[ Pobierz całość w formacie PDF ]

płyn.
 Nie ma za co. Widzimy się jutro.
Zmarszczyła brwi.
 Może zrobisz sobie dzień wolnego? Na pewno masz inne
rzeczy, którymi musisz się zająć.
 Już masz mnie dosyć?  zażartowałem.
 Nie!  niemal krzyknęła w proteście. Opanowała się i
spróbowała jeszcze raz, tym razem ciszej.  Nie. Ja tylko&
potrzebuję& przestrzeni.
Nie miała mnie dosyć, ale potrzebowała przestrzeni. Nawet
nie starałem się tego zrozumieć. Pokiwałem tylko głową.
 W porządku.  Zrobiło mi się trochę przykro, co było
głupie. Odsunąłem od siebie to uczucie, pomachałem na
pożegnanie i skierowałem się do drzwi.  W takim razie do
zobaczenia za dzień lub dwa.
Najwyrazniej zachowywałem się zbyt beztrosko, bo Eden
westchnęła tylko z rezygnacją.
 Czekaj. Jesteś dla mnie naprawdę dobry. Zbyt dobry. Mam
przez to mętlik w głowie. Wiem, że gadam bez sensu, ale ja po
prostu pewnych rzeczy nie mogę& To znaczy, moje życie jest& 
Opadła na łóżko i jęknęła, zakrywając dłonią twarz.  Nawet w
moich uszach to brzmi bez sensu. Pewnie myślisz, że jestem
wariatką.
 Nie  powiedziałem.  Nie umiesz tego wyjaśnić, ale jakaś
część ciebie chciałaby to zrobić. Rozumiem. Nie musisz mi nic
tłumaczyć.
 Ale zasługujesz na wyjaśnienia, których po prostu nie
jestem w stanie ci udzielić.  Mówiąc, wbijała oczy w sufit.
 Na nic nie zasługuję. Nie zawracaj sobie tym głowy.
Pamiętaj po prostu& że jeśli kiedykolwiek będziesz miała ochotę
pogadać, to& jestem tu. Wysłucham cię i nie będę oceniać.
 Nie składaj obietnic, których nie będziesz mógł dotrzymać.
 Jej głos był twardy i zimny.
Kolejna enigmatyczna odpowiedz, której nie rozumiałem.
 Nie składam.
 Nie znasz mnie.
 Ale chciałbym cię poznać.  Nie powinienem był tego
mówić, ale powiedziałem.  I tylko o to mi chodzi, Eden.
 Gdybyś mnie znał, zmieniłbyś zdanie.  Odwróciła się do
mnie tyłem, ale zanim to zrobiła, udało mi się dostrzec na jej
twarzy wyraz udręki.
Zawahałem się. Ewidentnie chciała się mnie pozbyć, żeby
móc się wypłakać w samotności, ale z tego samego powodu nie
chciałem zostawiać jej samej. Stałem i patrzyłem na jej plecy, na
przygarbione w obronnej pozie ramiona, na falę jasnych włosów z
ciemnymi odrostami. Eden była teraz taka malutka, taka
nieszczęśliwa, tak strasznie bezbronna. Samotna. Przestraszona.
Usiadłem na brzegu łóżka, przy jej stopach.
 Eden. Nie jesteś sama.
 Jestem. I powinnam być.
 To niemądre. Nikt nie powinien być sam.
Zaczęła się trząść na całym ciele.
 Ja powinnam.
 Dlaczego?  No i proszę. Jednak zapytałem.
Pokręciła tylko głową, milcząco odmawiając odpowiedzi.
 Idz sobie, Carter. Tracisz tylko czas.
 Ale to mój czas i mogę z nim robić, co chcę  oznajmiłem.
 Postanowiłem potracić go tutaj.
Nie dotykałem jej w żaden sposób, choć bardzo chciałem.
Chciałem położyć dłoń na jej łydce, na stopie, na ramieniu.
Zaoferować jej niewinny dotyk pocieszenia. Nie mogłem odejść, a
powinienem. Wiedziałem, że powinienem. Nie dało się
zaprzeczyć, że dziewczyna miała problemy. Kryła w sobie
ogromne pokłady cierpienia, poczucia winy, żalu i udręki.
Wysunąłem rękę i objąłem ją za kostkę.
Kiedy dotknąłem jej skóry, drgnęła i odsunęła się.
 Nie rób tego, Carter. Po prostu nie rób. Znęcasz się nad
sobą i nade mną. Po prostu sobie idz. Bardzo cię proszę. I nie
wracaj.
 Eden&
 Proszę, Carter.  Desperacja nigdy nie wydawała się tak
bolesna.
Podniosłem się powoli z łóżka. Wyszedłem z pokoju, ale
odwróciłem się w drzwiach. Trzęsły się jej ramiona i słychać było
wydobywający się z jej piersi szloch. Zamknąłem oczy, pragnąc
wymazać z świadomości odgłos jej płaczu, choć wiedziałem, że
nie będzie to możliwe. Chciałem odejść, ale po prostu nie
potrafiłem.
Eden wzdrygała się wyraznie na dzwięk każdego kroku,
który robiłem, zawróciwszy do niedużej sypialni. Kiedy usiadłem
znów na łóżku, przysunęła się bliżej ściany, oddalając się ode
mnie. Przycisnęła kolana do piersi i drżała na całym ciele, starając
się pohamować płacz. Bezskutecznie.
Usiadłem przy niej, opierając kolano jednej nogi o łóżko, a
stopę drugiej pozostawiając na podłodze, zwrócony częściowo do
Eden.
 Nie zostawię cię w takim stanie. Nie mogę i po prostu tego
nie zrobię.
 I tak nie możesz nic zrobić.
 Nie próbuję.
 W takim razie czego ode mnie chcesz?  W dalszym ciągu
walczyła ze łzami.
 Niczego od ciebie nie chcę. Chcę być po prostu przy tobie.
 Dlaczego?  To krótkie pytanie zabrzmiało jak wyszeptane
drżącym głosem błaganie.
 Jesteś zbyt piękna, żeby tak się smucić.
Eden nic na to nie odpowiedziała, tylko starała się dalej w
milczeniu zapanować nad płaczem. Po kilku minutach odwróciła
się do mnie. Ująłem ją pod brodę i skierowałem jej udręczone
jadeitowe oczy na mnie.
 Zdecydowałeś się jeszcze bardziej mi to wszystko utrudnić, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl