[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomknęła do domu, żeby wybłagać w kuchni
wÄ™gielki i marchewki, Blanche natomiast, usa­
dowiona w wygodnej pozie na kupce zbitego
śniegu, oświadczyła, że jako sędzia wzięła na
swe barki największy ciężar. Nagrodę w postaci
marchewki otrzymali Bertie i David.
Potem robili orły na śniegu, dopóki Rupert nie
oÅ›wiadczyÅ‚, że to zabawa dobra dla dziewczy­
nek. Blanche i Debbie bawiły się więc dalej,
natomiast mężczyzni odgarnęli śnieg na zboczu
i zaczęli zjeżdżać na butach. Julian szusował
z Davidem na ramionach, wczepionym w jego
wÅ‚osy. ChÅ‚opczyk krzyczaÅ‚ na caÅ‚e gardÅ‚o z rado­
ści, a zapewne trochę i ze strachu.
ZwiÄ…teczny obiad okazaÅ‚ siÄ™ prawdziwie mis­
trzowskim dziełem sztuki kulinarnej. Wszyscy
pałaszowali potrawy z apetytem, po czym Bertie
posłał po kucharkę i wygłosił piękną mowę
dziękczynną.
Blanche, naturalnie, to nie wystarczaÅ‚o. Po­
prosiła pana Hollandera, żeby, o ile, naturalnie,
nie ma nic przeciwko temu, zaprosił do bawialni
całą służbę na świąteczny poncz. Ona chciałaby
Gwiazda betlejemska 107
przy tej sposobności wyrazić im wdzięczność za
ciężką pracę, dzięki której wszyscy mają tak
wspaniałe święta.
- Mogę tylko temu przyklasnąć, lady Folings-
by - powiedział wielebny Moffatt. - Chociaż
z moich obserwacji wynika, że dwoili się i troili
nie tylko służący. Moja małżonka i ja nieprędko
zapomnimy o ciepÅ‚ym przyjÄ™ciu, z jakim spot­
kaliśmy się tutaj, i o staraniach państwa, aby
zabawić nasze dzieci. O ostatniej nocy nie
wspominając. Za to, co pani dla nas zrobiła,
nigdy nie zdołamy się odwdzięczyć, lady Fo-
lingsby. także pani, pani Hollander. Oczywiście
nawet lie będziemy próbowali, bo wiemy, że
uczyniły to panie z dobroci serca, a my z pokorą
przyjęliśmy ten dar.
Debbie gÅ‚oÅ›no siÄ…knęła nosem i szybko sko­
rzystała z chusteczki, którą podał jej Bertie.
- Jeszcze nikt nigdy o mnie tak pięknie nie
powiedział - rzekła wzruszonym głosem. - Ale
ja naprawdę na niewiele się przydałam. To
przede wszystkim zasługa Blanche.
Służący spędzili godzinę w bawialni, racząc
siÄ™ Å›wiÄ…tecznym ciastem, babeczkami z bakalia­
mi i Å›wiÄ…tecznym ponczem. Każdy z nich ob­
darowany zostaÅ‚ przez chlebodawcÄ™ sporÄ… sum­
ką, wicehrabia i wielebny również sięgnęli do
kieszeni..
Julian nie pamiętał, kto zainicjował śpiewanie
108 Mary Bałogh
kolÄ™d, choć z pewnoÅ›ciÄ… byÅ‚a to Blanche. W każ­
dym razie akompaniowaÅ‚a na szpinecie, a Å›pie­
wali wszyscy, wzruszeni i w podniosÅ‚ym na­
stroju.
A potem, kiedy służący odeszli, pani Moffatt
zgotowała wszystkim niespodziankę. Znikła na
chwilę i wróciła, tuląc w objęciach maleńką
córeczką.
Julian zawsze bardzo lubił dzieci. Nie mogło
zresztą być inaczej, skoro podczas wszelkich
zjazdów rodzinnych dzieci byÅ‚o zawsze wystar­
czająco dużo, żeby zatruć życie tym, którzy nie
darzyli ich sympatiÄ…. Na noworodki czy niemow­
lęta nie zwracał jednak uwagi, była to bowiem
domena kobiet. Te najmniejsze istoty potrzebo­
waÅ‚y tylko ich. One je karmiÅ‚y, koÅ‚ysaÅ‚y, przewi­
jały i śpiewały im kołysanki.
Teraz jednak okazało się, że maleństwem
państwa Moffatt jest bardzo zainteresowany.
Dzięki jego narodzinom te święta stały się
bardzo wyraziste, jak nigdy dotÄ…d. I to Blanche
odebrała dziecko. Teraz trzymała je na ręku
i wpatrywała się w nie z taką czułością, że
Julianowi omal nie zakręciło się w głowie. Jak to
wszystko do siebie pasowało. Zliczna Blanche,
ubrana ze skromnÄ… elegancjÄ…, emanujÄ…ca zdro­
wiem, witalnoÅ›ciÄ… i ciepÅ‚em, trzymajÄ…cÄ… w ra­
mionach nowo narodzone dzieciÄ…tko...
Zupełnie jakby to było jej dziecko. I... jego?
Gwiazda betlejemska 109
Natychmiast wyrzuciÅ‚ z gÅ‚owy tÄ™ niedorzecz­
ną, niepokojącą myśl, a jednocześnie przyłapał
się na tym, że spogląda Blanche głęboko w oczy.
Ona zaś uśmiecha się do niego.
Ach, Blanche! Trudno uwierzyć, że jeszcze
tydzień temu patrzył na nią wyłącznie jak na
kandydatkę do uciech. Widział tylko urodę.
Długie, zgrabne nogi, gibką postać, wspaniałe
włosy i śliczną twarz. Nie docierało do niego, że
jest to człowiek, a w pięknym ciele jest duch
jeszcze piękniejszy. Dlatego zakochał się. Tak.
Dotarło to do niego i wzbudziło największe
zdumienie. Nigdy przedtem nie był zakochany.
Owszem, żądzę czuł niezliczoną ilość razy.
Czasami, zwÅ‚aszcza we wczesnej mÅ‚odoÅ›ci, na­
zywaÅ‚ to miÅ‚oÅ›ciÄ…, ale nigdy jeszcze nie od­
czuwał tak bolesnej wręcz potrzeby drugiego
człowieka. I nie chodziło o to, żeby tylko posiąść
Blanche, chociaż tego, naturalnie, chciał także.
Pragnął czegoś więcej, o wiele więcej. Chciał być
częścią niej, częścią życia tej niezwykłej kobiety,
a nie tylko przelotnym właścicielem jej ciała.
Uśmiechnął się do Blanche, może i trochę
niepewnie, ale uśmiechnął się. Tę wymianę
uśmiechów zauważyła pani Moffatt.
- Sądzę, że pan, milordzie, i lady Folingsby
jesteście małżeństwem od niedawna.
Podtekst byÅ‚ aż nadto oczywisty. Zbyt krót­
ko, żeby cieszyć się potomstwem.
110 MaryBalogh
- Od niedawna.
Cóż innego mógł powiedzieć ? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl