[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrobione. Tylko boks Mii nadal stał pusty.
Co się mogło stać? Może poród był ciężki? Elizabeth współczuła i córce, i rodzącej kobiecie, bo
doskonale pamiętała, jak bolesne mogą być skurcze. Pamiętała też swój strach, że w każdej chwili coś
może pójść nie tak.
Niespokojnie chodziła po pokoju. Wszyscy już spali. Na dworze było ciemno, wiał wiatr, w powietrzu
wirowały płatki śniegu i przyklejały się do szyb.
Dołożyła drew do ognia i westchnęła. Chciała, żeby w pokoju było ciepło, kiedy Ane wróci. Starając
się nie
115
robić hałasu, poszła do kuchni i nastawiła kociołek z wodą. Po chwili wsypała do wrzątku garść ziół.
Poczekała, aż napar naciągnie, i przelała go do dzbanka, który następnie wzięła ze sobą do salonu. Po
raz setny tego wieczora podeszła do okna i zaczęła wyglądać. Jest! Nareszcie. Zobaczyła córkę
wychodzącą ze stajni. Natychmiast pobiegła do drzwi i otworzyła je szeroko.
- Wejdz! - szepnęła.
Od razu zaprowadziła Ane do salonu i wskazała jej wygodny fotel koło pieca. Kiedy córka usiadła,
podała jej kubek z naparem ziołowym.
- Jak poszło? - spytała w napięciu.
Ane upiła łyk i zaczęła rozwiązywać sznurówki butów.
- Odebrałam dużego chłopca. I matka, i niemowlę czują się dobrze, jak to się mówi. Ale było ciężko,
bo dziecko utknęło. Na szczęście jakoś sobie poradziłyśmy.
- Niepokoiłam się o ciebie - przyznała Elizabeth i wzięła kubek, żeby córka mogła zdjąć żakiet.
- Takie rzeczy się zdarzają. Kiedyś w Bergen kobieta umarła przy porodzie.
Ane siedziała chwilę w milczeniu i po prostu patrzyła przed siebie.
- Jesteś zmęczona? - spytała Elizabeth i natychmiast pożałowała swojego niemądrego pytania.
Dziewczyna tylko pokiwała głową. Po chwili jednak spojrzała na matkę i uśmiechnęła się lekko.
- Moment, kiedy podaję szczęśliwej matce jeAmaleń-stwo, wynagradza mi wszystko. Wtedy
pocieszam się, że Bóg chyba jednak wie, co robi, chociaż my nie zawsze potrafimy to zrozumieć.
- Być może. Pewnie uznał, że biedni nie są w stanie wykarmić wszystkich swoich dzieci, i dlatego
niektóre od razu zabiera do siebie, gdzie na pewno jest im dobrze - odparła Elizabeth.
- Też się nad tym zastanawiałam. Ale dzieci boga-
113
tych także umierają. Zresztą na ogół to właśnie ludzie majętni po mnie posyłają. Biednych na to nie
stać.
- A ci, u których dzisiaj byłaś?
- Chcieli mi oddać ostatnie masło, jakie mieli, ale oczywiście nie wzięłam. Wystarczającą zapłatą było
dla mnie szczęśliwe zakończenie. Obiecali, że będą się za mnie co wieczór modlić - powiedziała Ane.
Nagle głos jej się załamał, zakryła oczy dłonią. Szybko się jednak opanowała.
- Któregoś dnia pojadę do nich i zawiozę im trochę ubrań i coś co jedzenia. Dziecięcych ubranek
chyba nam nie brakuje, prawda?
Matka skinęła głową.
- Oczywiście, jedz do nich. Spełnisz dobry uczynek. Znów zapadło milczenie.
- Jesteś zmęczona? Chcesz się położyć? - zapytała po chwili Elizabeth.
Nagle pomyślała, że jeśli ma powiedzieć Ane o Pernille, musi zrobić to teraz. Rano dom znów
wypełni się ludzmi i nie będzie miała okazji.
- Teraz i tak nie zasnę. Posiedzę tu chwilę, ale jeśli chcesz się położyć, to nie zwracaj na mnie uwagi.
- Nie, prawdę mówiąc, chciałam z tobą o czymś porozmawiać.
Ane spojrzała na nią zaciekawiona, ale i lekko przestraszona.
- To coś poważnego?
- Chodzi o Pernille - oznajmiła Elizabeth, zniżając z ostrożności głos.
Opowiedziała córce całą historię od początku do końca. Ane wysłuchała wszystkiego, nie przerywając
matce, ale wyraznie zbladła.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego od razu? Elizabeth pomyślała, że nie pierwszy raz zataiła coś
przed córką.
- Wciąż kręcili się ludzie, tyle ostatnio się działo
117
zaczęła się usprawiedliwiać. - Tak naprawdę ani przez chwilę nie byłyśmy same. Dlatego
postanowiłam dzisiaj zaczekać, aż wrócisz. Chciałam ci o wszystkim powiedzieć, żebyś się miała na
baczności. Jak Pernille coś postanowi, to łatwo z tego nie rezygnuje.
- Nadal chyba nie powiedziałaś mi wszystkiego - zauważyła Ane.
- To prawda - westchnęła ciężko Elizabeth i głośno przełknęła ślinę. - To dla mnie trudna sprawa. Jak
wiesz, Pernille mnie nienawidzi. Kiedy dzisiaj tak nagle wyjechałaś, niepokoiłam się o ciebie. Wtedy
Pernille rzuciła ze nieszczęścia zwykle chodzą parami i że tobie też może się przytrafić wypadek, jak
Sarze, która wciąż leży w łozku, cała połamana i milcząca.
- Tak powiedziała?
Ane zamilkła. Siedziała i piła napar. -Jest jak anioł śmierci, niby taka miła i pomocna, ale w środku zła
i żądna zemsty - odezwała się po chwili.
- Mam nadzieję, że nie zrobisz nic nieprzemyślanego - zaniepokoiła się matka.
- Na pewno nie, ale sama mówiłaś, żeby się mieć na baczności.
Elizabeth wypiła łyk ziołowej herbaty. Napar zdążył juz wystygnąć, ale zachował smak.
- Podejrzewam, że w swoim kuferku trzyma trutkę na szczury. Nawet chciałam to kiedyś sprawdzić,
ale nie zdążyłam. Niewiele brakowało, a przyłapałaby mnie na gorącym uczynku. No a potem po
prostu o tym zapomniałam. Kiedy znów sobie przypomniałam, nie miałam okazji ponowić próby. /
- Musisz to sprawdzić - uznała Ane.
- Tylko jak...
- Znajdziesz jakiś sposób. Musisz zabrać jej truciznę i zakopać gdzieś nad morzem, gdzie nikt jej nie
znajdzie. Rozumiesz chyba, że to niebezpieczne.
- Ktoś będzie musiał czymś ją zająć. Wtedy to zrobię.
118
- Pomogę ci.
- Ciii! - uciszyła córkę Elizabeth, kładąc palec na ustach. - Mam wrażenie, że coś słyszę - szepnęła.
Podeszła cichutko do drzwi, otworzyła je i rozejrzała się uważnie.
- Nikogo nie ma - stwierdziła. Zamknęła drzwi i wróciła do salonu.
- Byłam pewno, że słyszę jakiś szelest, ale to mógł być kot. Wpuściłam go na noc do domu.
Ane wstała.
- Chodzmy spać, mamo. Jutro się wszystkim zajmiemy.
Elizabeth przytuliła córkę.
- Tak się cieszę, że znów jesteś w domu, Ane.
- Ja też.
Matka i córka poszły razem na górę.
Nazajutrz Pernille niemal w ogóle nie wychodziła z kuchni. Elizabeth nie miała pomysłu, jak ją
stamtąd wywabić. Uznała, że tego dnia raczej nie uda jej się zajrzeć do kuferka opiekunki, kiedy nagle
usłyszeli dobiegający z góry głos Ane:
- Pernille, nie słyszysz, że cię wołam?
- Po co te wrzaski? O co chodzi? - spytała kobieta i ruszyła do drzwi.
- Pomóż mi porządkować ubrania na strychu!
- Dlaczego?
- Bo ty najlepiej wiesz, z czego dzieci już wyrosły, a co jeszcze jest dobre. Trzeba zrobić z tym
porządek. Elizabeth wstrzymała oddech, zastanawiając się, czy Pernille posłucha prośby Ane. Tym
bardziej że nigdy dotąd takich przeglądów nie robili.
- Jakie porządkowanie? Co ona znów wymyśliła? -mamrotała pod nosem opiekunka.
Westchnęła i wyszła.
- Dajcie mi znać, kiedy wróci - zwróciła się Eliza
116
beth do Liny i Helenę, po czym szybko ruszyła do pokoiku Pernille.
Na szczęście klucz od kuferka wisiał obok drzwi. Elizabeth zdjęła go, włożyła do zamka i przekręciła.
Serce biło jej jak oszalałe, czuła kropelki potu na plecach.
- Co ty robisz? - spytała Helenę, zaglądając do środka. Elizabeth wzdrygnęła się, przestraszona.
- Pózniej ci wszystko wyjaśnię. Pilnuj drzwi - wycedziła przez zęby.
Zaczęła pośpiesznie wyjmować leżące w kuferku ubrania; musiała uważać, żeby potem wszystko
odłożyć na miejsce. Pernille nie mogła niczego się domyślić. Elizabeth wyjmowała zdobione
koronkami nocne koszule i bieliznę, i kładła na podłodze.
Papier listowy, pióra, koperty i pachnące mydełka. Gdzie jest trutka? A może jednak wcale jej nie ma?
Kuferek był pusty. Elizabeth odczuła zawód, a zarazem ulgę. Zaczęła z powrotem wkładać rzeczy do
kuferka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl