[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I tyś wspaniały szeptała. Ale jesteśmy po raz pierwszy i ostatni ze sobą. Jestem
narzeczoną innego. Nie kocham go. Niech ci się zdaje, \e jestem rzeczywiście czarodziejką,
która zniknie i nie szukaj jej nigdy, przenigdy!
Siedzieli oboje obok siebie w czułym uścisku, zamieniając słodkie słowa i jeszcze słodsze
pocałunki.
Czółno unosiło się na powierzchni, wolno, tak jak wolny był nurt rzeki. Nagle z boku
pojawiła się druga łódka, w której siedziało dwóch mę\czyzn i dwie damy.
Nałó\ maskę! prosił Ferdynand zakrywając swoją twarz. Ona jednak nie myślała o
tym. Kiwnęła przecząco główką. Dała się cała porwać wzruszeniom chwili.
Do stu piorunów, Hanetta, czy to naprawdę ty? dobiegło z sąsiedniego czółna.
Drugi głos dodał:
Tak jest, ona przecie\ jest w Madrycie!
Stój, stój! zawołały oba głosy jednocześnie.
Na Boga, uchodzmy! prosiła nagle baletnica.
To ksią\ę Olsunna i jego fagas. Znasz ich? zapytał Ferdynand.
Tak jest. Szukali mnie, by mi przeszkadzać!
A w takim razie muszę ich tego oduczyć. Nałó\ maskę!
Stanął w czółnie i rozkazał płynąć prosto w kierunku brzegu. Drugie czółno miało dwóch
wioślarzy, więc przybiło do brzegu wcześniej i ksią\ę wraz Gasparinem czekali na zbli\ających
się.
Stój! zawołał ksią\ę Wysiadać!
Ferdynand zapłacił wioślarzowi i wysiadł z Hanettą z czółna.
Proszę zdjąć maski! rzekł Olsunna.
Jakim prawem? zapytał Ferdynand.
Prawem przyjazni.
Z natarczywymi nie znam przyjazni! Zabierajcie się precz!
A, my jednak chcemy tę damę!
Wtedy ustawił się Ferdynand przy swej partnerce i rzekł:
Wezcie ją sobie!
Dobrze!
Olsunna wyciągnął prawicę, lecz w tym momencie otrzymał tak silny cios w głowę, \e
upadł, a Gasparino nim zdarzył się obejrzeć, te\ le\ał na ziemi.
Chodzmy, seniora, przejście wolne.
Podał jej ramię. Nikt mu nie przeszkodził. Najprzód trochę pospieszyli, kiedy jednak
przeszli parę ulic, szli wolniej.
O święta Madonno! rzekła Jak\e się obawiałam o ciebie. Aie jesteś prawdziwym
bohaterem. A teraz zapraszam cię do mojego hotelu.
Poszli. Po szerokich schodach weszli na górę.
Proszę, tu mieszkam.
Wszedł do ładnie urządzonego gabineciku. Obok był pokój sypialny.
Idz tymczasowo do pokoju obok, dotychczas nikt cię nie spostrzegł.
Posłuchał, wkrótce przywołała go, zastał luksusową wieczerzę.
Nazwałeś mnie czarodziejką, muszę cię więc nakarmić i napoić, jak to bywa zwyczajem
dobrych czarodziejek. Proszę usiąść!
Sama wyszła na chwilkę, a ju\ po minucie wróciła w negli\u, w którym mogła zakręcić
głowę nawet najtrzezwiejszemu mę\czyznie.
Oczy jego napawały się jej widokiem. Im dłu\ej trwała wieczerza, tym więcej poddawał się
czarom ślicznej kobiety. Wino rozgrzało jego \yły. Jej spojrzenia, mimowolne dotknięcia rąk i
nóg, cichy słodki ton głosu i ta tajemniczość między nimi& wszystko to razem zło\yło się na
to, \e młody hrabia stracił panowanie nad sobą.
Po wieczerzy usiadła koło niego, spędzili upojną noc na sofie, a kiedy rano się obudził, nie
wiedział, czy rzeczywistość była snem, czy sen rzeczywistością.
Teraz jesteś moją i powiesz mi, kim jesteś prosił.
Jeszcze nie, wieczorem. Przyjdz do mnie, a teraz mo\esz odejść, moje ty serce!
Uścisnęli się jeszcze gorąco i czule i rozeszli się. Nie widział, jak stała przy oknie i patrzyła
za nim okiem smutnym, chciwym. Nie spostrzegł te\, \e naprzeciw hotelu le\ał stary sartago
włóczęga i bacznie patrzył na bramę hotelu. Kiedy Ferdynand wyszedł, poszedł on za nim.
Emanuel oczekiwał brata z niecierpliwością i wypytywał o przygody. Nie mieli przed sobą
tajemnic, więc Ferdynand opowiedział wszystko co prze\ył.
W czasie rozmowy wszedł słu\ący i oznajmił przybycie księcia Olsunny. Zdziwili się&
Ksią\ę wszedł, skłonił się uprzejmie i podał ka\demu z nich rękę.
Usiadłszy spoglądał na nich badawczo, potem przemówił lekkim tonem:
Podczas mego krótkiego pobytu w Madrycie nie mogłem panów odwiedzić, tym
bardziej, \e chciałbym się od was dowiedzieć o sprawie bardzo osobliwej. Zwracam się do
seniora Ferdynanda: wczoraj odbył pan przeja\d\kę czółnem na Manzanares. Czy znał pan tę
damę?
Nie.
Ale dzisiaj zna pan ją?
Nie, ale o ile to nie jest sprzeczne z honorem szlachcica, gotów jestem w tej sprawie
posłu\yć wyjaśnieniem. Wieczorem dowiem się, kim jest owa seniora.
Ksią\ę uśmiechnął się.
Tego się pan dzisiaj nie dowie, bo godzinę po pańskim odejściu, opuściła Madryt.
Do czarta! krzyknął Ferdynand Pan kłamie!
Kłamać? Dla jakiejś tam dziewki!
Panie! Jak pan śmiesz!
Ciszej, ciszej tylko. Znam ją lepiej ni\ pan. Czy to pan wczoraj uderzył mnie po głowie?
Tak.
Bardzo to było rycerskie z pańskiej strony. Ale pan nie zobaczy ju\ tutaj swojej
piękności. Jednak jest dla pana pociecha: ona się z panem niedługo zejdzie i to w wyjątkowo
osobliwych stosunkach.
Jaki cel ma właściwie pańskie przybycie. Mo\e obrazę?
Nie. Chciałem tylko wiedzieć, kto mnie wczoraj powalił na ziemię. Wskazał mi to jeden z
moich wioślarzy, który pana wyśledził. To wszystko, a teraz \egnam panów!
Pobiegli obaj do hotelu i przekonali się, \e ksią\ę powiedział prawdę. Nie było jej!
Ferdinando myślał o tajemniczej nieznajomej, jak o gwiezdzie, co zajaśniała wśród nocy na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]