[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szeroki, promienny uśmiech.  Jest dumny ze swojego
nazwiska.
Na zewnątrz zadzwięczał gong.
 Do rozpoczęcia widowiska zostało pół godziny  rzucił
do Cienia.  Widzimy się przy ringu.  Wychodząc, zatrzymał
się koło mnie.  Przykro mi, że nie mogę pomóc. Pokręć się tu
trochę i miej uszy otwarte. Jeśli wieść o porwaniu kolonistów
przez Dryf dotarła do miasta, będzie tematem numer jeden
jeszcze przed końcem meczu. Może usłyszysz coś ważnego.
 Jasne, dzięki  odparłem.
 To miasto jest jak prąd odpływowy. Jesteś dzieckiem
oceanu, więc pewnie znasz to zjawisko.
 Owszem, znam.
 To dobrze. W takim razie zachowaj ostrożność.  Fife
włożył kapelusz, zerknął na Cienia i zasępił się.  Nie zapomnij
o ochronie głowy!  zawołał do Pięknisia.  Gabion słynie z
tego, że lubi obrywać uszy!
Kiedy wszyscy ruszyli w stronę studni wiertniczej, Gemma
i ja zatrzymaliśmy się przy barierce. Słońce chyliło się powoli
ku zachodowi. Ogarnął mnie niepokój. Wbrew zapewnieniom
Tuppera zaczynałem wątpić, czy degeneraci z Dryfu zażądają
okupu.
 Co to jest prąd odpływowy?  spytała Gemma.
Fife pewnie często używał tego porównania, zresztą
całkiem trafnie.
 Miejsce, gdzie spotykają się prądy oceaniczne. Woda
burzy się i trudno się z niej wydostać. To bywa bardzo
zdradliwe.
Zupełnie jak sytuacja, w której się znalazłem. Popatrzyłem
na pokład słoneczny i na kawiarniane ogródki. W odróżnieniu
od innych poziomów miasta stało tu kilka ogrodzonych
budynków, a pośrodku górowała wieża wiertnicza. Nic nie
przesłaniało widoku na grupki degeneratów tłoczących się przy
barierkach wokół studni.
 Któryś z nich musi coś wiedzieć  stwierdziłem
poirytowany.  Ale nie zechcą ze mną rozmawiać.
 Nawet nie spróbowałeś  zauważyła Gemma.  Może nie
wszyscy nienawidzą kolonistów.
 W to akurat wierzę.  Zerknąłem na nią.  A jak twoje
sprawy? Pytałaś Cienia, czy możesz z nim zamieszkać?
 Jeszcze nie wie, że jestem bezdomna  odparła
swobodnie.  Nie chciałam go rozpraszać przed walką.
Pokiwałem głową, choć nie byłem pewien, czy po walce
Cień będzie w stanie jej wysłuchać, skoro groziła mu utrata
uszu.
Na wspomnienie banity wysmarowanego rybim tłuszczem
niespodziewanie wpadłem na pewien pomysł.
 Masz rację. Powinienem chociaż spróbować wypytać
miejscowych. Ale nie jako kolonista...
 A jako kto?
 Wysmaruję się, żeby zamaskować połysk. Wtedy wezmą
mnie za kogoś innego... na przykład za rybaka.
Uśmiechnęła się porozumiewawczo.
 Wybierz jakiś ładny kolor.
Aodzie rybackie dostarczały całe beczki pasty cynkowej,
zwykle w tym samym kolorze, co ich logo. Wybrałem ten, który
spodobał mi się najbardziej  granatowy, jak woda w głębi
oceanu w słoneczny dzień. Zdjąłem koszulę i wszedłem do
salonu, gdzie wysmarowano mnie w rekordowo szybkim czasie.
Pracownik zgodził się przechować do końca widowiska
moją koszulę i chustę. Umazany na niebiesko od bioder po czoło
przemierzyłem pokład słoneczny. Byłem pewien, że wyglądam
jak jeden z rybaków, którzy siedzieli na trybunach w
różnobarwnych rzędach.
Wstrzymując oddech, szybko minąłem wózki z jedzeniem.
Widziałem, że na piątym poziomie nawodniacy kupują
chrupiące wodorosty w papierowych tutkach, ale tutaj słona
mieszanka smażonych roślin, zwana solirodem, nie cieszyła się
popularnością. W przeciwieństwie do nawodniaków degeneraci
woleli rybie mięso  surowe, gotowane lub wędzone, które
często popijali roztopionym wielorybim tłuszczem. Ja też, rzecz
jasna, lubię ryby, ale na pokładzie słonecznym najlepiej
sprzedawały się kwaszone focze płetwy. Wyglądały wstrętnie i
okropnie cuchnęły, a co gorsza, podawano do nich sos z foczych
wnętrzności  częściowo przetrawionych mięczaków i
wodorostów. Kiedyś mama tłumaczyła mi, że degeneraci nie
mają dość przestrzeni na uprawę roślin, dlatego wyjadają je z
żołądków ssaków oceanicznych. Już na samą myśl o tym dostaję
mdłości.
Gdy mijałem trybuny, włos jeżył mi się na karku na widok
ubrań uszytych z worków trzewiowych  były wśród nich
poncha, kurtki przeciwdeszczowe i bezrękawniki z kapturem.
Od razu przypomniała mi się makabryczna teoria Raja o tym, że
do wyrabiania odzieży wodoodpornej degeneraci wykorzystują
ludzkie jelita.
Podszedłem do najbliżej stojącego degenerata, żeby lepiej
się przyjrzeć skrawkom przezroczystego tworzywa zszytym w
anorak. Musiała to być jakaś błona organiczna, prześwitująca
jak woale nawodniaków  pewnie z oczyszczonego nabłonka
jelit, żołądka i Bóg wie czego jeszcze.
Odpędziłem przykre myśli.
 Teraz albo nigdy  powiedziałem sobie.  Po rozpoczęciu
walki nikt nie zechce rozmawiać ze mną o Dryfie, a nawet
gdyby, to wśród okrzyków i wrzawy niczego nie usłyszę .
Zebrałem się na odwagę i wszedłem w tłum.
Gdy tylko zrobiłem krok naprzód, ludzie niespodziewanie
naparli na mnie ze wszystkich stron. Poczułem się jak w głębi
oceanu, tyle że bez ciekłego tlenu. Zabrakło mi powietrza
równie szybko, jak pod wpływem ciśnienia w Posępnym
Kanionie. Siłą woli skoncentrowałem się na Gemmie  na tym,
jak zwinnie przeciskała się przez tę chmarę  i zrobiłem to
samo. Rozpychając się łokciami, przebrnąłem do barierki,
wychyliłem się i nabrałem haust powietrza, którego inni nie
zdążyli jeszcze wciągnąć.
Przy barierce nad studnią znalazłem trochę przestrzeni dla
siebie, co od razu poprawiło mi samopoczucie. Zauważyłem, że
otaczający mnie degeneraci są uzbrojeni w trójzęby, sztylety,
łuki oraz kołczany ze strzałami zakończonymi zębami rekina i
ostrymi, spiralnymi muszlami. W razie kłopotów byli gotowi do
ataku. Widok ich prymitywnych narzędzi walki sprawił, że tym
bardziej nie mogłem pojąć, skąd Hadal wytrzasnął
supernowoczesną łódz podwodną.
Zatrzeszczały głośniki i po chwili zabrzmiał hymn
Wspólnoty. Na niższych poziomach rozległ się entuzjastyczny
śpiew, lecz wokół mnie panowała cisza. Zerknąłem na
degeneratów przy barierce. Gdyby nie nagląca sprawa, już
dawno by mnie tu nie było. Degeneraci zacisnęli zęby, ich
twarze przybrały iście morderczy wyraz. Biorąc pod uwagę to, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl