzwi. Były zielone, kiedy tu mieszkałam, teraz
są czarne. Nie zauważyłam tego wcześniej. Wolałam zielone. Ciekawe, co zmienili w środku? Pokój
dziecięcy, to oczywiste, ale ciekawe, czy nadal śpią w naszym łóżku, czy Anna szminkuje usta przed
lustrem, które sama zawiesiłam? Czy odmalowali kuchnię i załatali tę dziurę w korytarzu na górze?
Mam ochotę podejść i grzmotnąć kołatką w tę czarną farbę. Chcę porozmawiać z Tomem, spytać
go o ten sobotni wieczór. I o wczoraj, gdy siedzieliśmy w samochodzie, a ja pocałowałam go w rękę
 chcę spytać, co wtedy czuł. Stoję i patrzę na okno mojej dawnej sypialni, aż od łez pieką mnie oczy.
Już wiem, że pora odejść.
Anna
Wtorek, 13 sierpnia 2013
Rano
Rano patrzyłam, jak Tom przygotowuje się do wyjścia, jak wkłada koszulę i krawat. Wydawał się
trochę rozkojarzony, pewnie przeglądał w myśli swój plan dnia, spotkania, narady, kto, co, gdzie.
Poczułam ukłucie zazdrości. Pierwszy raz w życiu zazdrościłam mu tego luksusu, że może się ubrać,
wyjść z domu i biegać przez cały dzień, oczywiście nie bez celu, tylko w służbie pieniądza.
To nie pracy mi brakuje  byłam pośredniczką w handlu nieruchomościami, a nie
neurochirurgiem; nie jest to praca, o której marzy się od dziecka  ale owszem, lubiłam chodzić po
bogatych domach pod nieobecność właścicieli, przesuwać palcami po marmurowych blatach
i zaglądać do garderób. Wyobrażałam sobie wtedy, jak wyglądałoby moje życie, gdybym tak
mieszkała, jaka bym była. Zdaję sobie sprawę, że nie ma ważniejszej pracy niż wychowywanie
dziecka, problem w tym, że nikt jej nie docenia. Przynajmniej w sensie finansowym, który w tej
chwili bardzo się dla mnie liczy. Chciałabym, żebyśmy mieli więcej pieniędzy, żebyśmy mogli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl