[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ku. Teraz jak zwykle powinien odezwać się demon ze swoim
trzezwym komentarzem, dzięki czemu nieszczęsna dziewczyna
w jakim takim stanie ducha przetrwała trudne lata, pasywnie
przyglądając się światu i tocząc wewnętrzne dysputy.
Demona jednak już nie było, nowa zaś, zrodzona z miłości
Thea nie zamierzaÅ‚a biernie przyglÄ…dać siÄ™ sytuacji. Musi wie­
dzieć, co siÄ™ dzieje na dole! Na razie zza drzwi dobiegaÅ‚ jÄ… przy­
tłumiony szmer zdenerwowanych głosów, ponad które wybijał
się świdrujący ton lady Edith.
Thea podeszła do drzwi, otworzyła je najciszej, jak mogła,
zdjęła pantofle i na palcach podkradÅ‚a siÄ™ do balustrady u szczy­
tu schodów. Tam, przykucnÄ…wszy, mogÅ‚a sÅ‚uchać, nie bÄ™dÄ…c wi­
dzianÄ….
Miała rację. Chodziło o matkę i to na niej skupił się gniew
ojca. Słuchając, jak ten łagodny zwykle człowiek poddaje swoją
małżonkÄ™ Å›ledztwu z bezlitosnÄ… pasjÄ… inkwizytora, Thea zrozu­
miała, że za moment wydobędzie z niej prawdę. Nie słyszała,
by odzywaÅ‚ siÄ™ Gis lub któreÅ› z Havillandów. Jak widać, pozo­
stawili lady Edith jej mężowi.
Tak dalej nie może być! Nikt, nawet rodzice Gisa, nie może
siÄ™ dowiedzieć, jak jÄ… traktowano. Thea straciÅ‚a wszelkie uczu­
cia dla lady Edith, lecz nie chciała, by świat znał podłość jej
rodzonej matki. Czułaby się wówczas winna, jak gdyby sama
sprzeniewierzyła się uświęconym zasadom. Wsunęła pantofle na
nogi i zaczęła schodzić po schodach.
Z początku dostrzegł ją tylko Gis. Popatrzył na nią pytająco
i zrobił gest, jakby chciał ją powstrzymać, lecz pokręciła głową
i schodziła dalej. W momencie, kiedy już tylko jedno pytanie
dzieliło jej ojca od prawdy, odezwała się swoim miłym, mądrym
głosem tak spokojnie, że nie powstydziłby się tego sam Gis.
- Witaj, tatusiu!
Wszyscy jak na komendę odwrócili ku niej głowy.
- O, kochanie! - ucieszył się profesor i ruszył w jej stronę.
- Mówili mi, że zamknęłaÅ› siÄ™ na siedem spustów i nie zamie­
rzasz opuścić swej fortecy.
- Tak było, lecz pomyślałam, że powinnam jednak zejść, bo
to mój obowiązek.
- Obowiązek! - parsknęła lady Edith. - Czy ty w ogóle
wiesz, co znaczy to słowo?
- Oczywiście, że wiem, mamo. - Thea zachowała absolutny
spokój. - Dokładnie wiem, co należy do moich obowiązków
wobec ciebie, taty i Gisa, którego kocham i który kocha mnie.
- Obowiązek? - powtórzył z powagą jej ojciec. - Dla mnie
twoim obowiÄ…zkiem jest powiedzenie prawdy.
- Nie, to niemożliwe - oÅ›wiadczyÅ‚a z mocÄ…. - Z pewnoÅ›­
ciÄ… nie chciaÅ‚byÅ› usÅ‚yszeć prawdy, tato, i nie każ mi jej ujaw­
niać.
- Twojej prawdy - rzuciła lady Edith agresywnym tonem,
którego używała, by karcić córkę. Na widok Thei obudziła się
w niej dusza tyrana i zapomniała o upokarzających pytaniach
męża. Och, jak ona nienawidziła tej wstrętnej, buntowniczej
dziewuchy!
- Mamo, przecież ty też nie chciałabyś, abym wyjawiła
prawdÄ™.
- Twoje sÅ‚owo przeciwko mojemu! - ryknęła na nowo roz­
jÄ…trzona lady Edith. - A wszyscy dobrze wiedzÄ…, co warte jest
twoje. Słowo kłamliwej smarkuli, która pozwala, by porwał ją
pierwszy lepszy Å‚ajdak!
- Nie - zaprzeczyÅ‚a Thea cierpliwie. - Gis nie jest pierw­
szym lepszym Å‚ajdakiem. Po prostu w pewnym momencie po­
myślał, że mogę być w potrzebie i dał mi klucz do tego domu
oraz adres. ZgodziÅ‚ siÄ™, bym tu przyjechaÅ‚a, kiedy bÄ™dÄ™ potrze­
bowała pomocy. Na wypadek, gdybym go nie zastała, miałam
się rozgościć i szukać go pod podanymi numerami telefonu.
PrzyjechaÅ‚am do Barton Dene w Å›rodku nocy, z wÅ‚asnej nieprzy­
muszonej woli, gdyż... nie miałam innego wyjścia. Nie było
żadnego uprowadzenia. Gis ani razu nie posunął się w stosunku
do mnie za daleko, choć sama prosiłam, by odrzucił wszelkie
skrupuły. Jutro chcemy wziąć ślub, tato, i mam nadzieję, że
udzielisz nam swojego błogosławieństwa.
Kiedy wypowiadała te słowa, nawet nie spojrzała na matkę,
za to usłyszała wściekłe syknięcie.
- Co za wzruszająca historyjka, córuchno! Ciekawe tylko,
co wymyślisz, aby wytłumaczyć, jak się tu dostałaś?
- Och, mamo, przestań już wreszcie - westchnęła Thea
zmęczonym tonem. - Przyjechałam samochodem Hektora
Dashwooda, który, przyznajÄ™ siÄ™, ukradÅ‚am. MusiaÅ‚am tak zro­
bić, tato, a jeśli mi nie wierzysz, poproś Gisa, żeby pokazał ci
ten wóz, który jest ukryty w stodole. Stoi tam, przykryty plan­
deką, i czeka, aż zgłosi się właściciel. Dziwnym trafem, podo-
bnie jak ty, Hektor nie kwapi się, by zgłosić zaginięcie swego
samochodu i szukać zguby. Choćby ze względu na obecność
państwa Havilland przestań mnie prowokować, mamo, bo mogę
powiedzieć coÅ› wiÄ™cej. - Ostanie sÅ‚owa, mimo że wypowiedzia­
ne spokojnym tonem, były jak cięcie mieczem i lady Edith [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl